Bajki Wuja

Pewnego dnia emeryt Protazy, jak zawsze po południu, włączył telewizor, aby wysłuchać aktualnych wiadomości, akurat włączył kanał lokalny, na którym informowano, że w najbliższą sobotę odbędzie się kryterium kolarskie, czyli wyścig po ulicach miasta. Ponieważ część trasy miała przebiegać w pobliżu miejsca zamieszkania emeryta, postanowił on, wbrew swojej naturze domatora, wybrać się jako widz na tę trasę.

Do wyścigu pozostawały dwa dni, ale Protazy już się solidne przygotowywał do tego wydarzenia. Przede wszystkim będzie to impreza publiczna. Zgodnie więc ze swoją niezmienną, żelazną zasadą postanowił pokazać się tam w swoim reprezentacyjnym stroju. W związku z tym wyjął szafy swój trzydziestoletni garnitur, różową koszulę i zielony krawat w niebieskie grochy oraz buty na skórzanym obcasie. Wszystkie te części garderoby rozłożył w pokoju, aby się wyprostowały i wywietrzyły do dnia, w którym odbędzie się wyścig.

Gdy nastała sobota, Protazy już od rana poczuł wzmagające się w nim emocje. Mimo że według szacunków przejazd kolarzy w pobliżu jego bloku miał nastąpić około godziny dwunastej, emeryt wyszedł z domu już przed jedenastą ubrany w swój reprezentacyjny ubiór. Oczywiście od razu został zauważony przez mijające go osoby, które z racji weekendowej pory ubrane były w swobodne sportowe stroje. Protazy, jak zawsze lekko przygarbiony, zdążał w kierunku miejsca przeznaczenia, unikając tych ironicznych spojrzeń, które zawsze dziwnym trafem powodował jego nietypowy strój. On w tym nic nie widział nic nadzwyczajnego, więc taka reakcja przechodniów zawsze go dziwiła. Starał się jednak jak najszybciej przemknąć do miejsca przejazdu kolarzy.

Już z daleka zobaczył przedstawicieli organizatora kręcących się przy ulicy stanowiącej trasę przejazdu. Jeden z nich zauważył zbliżającego się Protazego:

– Dzień dobry, panu. Pan zapewne przybył jako kibic kolarzy, którzy będą dziś się ścigać.

– Tak, ma pan rację – odparł emeryt.

– To świetnie – odrzekł rozmówca. Mamy jeszcze trochę czasu, ale postanowiliśmy wręczyć wszystkim kibicom małe papierowe chorągiewki propagujące nasz wyścig. Ne pewno będzie to duży bodziec dla kolarzy, gdy zobaczą zwarty tłum wymachujący chorągiewkami. Doda im to energii do dalszej jazdy i zachęci do walki o zwycięstwo. Proszę, oto chorągiewka dla pana. Proszę przejść bliżej ulicy. Tam jest rozwieszona taśma, która odgradza widzów od jezdni, po której przejadą kolarze. Proszę tylko nie wychodzić poza tę taśmę. Rozumie pan, chodzi o bezpieczeństwo i widzów, i kolarzy.

-Tak, tak – odpowiedział Protazy, chcąc udowodnić rozmówcy, że doskonale wie, o co chodzi, mimo że nigdy nie widział na żywo zawodów kolarskich.

Po otrzymaniu chorągiewki Protazy udał się na miejsce przejazdu kolarzy. Ponieważ jeszcze nikogo nie było, stanął tuż przed taśmą, żeby mieć lepszą możliwość obserwacji. Wkrótce zaczęli schodzić się inni widzowie. Po kilkunastu minutach zgromadził się wokół Protazego spory tłum.

Przez megafon zaczęto przekazywać meldunki z trasy wyścigu. Protazy słuchał ich z uwagą. Wynikało z nich, że kolarze są coraz bliżej i niebawem mogą się pojawić na ulicy, przy której stał emeryt. Był coraz bardziej przejęty rolą, jaką mu wyznaczyli organizatorzy. Podobnie, jak inni widzowie, miał machać chorągiewką w momencie przejazdu kolarzy.

Wreszcie nastał moment, na który Protazy czekał z niecierpliwością i wzmagającym się w nim podenerwowaniem. Nie mógł przecież zawieść organizatorów i stać, nie wymachując chorągiewką. W jednej chwili zza zakrętu wyłoniła się duża grupa kolarzy – peleton pędzący zaciekle w kierunku mety. Właśnie w tym momencie wydarzyło się nieszczęście. Protazy na chwilę rozluźnił palce i chorągiewka wypadła mu z ręki na jezdnię tuż za taśmę odgradzającą widzów od trasy przejazdu. Protazy, chcąc podnieść chorągiewkę, ukucnął, aby pod taśmą schwycić leżący na asfalcie bezcenny dla niego przedmiot.

Niestety, wychylił się zbyt mocno, a w tym momencie nadjechał peleton. Grupa kolarzy wpadła na emeryta, który zmieciony impetem pędzących kolarzy został w jednej sekundzie przewrócony na jezdnię, Co gorsza, stanowił przeszkodę, o którą zawadzali poszczególni kolarze. Efektem tego było wywrócenie się zawodników jadących z przodu. Na nich wpadali kolejni uczestnicy wyścigu. Powstała wielka kraksa. Na jezdni utworzył się wielki stos rowerów i kolarzy, którzy usiłowali się wydostać spod kół leżących przy nich lub na nich rowerów. Na samym dnie tej piramidy znalazł się oczywiście Protazy jako mimowolny sprawca całego nieszczęścia.

Wkrótce pojawiły się karetki pogotowia, aby zabrać najbardziej poszkodowanych na badania do szpitala. Część kolarzy się podniosła i pojechała dalej. Najbardziej pięciu poszkodowanych i Protazego przewieziono na izbę przyjęć. Obrażeniami kolarzy były głównie otarcia skóry i niewielkie stłuczenia. Protazy wyszedł z tego najbardziej poszkodowany. Na głowie miał rozciętą skórę i wśród włosów pojawiła się czerwona plama krwi. Rękę miał potłuczoną, a prawa dłoń była rozcięta. Wszyscy poszkodowani czekali na wejście do gabinetu lekarza.

– To pan nas tak urządził – rzekł do Protazego jeden z kolarzy.

– Ja? – zdziwił się emeryt. Przecież nikogo nie dotknąłem.

– Ale to pan się wychylił poza taśmę i to na pana wpadliśmy – dodał drugi z kolarzy.

– Właśnie –rzekł trzeci – chyba pan sobie zdawał sprawę, czym grozi kontakt z pędzącym peletonem. Przy takiej szybkości nikt nie jest w stanie wyhamować.

– A w ogóle, to po co pan wychodził na jezdnię? – spytał czwarty z poszkodowanych kolarzy.

-Ja…. – zawahał się Protazy – wyszedłem, bo mi wypadła chorągiewka.

-No, nie –to szczyt lekkomyślności – wzburzył się piąty kolarz. To dla pana ważniejsza jest jakaś głupia chorągiewka niż zdrowie uczestników wyścigu?

– Ale organizatorzy powiedzieli mi, że mam machać chorągiewką, a ta mi przypadkowo wypadła z ręki – wyjaśniał Protazy.

– Niech pan się głupio nie tłumaczy – nerwowo skomentował wypowiedź emeryta ponownie pierwszy kolarz.

Agresja wobec Protazego ze strony kolarzy narastała z każdą chwilą.

Z kłopotliwej sytuacji wybawiła go pielęgniarka, która wyszła z gabinetu i poprosiła emeryta do lekarza. Ten obejrzał obrażenia, które nie okazały się poważne. Zalecił tylko założenie opatrunku na głowie i odkażenie uszkodzeń naskórka. Pielęgniarka sprawnie opatrzyła Protazego, który opuścił szpital.

Wychodząc z gabinetu, czuł tylko na sobie wrogie spojrzenia poszkodowanych kolarzy czekających na swoją kolej.

Niebawem Protazy wrócił do domu. Ciekawie zapowiadająca się impreza okazała się dla niego pechowa. Zresztą nie da się wszystkiego przewidzieć.

Z takim też przekonaniem emeryt spędził resztę dnia z opatrunkami na ciele w zaciszu swego ulubionego mieszkania.

Na domiar złego zauważył na swym reprezentacyjnym krawacie ślad odciśniętej opony. Prawdopodobnie w czasie tej kraksy krawat wysunął się z marynarki na jezdnię, a jakiś kolarz przejechał po nim rowerem. Protazego czekała więc nieplanowana wizyta w pralni.