Pewnego ranka do mieszkania Protazego ktoś zapukał. Jak zawsze, każde pukanie zrodziło w umyśle emeryta domysły, kto to tak dobija się do drzwi
i zakłóca spokój w jego czterech ścianach. Z jednej strony takie pukanie stwarzało zagrożenie. Za drzwiami mógł stać jakiś złodziej lub naciągacz reklamujący wątpliwej przydatności u sługi lub towary. Z drugiej jednak strony może ktoś pukać, kto ma do przekazania jakąś ważną wiadomość.
Targany takimi wątpliwościami Protazy podszedł po cichu do drzwi, żeby nie zdradzić swojej obecności. Uchylił wizjer i zobaczył w nim stojących sąsiadów – braci malarzy – Mariusza i Dariusza. Odetchnął z ulgą, bo wiedział już, z kim ma do czynienia. Bez wahania otworzył więc drzwi i zaprosił braci do środka.
– Dzień dobry panu – już od progu zaczął rozmowę Dariusz. Mamy dla pana pewną propozycję. Protazy pobladł na twarzy i zrobił przestraszoną minę. Każda propozycja wydawała mu się zakłóceniem jego ukształtowanego od lat porządku każdego dnia. Obawy emeryta rozwiał zaraz drugi z braci Mariusz, który rozwinął wypowiedź Dariusza:
– Czy był pan kiedyś na aukcji obrazów?
– Nie – odparł Protazy domyślający się, co jest przedmiotem propozycji.
– To się dobrze składa – rzekł Dariusz. Właśnie wybieramy się z bratem na taką aukcję i pomyśleliśmy, że może pan poszedłby z nami. Zobaczy pan, jak ona wygląda.
W pierwszej chwili Protazy skrzywił się na twarzy, bo niespecjalnie zapatrywał się na perspektywę pokazania się publicznie i to w gronie znawców sztuki. Sam raczej nie był ekspertem i nie interesował się malarstwem. Po krótkiej chwili namysłu zmienił jednak nastawienie i odpowiedział braciom:
– W porządku. Dziękuję za zaproszenie. Pójdę z panami.
– To bardzo dobrze – odpowiedział Mariusz. Za godzinę przyjdziemy po pana.
Bracia szybko opuścili lokal Protazego i udali się do swego mieszkania. Emeryt zaczął niezwłoczne przygotowania do takiej imprezy. Szybko wyjął z szafy trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy, buty na skórzanym obcasie i ciemnozielony beret z antenką. Zaraz to wszystko założył na siebie. Musiał się przecież godnie zaprezentować w oczach uczestników aukcji i starannym wyglądem wzbudzić ich zaufanie.
Po upływie godziny, jak to zapowiadali, bracia-malarze ponownie przyszli do mieszkania Protazego i cała trójka udała się na aukcję. Bracia mieli samochód, więc emeryt nie musiał martwić się o dojazd. Po dwudziestu minutach zajechali po okazały budynek z odrestaurowaną fasadą i bogato ozdobiony ornamentami. Protazy pomyślał, że musiał to być jakiś gmach muzeum.
Po wejściu do środka bracia witali się z innymi malarzami, bo byli dość znani
w środowisku artystycznym. Protazy czuł się nieco wyobcowany, co wywołało
w nim uczucie dyskomfortu. Nie dość, że nigdy nie był na aukcji, to jeszcze widział dokoła siebie mnóstwo nieznanych osób.
Po chwili wszyscy przeszli do sali, gdzie pod jedną ścianą stały na sztalugach różne obrazy. Zebrani zajęli miejsca na krzesłach. Niebawem pojawił się prowadzący aukcję, który przywitał uczestników i przedstawił w paru słowach charakterystykę obrazów przeznaczonych na aukcję. Wystawiono na sprzedaż kilka dzieł malarzy dziewiętnastowiecznych. Mimo że nie były to pierwszoplanowe nazwiska, ceny wywoławcze ich prac przyprawiały emeryta
o zawrót głowy. Pomyślał, że cena najtańszego obrazu przekraczała wysokość jego emerytury co najmniej pięćdziesiąt razy.
Aukcja przebiegała dość sprawnie i Protazy mógł się naocznie zapoznać się z jej zasadami. W pewnym momencie, gdy chętni podawali kolejne propozycje cenowe, nad głową emeryta zaczęła krążyć mucha. Co chwila zlatywała na twarz emeryta i drażniła mu skórę. Protazy, nie chcąc zakłócać atmosfery wśród zebranych, odganiał ją nieznacznym dmuchnięciem ustami. Mucha była jednak uparta. Mimo że emeryt cierpliwie podejmował kolejne próby pozbycia się jej, ta uporczywie krążyła nad głową Protazego, siadając co chwila na jego twarzy.
Walka emeryta z muchą trwała równolegle z kończącą się kolejną sesją sprzedaży jednego z obrazów. Prowadzący aukcję zadał pytanie:
– Kto da więcej? W tym samym momencie Protazy odruchowo podniósł rękę do góry, by odgonić natarczywą muchę. Prowadzący aukcję zauważył ten ruch ręki emeryta i od razu głośno zakomunikował na całą salę:
– Brawo, pan w różowej koszuli i w krawacie w grochy daje więcej. Świetnie, to znaczy, że deklaruje pan ponad 20.000 złotych. Ile konkretnie?
Protazy był zupełnie zaskoczony wypowiedzią prowadzącego. Nic przecież nie deklarował, a tu raptem ma odpowiedzieć na pytanie, ile ma dać ponad 20.000 zł. Przecież to absurd! Skąd miałby wziąć tyle pieniędzy? Zdesperowany emeryt zaczął machać rękami w poziomie, jakby chciał zaprzeczyć słowom prowadzącego. Ten, jakby nie rozumiejąc gestów Protazego, nadal próbował nawiązać z nim dialog:
– Śmiało, proszę pana w różowej koszuli, aby pan powiedział, ile pan deklaruje za ten obraz. Co ciekawe, nikt z zebranych nie zaproponował nowej ceny za to dzieło, co jeszcze bardziej sugerowało, że Protazy został jako jedyny na placu boju w walce o zakup obrazu.
Bracia malarze siedzący obok nie mogli wyjść z podziwu:
– Panie sąsiedzie, nie wiedzieliśmy, że jest pan znawcą malarstwa i takim zasobnym emerytem – zagadnął Mariusz do Protazego.
– Ależ ja nic nie chciałem kupować, odganiałem jedynie muchę – tłumaczył emeryt..
Po tych słowach Protazy wstał i na całą salę rzekł do prowadzącego:
– To nieporozumienie, machnąłem ręką, bo chciałem odgonić muchę. Nie zamierzałem kupować tego obrazu.
Wypowiedź emeryta rozśmieszyła zebranych. Na sali zrobiło się spore zamieszanie. Narastał hałas. Prowadzący stał zdezorientowany, nie wiedząc, co począć. Zebrani wydawali się tak rozluźnieni i zdekoncentrowani, że chyba zapomnieli, po co tu przyszli. Bracia malarze szepnęli do Protazego:
– Lepiej chodźmy stąd.
Po chwili dyskretnie wymknęli się z sali aukcyjnej. Nie chcieli dopuścić do sytuacji, gdyby prowadzący aukcję nie przyjął tłumaczenia Protazego i uznał go za nabywcę. Wtedy emeryt musiałby zapłacić za ten obraz niewyobrażalną dla niego sumę. Wkrótce wsiedli do samochodu i odjechali w drogę powrotną do domu.
W czasie jazdy radzili Protazemu, żeby w takich przypadkach (jeśli jeszcze się zdarzą) odgarniał muchę w bardziej dyskretny sposób i nie wprowadzał w błąd prowadzącego aukcję.
– Co innego miałem robić? – tłumaczył się Protazy. Przecież przez dobre 15 minut tylko dmuchałem na tę muchę, siedząc bez ruchu. Była jednak na tyle uparta, że musiałem wreszcie użyć ręki.
Bracia malarze ze zrozumieniem pokiwali głowami . Zrozumieli jednak, że jeżdżenie z Protazym na kolejne aukcje związane byłoby ze zbyt dużym ryzykiem.