Bajki Wuja

Emeryt Protazy był człowiekiem zdyscyplinowanym. Zawsze starał się postępować zgodnie z obowiązującymi przepisami. Przestrzegał wszelkich reguł, jakie wynikały z tych przepisów. Również i tych związanych z segregacją odpadów. Przy klatce wyjściowej z bloku, w którym mieszkał emeryt, znajdowało się pomieszczenie przeznaczone do wyrzucania śmieci nie podlegających segregacji. W pomieszczeniu tym znajdowały się trzy kontenery, które były codziennie opróżniane przez przedsiębiorstwo zajmujące się wywozem odpadów. Dla odpadów segregowanych przewidziano komórkę stojąca na świeżym powietrzu w odległości około czterdziestu metrów od bloku Protazego. Należało tam wrzucać papier, szkło, tworzywa sztuczne i metale.

Jako miłośnik dżemu morelowego emeryt od czasu do czasu opróżniał kolejny słoik, z którym, zgodnie z przepisami, chodził przez całe podwórze do tej komórki. Otwierał ją kluczem (każdy lokator otrzymał taki klucz od administracji) i wrzucał pusty słoik do odpowiedniego pojemnika.

Pewnego dnia Protazy obudził się w nienajlepszym humorze. Odczuwał lekki bol głowy. Za oknem dostrzegł zachmurzone, ciemne niebo. Nie wróżyło to jakieś sprzyjającej pogody wpływającej pozytywnie na samopoczucie. Z niechęcią wstał z łóżka. Wolno poszedł do łazienki i po codziennej toalecie zabrał się do przygotowywania porannego posiłku. Właśnie zauważył, że, robiąc kanapki, wydłubał ze słoika resztki dżemu morelowego. Fakt ten sprawił, że Protazy stawał wobec obowiązku utylizacji pustego słoika, czyli wyniesienia go do komórki i wrzucenia do pojemnika na szkło.

Tego dnia odczuwał jednak wyjątkową niechęć do poruszania się. Była ona tak duża, że nawet perspektywa przejścia czterdziestu metrów wydawała się przedsięwzięciem trudnym do zrealizowania. Pomyślał zatem, że może
w drodze wyjątku wyjdzie tylko z budynku, u boku którego znajdowało się pomieszczenie z kontenerami na odpady nie podlegające segregacji. Wydawało mu się, że ostatecznie taki niewielki słoiczek nie będzie stanowił jakiegoś widocznego elementu w całej masie innych śmieci.

Niewiele myśląc, Protazy wziął ten słoik do ręki i po cichu wyszedł z mieszkania. Idąc w stronę drzwi wyjściowych z bloku, rozglądał się na wszystkie strony. Patrzył, czy ktoś go nie obserwuje. Mógłby być zauważony i posądzony o jakieś niejasne zamiary co do pustego słoika po dżemie.

Zbieg okoliczności sprawił, że w tym samym czasie zarządzono przeprowadzenie kontroli przestrzegania przez mieszkańców przepisów o segregacji odpadów.
W tym celu urząd miasta zwołał naradę burmistrzów dzielnic. W wyniku narady w każdej dzielnicy powołano kontrolerów, którzy mieli chodzić po osiedlach
i obserwować osoby wynoszące śmieci z budynków.
Pech chciał, że w momencie, gdy Protazy wychodził ze słoikiem w ręku i zbliżał się do pomieszczenia z kontenerami, przechodził właśnie taki kontroler. Oczywiście nie miał żadnego munduru ani odznaki, aby łatwiej mógł przyłapać kogoś na gorącym uczynku.

Emeryt otwierał właśnie drzwi do tego pomieszczenia, gdy nagle usłyszał za plecami jakiś głos:
– Gdzie to się pan wybiera z tym słoiczkiem?

Protazy odwrócił się i zobaczył jakiegoś nieznanego osobnika. Zaskoczony nie zapytał nawet, z kim ma do czynienia, ale zaraz odpowiedział:

– Ja? Idę go wyrzucić.
– Tutaj? – pytał nieznajomy kontroler. Przecież to opakowanie jest szklane. Powinien pan wiedzieć, że takie rzeczy wrzuca się do pojemnika przeznaczonego na szkło. O ile mi wiadomo, taki pojemnik jest w komórce, która znajduje się tam. Tu wskazał ręką na obiekt znajdujący się w odległości około czterdziestu metrów od budynku.
– To tam powinien się pan udać, a nie wyrzucać do odpadów nie podlegających segregacji. Jestem kontrolerem przestrzegania przepisów o segregacji odpadów mianowanym przez urząd burmistrza. Mam obowiązek informowania mojego pracodawcy o wszelkich próbach naruszania takich zasad. Muszę sporządzić protokół i opisać przebieg zdarzenia. Proszę pana o dowód osobisty.

– Dowód? – zdziwił się Protazy. Ależ ja wyszedłem tylko na chwilę, żeby wyrzucić słoik. Nie mam dowodu przy sobie.
– To będziemy musieli pójść do pana mieszkania, żeby spisać pana dane osobowe – stwierdził kontroler.
– Ale ja pana nie znam – bronił się Protazy. Skąd mogę wiedzieć, że pan chce tylko spisać moje dane z dowodu.
– Proszę bardzo – odrzekł kontroler i wyjął z kieszeni pismo z urzędu dzielnicy upoważniające go do zbadania przestrzegania przepisów o segregacji odpadów.

Protazy poczuł się niepewnie. Wszelkie próby obrony i wyjścia z tej niezręcznej sytuacji okazywały się coraz mniej skuteczne. Najgorsze było to, że przecież Protazy jeszcze nie wyrzucił słoika, a już był oskarżony o naruszenie przepisów. Chciał właśnie zwrócić uwagę kontrolerowi, że nie został złapany na gorącym uczynku. Słoik nadal przecież trzymał w ręku, mógł więc nie mieć w ogóle zamiaru wyrzucenia go do kontenera. Kontroler, dla odmiany, twierdził, że zachowanie Protazego wyraźnie wskazywało na zamiar wrzucenia słoika do niewłaściwego kontenera.

Wymiana wzajemnych racji emeryta i kontrolera trwała w najlepsze, gdy
w pewnym momencie Protazy usłyszał znany glos, którego raczej nie chciał słyszeć. Był to nie kto inny, jak tylko zbir, który właśnie przypadkowo przechodził obok bloku emeryta.

– Cześć, staruszku – odezwał się do Protazego. O co tak się spierasz?
– Ten pan nie przestrzega przepisów o segregacji odpadów i jeszcze usiłuje mi przeszkadzać w wykonywaniu moich obowiązków – wyjaśniał kontroler.

Zbir, widząc w ręku Protazego słoik po dżemie, zdziwił się, że przyczyną tego zamieszania był niewielki szklany przedmiot i rzekł:

– Ta cała afera przez ten słoik? Nie ma o co. Taki słoiczek przydałby mi się. Jak ci niepotrzebny, staruszku, to ja go chętnie wezmę. Właśnie idę do znajomego kolesia, który mnie i paru jeszcze innych kumpli zaprosił na degustację bimberku jego własnej produkcji. Pomyślałem, że z takiego słoiczka będzie dobrze smakował. Przecież nie będę ciągnął z gwinta. Kultura musi być. Odpad znikł. Już go nie ma.

Zbir chwycił energicznie słoik i oddalił się. Kontroler zdębiał i stał przez chwilę, jak wryty. Potem tylko coś tam mruknął i odszedł w nieznanym kierunku. Protazy stał sam przez chwilę przed blokiem. Pomyślał, że choć zbir nie cieszy się jego specjalnym zainteresowaniem, to jednak czasem może być przydatny.