Bajki Wuja

Nastał lipcowy upalny dzień. Wysoka temperatura pobudza na ogół do aktywności wszelkie owady. Raptem, jak spod ziemi, pojawiają się wszelkie osy, pszczoły, bąki, muchy, komary i inne żyjące stwory, które dotąd kryły się uśpione gdzieś w różnych zakamarkach.

Emeryt Protazy obudził się tego dnia dość wcześnie. Wysoka temperatura i intensywne słońce nie nakłaniały do długiego snu. Emeryt powoli wstał z łóżka i, jak zawsze, miał udać się po poranne zakupy. Przedtem jednak postanowił wpuścić do wnętrza swojego zacisznego mieszkanka trochę świeżego powietrza. Wiadomo, rano jest ono najlepsze, bo potem w ciągu dnia nagrzane słońcem nie odznacza się już takimi orzeźwiającymi własnościami. Protazy uchylił drzwi balkonowe i już po kilku sekundach błogą ciszę jego czterech ścian wypełniło złowrogie basowe brzęczenie. Oznaczało to niechybnie, że na teren jego posiadłości wtargnęła duża mucha.

Ten fakt od razu wywołał rozdrażnienie emeryta. Natrętne brzęczenie dość skutecznie działało na naruszenie stabilizacji nerwowej. Wtargnięcie muchy pokrzyżowało plany Protazego. Miał bowiem teraz wyruszyć do sklepu po zakup pieczywa, jego ulubionego dżemu morelowego i codziennej gazety. Niestety, mucha oddalała realizację ambitnych zamierzeń.

Emeryt postanowił pozbyć się szybko intruza, aby w spokoju wyjść z domu. Chwycił więc jakiś ręcznik i usiłował zgładzić nim latającego po całym pokoju owada. Zamknął nawet otwarte poprzednio drzwi balkonowe, aby móc zabić to natrętne stworzenie. Problem polegał jednak na tym, że mucha dość sprawnie przemieszczała się po całym pokoju i dosięgnięcie jej nawet za pomocą ręcznika nie było łatwe. Ukrywała się sprytnie w zakątkach, a jej obecność zdradzało basowe brzęczenie. Protazy był jednak nieprzejednany i zaciekle podążał śladami owada zmieniającego co chwilę miejsce pobytu.

W pewnym momencie mucha wynurzyła się z ukrycia i spoczęła sobie na jednej ze ścian. Rozradowany Protazy widokiem swojego łupu wziął duży zamach i uderzył ręcznikiem. Ruch ręki trwał jednak na tyle długo, że mucha błyskawicznie zmieniła miejsce swego pobytu, a nieszczęsny emeryt, nie mogąc powstrzymać zamaszystego ruchu ręki, uderzył z całej siły ręcznikiem w wiszący na ścianie obrazek, który z hukiem spadł na podłogę, a pokrywające go szkło rozprysło się na drobne kawałki.

Protazy był wściekły. Nie dość, że nie zdołał uporać się z latającym intruzem, to jeszcze poniósł nieprzewidzianą stratę w postaci rozbitego obrazka. Nie był to może jakiś wybitny eksponat malarski, raczej tradycyjny pejzażyk, ale wisiał tam od trzydziestu lat i stanowił nieodłączną dekorację ściany. Teraz wtargnięcie tej niesfornej muchy spowodowało zburzenie jednego z fundamentalnych okazów mieszkania. Rozjuszony Protazy jeszcze bardziej intensywnie zaczął tropić ukrywającą się muchę. Stale dobiegało jego uszu jej brzęczenie, ale znów sprytnie się ukryła i tylko po jej odgłosie emeryt mógł przypuszczać, gdzie się znajduje.

Nagle nadarzyła się kolejna okazja do zgładzenia intruza, bo zobaczył, że mucha spaceruje sobie po podłodze. Problem był jednak w tym, że wybrała sobie miejsce pod stołem. Żeby tam dotrzeć, Protazy musiał uklęknąć i schylić głowę tak, by znalazła się pod blatem stołu. Tak też uczynił i gdy uznał, że nadeszła odpowiednia chwila do ataku, machnął ręcznikiem. Ponieważ pod stołem możliwości ruchu były dość ograniczone, uderzenie okazało się mało precyzyjne i mucha z łatwością zmieniła miejsce pobytu. Na domiar złego Protazy, chcąc wstać z kolan, uderzył głową o blat stołu i aż zasyczał z bólu. Wyczuł, że w miejscu uderzenia pojawił się guz. Musiał więc przerwać batalię z muchą i poszedł do kuchni, aby przyłożyć do głowy zimny nóż.

Nagle przypomniał sobie, że miał iść do sklepu. Była to o tyle pilna sprawa, że mógł przyjść za późno i nie dostać swego ulubionego dżemu morelowego oraz gazety, którą inni mogli wykupić. Uznał więc chwilowe zawieszenie broni w walce z muchą i z obolałą głową udał się do pobliskiego sklepu i kiosku. Po dokonaniu zakupów Protazy wrócił do domu i już od progu nasłuchiwał odgłosów, które mogłyby zdradzić obecność muchy.

Dziwnym trafem owad ucichł. Widocznie odpoczywał po męczących lotach w mieszkaniu emeryta. Protazy też postanowił kontynuować przerwę w polowaniu na intruza. Uznał, że nadszedł najwyższy czas na przygotowanie śniadania. Jak zwykle, zrobił sobie herbatę i dwie kanapki z dżemem morelowym. Uzbrojony w takie apetyczne produkty poszedł do pokoju, by ustawić kubek z herbatą i talerz z kanapkami na stole. Usiadł wygodnie w fotelu, aby w spokoju spożyć posiłek i przejrzeć gazetę.

Ledwo rzucił okiem na kilka nagłówków z pierwszej strony i nagle znów usłyszał złowrogie odgłosy. Widocznie mucha zwabiona zapachem dżemu morelowego uznała, że trafia się świetna okazja do spożycia smakołyku i ponownie się uaktywniła. Protazy wykazywał czujność. Szybko podniósł się z fotela i wyszedł z pokoju, aby przynieść ręcznik, który zostawił w kuchni.

Wróciwszy do pokoju, ujrzał widok, który wprowadził go w najwyższe oburzenie. Gdyby przejrzał się w lustrze, zobaczyłby osobnika o nienaturalnie wykrzywionej twarzy wskazującej na wściekłość z dzikimi oczami wyrażającymi nienawiść. Oto na stole koło jego bezcennych kanapek kręciła się mucha.

Zdeterminowany Protazy ruszył energicznie z ręcznikiem w kierunku stołu, żeby podjąć kolejną próbę zgładzenia intruza. Nie zachował jednak w swych poczynaniach umiaru. Wykonał potężny zamach ręcznikiem i uderzył w stół. Nie przewidział tylko tego, że zamiast w muchę trafił w kubek z herbatą. Ta oczywiście wylała się na podłogę, tworząc sporych rozmiarów kałużę. Emeryta znów ogarnęło uczucie wściekłości połączone z bezradnością. Krnąbrny owad ponownie gdzieś odleciał, jakby chciał się z nim przekomarzać w nieskończoność.

Protazy znów musiał przerwać zmagania. Poszedł do łazienki po ścierkę, aby wytrzeć rozlaną herbatę z podłogi. Szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że na ziemię nie spadł jego kultowy, dwudziestoletni kubek, który pozostał przewrócony na blacie stołu. Utrata tego cennego przedmiotu stanowiłaby kolejny wyłom w niezmienionym od lat wyposażeniu domowym. Uderzenie ręcznikiem nie pozostało bez wpływu na kanapki z dżemem morelowym. Część dżemu przykleiła się bowiem do ręcznika, który z tego powodu nadawał się tylko do prania.

Emeryt postanowił więc ocalić kanapki i mimo kontaktu z ręcznikiem zaniósł je do kuchni w celu uzupełnienia niedoboru dżemu. Czynność tę na razie odłożył na później, bo znów usłyszał brzęczenie muchy bezkarnie harcującej po pokoju. Szybko zaniósł do łazienki pobrudzony ręcznik i wziął inny, którym zamierzał zadać śmiertelny cios znienawidzonemu intruzowi.

Wszedł do pokoju i, idąc śladem brzęczącego owada, doszedł do okna. Istotnie, intuicja go nie zawiodła. Zobaczył, że mucha siedzi sobie beztrosko na szybie tuż nad doniczką z kwiatkiem stojącą na parapecie. Protazy uznał, że lepszej okazji już chyba mieć nie będzie. Mucha ukazała się w pełnej krasie na odsłoniętej szybie. Wystarczyło tylko wykonać szybkie i skuteczne uderzenie, by pozbawić życia natrętnego przybysza. Faktycznie, Protazy wykonał taki ruch, ale po drodze zawadził o doniczkę, która razem z kwiatkiem wylądowała na podłodze. Emeryta czekała zatem kolejna czynność porządkowa. Musiał pozbierać rozsypaną ziemię z podłogi i ułożyć ją w doniczce, która się na szczęście nie rozbiła. Kwiatek natomiast wypadł na podłogę. Mucha tymczasem, nic sobie nie robiąc z rozpaczliwych ataków emeryta, spacerowała po suficie.

Wszystkie czynności porządkowe spowodowały, że Protazy nieco się zmęczył. Zrobiło mu się gorąco i postanowił otworzyć okno balkonowe, aby wpuścić do mieszkania trochę świeżego powietrza. Usiadł zdyszany na fotelu i odpoczywał, wdychając orzeźwiający podmuch wiatru z dworu.

Nagle spojrzał na sufit i z przerażeniem dojrzał krnąbrną muchę. Zrezygnowany zaczął obmyślać kolejną próbę walki, gdy nagle mucha opuściła sufit i z tym samym charakterystycznym dla niej brzęczeniem wyleciała z mieszkania przez otwarte drzwi balkonowe. Protazy wykorzystał tę nieoczekiwaną okazję. Poderwał się z fotela i natychmiast je zamknął. Był tym samym pewien, że walka z muchą została zakończona bez ofiar śmiertelnych.

Spowodowała jednak inne ofiary. Nieprzewidziane pranie ręcznika, konieczność ponownego przyrządzenia śniadania i, co najgorsze, posprzątanie szkła, które rozprysło się po różnych zakamarkach pokoju oraz pójście do szklarza w celu oprawienia obrazu.

Zmęczony zmaganiami z muchą Protazy uznał, że poza przyrządzeniem śniadania wszystkie inne czynności odłoży na następny dzień.