Zbliżało się późne popołudnie. Starym zwyczajem emeryt Protazy szykował się do obejrzenia codziennej audycji w telewizji. Usadowił się wygodnie w fotelu
i już miał włączyć telewizor, gdy nagle rozległ się głos dzwonka u drzwi.
Ten dźwięk nigdy nie zapowiadał dla emeryta nic przyjemnego. Nie dość, że zakłócał ciszę czterech ścian jego mieszkania, to jeszcze wiązał się
z niepewnością, jakie mogą być następstwa tego dzwonienia.
Rozdrażniony faktem, że ktoś zakłóca mu oglądanie telewizji podszedł do drzwi i spojrzał przez wizjer. Zobaczył w nim jakąś młodą osobę w kolorowej bluzce
i spodniach dżinsowych. Z wyglądu osoba ta nie budziła jakichś podejrzeń ani złych skojarzeń, dlatego Protazy otworzył drzwi. Zaledwie to uczynił, usłyszał głos młodej kobiety:
– Dzień dobry, wujaszku. Przepraszam, że tak bez uprzedzenia, ale w ostatniej chwili zdecydowałam się wyjechać na wczasy, Nie zdążyłam jednak na pociąg. W twoim mieście jestem przejazdem i pomyślałam, że mogłabym się u ciebie zatrzymać na noc, a jutro z samego rana mam następny pociąg. Długo więc nie zabawię, a nie chciałabym spędzić bezsennej nocy na dworcu.
Protazy zesztywniał z wrażenia, słysząc słowa nieznanej panienki. Przecież nie ma on żadnej siostrzenicy. Skąd więc ten „wujaszek” i w ogóle chęć noclegu
w jego mieszkaniu? Zapytał zatem tę osobę, czy jest pewna, że trafiła do właściwego mieszkania.
– Ależ, wujaszku – odparła – czy myślisz, że nie wiem, gdzie mieszkasz? Nie byłam tu, co prawda, od trzech lat, ale jeszcze nic z pamięci nie uleciało.
Powiedziawszy te słowa nie czekała na odpowiedź Protazego i energicznym krokiem wkroczyła z walizką na kółkach do mieszkania emeryta. Protazy, jako człowiek skromny i pokorny, nie śmiał zaprzeczyć słowom rzekomej siostrzenicy. Czekał więc na dalszy rozwój wydarzeń.
– Może mógłbym czymś poczęstować? – spytał nieśmiało.
– Nie, nie, nie ma takiej potrzeby – odparła nieznajoma. Dbam o linię i się odchudzam, dlatego nie jadam kolacji. Ewentualnie mogę się napić herbatki.
Protazy poszedł do kuchni, przygotował dwie szklanki tego napoju i przyniósł je do pokoju, stawiając na stole tuż przed rzekomą siostrzenicą, która rozsiadła się wygodnie w fotelu emeryta. Protazy nie śmiał jej oczywiście poinformować, że ten fotel to jego osobiste miejsce. Usiadł więc na krześle i przysunął do siebie swoją szklankę herbaty.
Przez pierwsze pięć minut obydwoje popijali gorący napój, patrząc na siebie
w milczeniu. Oczywiście Protazy unikał spojrzeń obcej niewiasty, odwracając wzrok ku ścianom.
Ona zaraz to zauważyła:
– Cóż to wujaszku, jesteś taki nieśmiały? Unikasz mojego wzroku. Nie bój się, nie zjem ciebie. Przyjechałam tylko na nocleg. Po chwili rozejrzała się po mieszkaniu i z zatroskaniem stwierdziła:
– O, widzę, wujaszku, że masz tylko jedno łóżko. Nie szkodzi. Mam ze sobą śpiwór. Rozłożę go sobie na podłodze i jakoś wspólnie przetrwamy tę noc.
O inne rzeczy też nie musisz się martwić. Mam ze sobą piżamę i ręcznik. Wiesz, wolę używać osobistych rzeczy. Nie wiadomo, gdzie człowiek trafi na tych wczasach. A nuż będą tam w łazienkach jakieś wirusy. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie mam zaufania do twojej łazienki, ale po co mam robić ci kłopot? Zresztą, po co ja tyle gadam o łazience. Lepiej powiedz, co u ciebie, wujaszku.
Protazy nadal był w szoku. Gadatliwość rzekomej siostrzenicy spowodowała, że milczał i słuchał jej wypowiedzi, czekając, że może zorientuje się, iż zaistniała pomyłka. Nic jednak na to nie wskazywało. Emeryt odpowiedział więc krótko:
– Co słychać u mnie? Nic specjalnego.
– Wiesz, wujaszku – odparła – to może i dobrze. Lepiej, jak nic nie słychać niż gdyby było słychać źle. Pewnie, że lepiej byłoby, gdyby było słychać dobrze, ale wiesz – nigdy nie ma tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej.
Gadatliwość nieznanej osoby spowodowała, że szybko zrobił się późny wieczór
i nadchodziła pora snu.
– Wiesz, wujaszku, jutro mam pociąg o wczesnej godzinie, więc muszę położyć się również wcześniej, żeby nie zaspać. Pozwolisz, że pójdę do łazienki się umyć, przedtem jednak rozłożę śpiwór.
Protazy oniemiały patrzył na wyczyny swej towarzyszki, która zgrabnym ruchem
wyciągnęła z walizki zwinięty w rulon śpiwór i rozłożyła go na podłodze pod oknem. Zaledwie to zrobiła, zaraz udała się do łazienki z własnym ręcznikiem
i piżamą. Protazy siedział nieruchomo na krześle, nie mogąc dojść do równowagi. Dziwił się, że po tylu godzinach ta kobieta nadal nie rozumie, że trafiła do niewłaściwego mieszkania.
Po mniej więcej piętnastu minutach rzekoma siostrzenica wyszła z łazienki.
– No dobrze, ja już jestem gotowa do snu. Teraz zostawiam łazienkę tobie, wujaszku. Rób sobie, co tam chcesz, ja idę spać.
Po tych słowach wsunęła się zwinnie do śpiwora i odwróciła się na bok w stronę drzwi balkonowych. Protazy nadal nie mógł znaleźć uzasadnienia dla takiego zachowania nieznanej mu osoby. Cóż jednak mógł innego zrobić? Podobnie jak ona poszedł do łazienki, umył się, założył piżamę i położył się do swego łóżka. Długo nie mógł zasnąć. W głowie zaczęły mu się rodzić najgorsze domysły. Nie znal przecież w ogóle tej domniemanej siostrzenicy. Może ona tylko udaje, że śpi i czeka aż on uśnie? Wtedy może okraść mieszkanie, a dodatkowo odurzyć go jakimś gazem usypiającym. Zaczął sobie robić wyrzuty. Po co w ogóle ją wpuszczał do mieszkania? Mógł przecież powiedzieć, że to pomyłka i zamknąć jej drzwi przed nosem. Pogrążony w myślach Protazy nie wiedział, kiedy zasnął. Gdy otworzył oczy, za oknem zaczęło się rozwidniać. W pokoju panował półmrok, ale w nim emeryt dostrzegł krzątającą się wokół śpiwora postać rzekomej siostrzenicy. Ta spojrzała w stronę Protazego i, może nie chcąc go gwałtownie budzić, rzekła szeptem:
– Nie musisz wstawać, wujaszku. Chyba że chcesz za mną zamknąć drzwi. Pójdę tylko do łazienki, żeby się ubrać i umyć. Potem zaraz zmykam, boję się, że nie zdążę na poranny pociąg. Gdy jego towarzyszka znikła w łazience, Protazy szybko podniósł się z łóżka i ubrał. Uznał, że nie wypada przy niej chodzić po mieszkaniu w negliżu.
Po dwóch minutach nieznajoma wyszła z łazienki. Schowała wszystkie swoje rzeczy do walizki i rzekła do emeryta:
– To ja już będę się zbierać, wujaszku. Na mnie czas. Acha, byłabym zapomniała. Jak się miewa ciotunia? Jakoś jej tu nie widziałam, czyżby wyjechała?
– Jaka ciotunia? – zdziwił się Protazy.
– Jak to, jaka? – z kolei zdziwiła się nieznajoma. Przecież masz żonę, wujaszku.
– Ja żonę? Ależ skąd! Prawdę powiedziawszy, to widzę panią pierwszy raz
w życiu. Nie wiem, kim pani jest/
– Co takiego? – zdumiona zapytała nieznajoma. Przecież jesteśmy w bloku pod numerem osiem.
– Nie – rzekł Protazy. Blok o takim numerze stoi o sto metrów dalej.
W tym momencie twarz domniemanej siostrzenicy zrobiła się blada z wrażenia.
– Ojej – rzekła – chyba pomyliłam domy. Przepraszam pana za to zamieszanie. Teraz te domy są takie podobne do siebie. Wczoraj przyszłam tu, kiedy się ściemniło i nie spojrzałam na numer domu.
– Ależ nic się nie stało – rzekł dyplomatycznie Protazy. Życzę pani dobrej podróży na wczasy.
Zmieszana i trochę zawstydzona całą sprawą rzekoma siostrzenica podziękowała za gościnę i szybkim krokiem wyszła z mieszkania Protazego, wioząc za sobą walizkę na kółkach.
Emeryt zamknął drzwi i wziął głęboki oddech. Pomyślał sobie, że w przyszłości w podobnych przypadkach będzie chyba musiał opracować ankietę personalną
i dać do wypełnienia przybyszowi. Wtedy łatwiej będzie mu stwierdzić, z kim ma do czynienia.