Bajki Wuja

W bloku, w którym mieszkał emeryt Protazy, na drugim piętrze znajdował się mały lokal. Jednopokojowe mieszkanie zajmowane przez samotną, starszą panią. Nie była ona jednak tak do końca samotna, bo miała gadatliwego towarzysza. Nazywał się Mizeriusz i był papugą. Nikt nie wiedział, kto mu wymyślił takie imię. Być może jasnozielone upierzenie przypominało kolor ogórków w mizerii.
Pewnego ranka Protazy usłyszał pukanie do drzwi. Jak zwykle w takich przypadkach wywołało to niepokój u emeryta i domysły, kto może dobijać się do jego mieszkania. Podszedł jednak do drzwi i spojrzał przez wziernik. Zobaczył tam starszą panią, której widok budził zaufanie. Nie wiedział, kim ona jest, bo jako człowiek unikający kontaktów z ludźmi nie znał właściwie (poza dozorcą i braćmi bliźniakami) żadnych innych lokatorów w bloku. Gdy otworzył drzwi, pani, która stała za nimi, od razu przeszła do rzeczy:
– Dzień dobry panu, mieszkam na drugim piętrze w pana pionie. Mam do pana nieśmiałą prośbę. Często widzę z okna, jak pan wychodzi z bloku tak starannie i wizytowo ubrany. Wzbudził pan moje zaufanie, więc pozwoliłam sobie przyjść do pana w delikatnej sprawie.
– Proszę, niech pani wejdzie – zachęcał starszą panią emeryt.
Po przekroczeniu progu mieszkania Protazego sąsiadka ujawniła cel swojej wizyty.
– Widzi pan, mieszkam sama i muszę wyjechać na tydzień, żeby pomóc mojej siostrze, która jest chora. Problem jednak jest taki, że mam w domu papugę i nie mogę jej zostawić bez opieki. Chciałabym więc pana prosić, czy nie zechciałby się pan zaopiekował moim ptakiem na okres mej nieobecności. To bardzo wdzięczne stworzonko. Jasnozielony samczyk, który pewno będzie czuł się dobrze w towarzystwie takiego przyzwoitego człowieka, jak pan. Moja papuga ma na imię Mizeriusz. Wystarczy, że da mu parę ziarenek pieprzu na dobę. To jego ulubiony przysmak. Zresztą zostawię panu pewien zapas na czas mojej nieobecności.
Protazy, jako człowiek honorowy, czuł się wyróżniony zaufaniem, jakim obdarzyła go sąsiadka i wyraził zgodę na zaopiekowanie się Mizeriuszem. Uradowana starsza pani wróciła do swego mieszkania.
Nazajutrz wczesnym rankiem Protazy znów usłyszał pukanie do drzwi. Na progu stała sąsiadka z dużą klatką w ręku. W środku była dość spora papuga, chyba ara, bo jej rozmiary wzbudzały respekt. Starsza pani wręczyła Protazemu klatkę i klika torebek z pieprzem. Zaraz potem wyszła z mieszkania, zapowiadając, że wróci za tydzień.
Protazy został sam na sam z dużym, jasnozielonym osobnikiem, który popatrzył podejrzliwie na emeryta. Otworzył zakrzywiony dziób i zaskrzeczał:
– Daj pieprzu! Daj pieprzu!
Protazy zaskoczony elokwencją papugi szybko otworzył jedną z torebek i wsypał parę ziarenek do klatki. Mizeriusz chciwie łyknął wszystkie ziarna w ciągu minuty. Tempo, w jakim zjadał pieprz, przeraziło emeryta. Pani sąsiadka mówiła, że starczy mu parę ziarenek na dobę, a ten ptak pochłonął je w okamgnieniu. Jego niepokój wzrósł, gdy papuga znów zaskrzeczała:
– Daj jeszcze! Daj jeszcze!
Protazy wsypał więc do klatki resztę torebki z pieprzem, który Mizeriusz z apetytem pochłonął. Po chwili znów zaskrzeczał:
– Chcę wody! Chcę wody!
Emeryt zobaczył, że w klatce jest mały pojemnik, który był pusty. Poszedł więc do kuchni i powrócił ze szklanką wypełnioną wodą. Wlał część wody do pojemnika. Papuga natychmiast zanurzyła w niej swój okazały dziób i piła łapczywie. Protazy już obliczał w myślach, ile to wody i pieprzu będzie musiał dostarczyć temu łakomemu ptakowi przez cały tydzień.
Zbliżała się pora wyjścia po poranne zakupy. Protazy przywdział tradycyjny strój wyjściowy, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy, buty na skórzanym obcasie i ciemnozielony beret.
W tym momencie papuga zaskrzeczała:
– Strój do kitu! Strój do kitu!
Protazy stanął, jak wryty. Nie przypuszczał, że papuga może oceniać jego ubranie. Pomyślał sobie:
– Niech ten głupi ptak sobie gada, co mu się podoba. Wychodzę po zakupy, a on zostanie w domu.
Po chwili zastanowienia emeryt uznał, że jednak lepiej będzie, gdy weźmie klatkę z papugą. Jakby nie było, dostał ją pod opiekę. Nie powinien więc spuszczać Mizeriusza z oka, żeby mu coś złego się nie stało. Chwycił więc klatkę z papugą i wyszedł z domu. Mijający go ludzie ze zdziwieniem przyglądali się idącemu emerytowi, który niósł sporą klatkę z jasnozieloną papugą.
Gdy wchodził do sklepu, znajoma ekspedientka zaczepiła go:
– Cóż to, nie przychodzi pan dzisiaj sam, jak zwykle? Kupił pan sobie papugę?
W tym momencie papuga zaskrzeczała:
– Głupia baba! Głupia baba!
Ekspedientka oniemiała. Protazy, widząc jej minę, od razu wytłumaczył, że to papuga, którą się zaopiekował na prośbę sąsiadki i nie odpowiada za jej zachowanie/
Ekspedientka z wyrozumiałością przyjęła oświadczenie Protazego, który z klatką w jednej ręce i z koszykiem w drugiej ruszył w głąb sklepu. Włożył do koszyka chleb i dżem morelowy, i już miał skierować się ku kasie, gdy Mizeriusz zaskrzeczał tak głośno, że pół sklepu go słyszało:
– Kup pieprz! Kup pieprz!
Protazy uświadomił sobie, że faktycznie powinien dokonać odpowiednich zapasów tego artykułu. Przecież Mizeriusz miał niemały apetyt i trzeba było o niego zadbać. Włożył więc z półki do koszyka trzy torebki z pieprzem. Mizeriusz nadal jednak skrzeczał:
– Mało! Mało! Kup więcej!
Protazy zdziwiony inteligencją ptaka dołożył jeszcze dwie torebki i podszedł do kasy. Kasjerka przyzwyczajona do tego, że emeryt w ogóle nie kupował pieprzu, a teraz miał w koszyku aż pięć torebek, spytała zaciekawiona:
– Co to się stało, że kupuje aż tyle pieprzu?
Mizeriusz wyręczył Protazego w odpowiedzi i zaskrzeczał z klatki:
– To dla mnie! To dla mnie!
Kasjerka zdziwiona zdolnościami językowymi papugi odrzekła tylko:
– Ach tak, rozumiem.
Po dokonaniu zakupów emeryt powrócił do domu. Mizeriusz nie należał jednak do spokojnych. Ledwie Protazy postawił klatkę na stole, papuga zaczęła znów grymasić:
– Gorąco! Gorąco! Otwórz balkon!
Protazy zauważył, że faktycznie w mieszkaniu temperatura mocno wzrosła i otworzył drzwi balkonowe. Mizeriuszowi było jednak za mało. Zaczął skrzeczeć, że nadal jest mu za gorąco. Emeryt wystawił klatkę z papugą na balkon, licząc, że ulży papudze w niedogodnościach. Niewdzięczny i podstępny Mizeriusz zaczął skrzeczeć na cały głos:
– Wypuść mnie, złodzieju! Wypuść mnie, bandyto!
Protazy oniemiał, bo nie wiedział, że papuga ma tak bogaty repertuar słownictwa.
Krzyki Mizeriusza usłyszała pani wścibska. Wychyliła głowę z balkonu w kierunku Protazego i zaczęła głośno dopytywać się:
– Panie sąsiedzie, co się tam u pana dzieje? Kogo pan więzi? Znów jakieś podejrzane sprawy dzieją się u pana.
– Nie, proszę pani -odpowiedział Protazy. To papuga tak się wydziera.
– Papuga? – zdziwiła się pani wścibska. Skąd się ona u pana wzięła?
– Sąsiadka z drugiego piętra zostawiła mi papugę pod opiekę na czas jej nieobecności.
– To dziwne – rzekła pani wścibska. Dotąd było cicho, jakby nic się nie działo. Może pan torturuje tego ptaka. Muszę to chyba zgłosić do odpowiednich organów.
Protazy przestraszył się groźbą pani wścibskiej i chcąc pokazać, że nie dręczy papugi, otworzył drzwiczki od klatki.
– Proszę bardzo – rzekł do pani wścibskiej. Widzi pani, że daję papudze swobodę i wcale jej nie torturuję.
Mizeriusz tylko na to czekał. W jednej chwili wyfrunął z klatki i usiadł na pobliskim drzewie. Siedział na gałęzi jakieś trzy metry nad ziemią i skrzeczał w kierunku emeryta:
– Kanalia! Kanalia!
Protazy, chcąc uniknąć dalszych kłopotów, wrócił do pokoju, zostawiając uchylone drzwi balkonowe. Przyniósł do mieszkania klatkę, licząc na to, że Mizeriusz do niej wróci.
Nie doczekał się jednak. Nadchodził wieczór i wkrótce zapadła noc. Protazy nie miał innego wyjścia. Położył się spać, oczekując, że może następnego dnia Mizeriusz się znajdzie. Minął jednak kolejny dzień i jeszcze jeden, a po papudze nie było ani śladu. Zmartwiony Protazy zadręczał się myślami, co się stanie, gdy wróci sąsiadka i okaże się, że nie ma papugi.
Kolejnego dnia rano emeryt, jak zawsze, wychodził po zakupy i natknął się na braci-bliźniaków Dariusza i Mariusza. Gdy zobaczyli zasmuconą minę Protazego, spytali, co się stało. Emeryt opowiedział im historię z sąsiadką, która zostawiła mu pod opiekę krnąbrną i psotną papugę, która na dodatek uciekła i znikła bez śladu. Bracia pomyśleli przez moment, poszeptali sobie do uszu i równocześnie powiedzieli Protazemu:
– Niech się pan nie martwi. Mamy pewien pomysł, aby papuga wróciła do pana.
Nazajutrz bliźniacy, którzy byli malarzami, zapukali do drzwi emeryta, Protazy, jak zawsze przezorny, najpierw popatrzył przez wziernik i zobaczył dwie identyczne twarze. Domyślił się, że to bliźniacy i zaraz otworzył drzwi. Bliźniacy trzymali przed sobą pokaźnych rozmiarów obraz, na którym znajdowała się papuga łudząco podobna do Mizeriusza.
– Skąd panowie wiedzieli, jak wygląda zaginiona papuga? – spytał zaskoczony emeryt.
– To przypadek – odparł jeden z bliźniaków – Dariusz.
– Tak sobie namalowaliśmy od niechcenia – dodał Mariusz.
Zaproponowali Protazemu umieszczenie obrazu na balkonie. Widok papugi mógłby zwabić Mizeriusza, który pewnie gdzieś musiał zagnieździć się na jednym z pobliskich drzew. Propozycja bliźniaków została przez Protazego przyjęta z zadowoleniem. Nie mając pomysłu na znalezienie Mizeriusza uznał to za ostatnią deskę ratunku.
Bliźniacy umieścili obraz papugi na balkonie i wrócili do swego mieszkania. Protazy umieścił otwartą klatkę na balkonie, wsypał do niej pieprz i zaczaił się przy drzwiach balkonowych, siadając na krześle. Po upływie pół godziny usłyszał jakiś szelest. Ku swojemu zdziwieniu ujrzał Mizeriusza, który sfrunął z wierzchołka pobliskiego drzewa. Wylądował na balkonowej barierce i jak zahipnotyzowany patrzył na obraz. W pewnym momencie spojrzał na klatkę, w której był pieprz. To go zwabiło. Wszedł powoli do jej wnętrza, aby zaspokoić głód. W tym momencie Protazy błyskawicznie wyszedł zza drzwi na balkon i szybkim ruchem zamknął drzwi od klatki. Zaskoczony Mizeriusz zaczął ze złości trzepotać skrzydłami i skrzeczeć:
-Wypuść mnie, bydlaku!
Zadowolony Protazy pomyślał w duchu:
– Już ja cię wypuszczę, złośliwa papugo. Niedoczekanie twoje!
Gdy tak emeryt stał na balkonie i obserwował rozpaczliwe ruchy Mizeriusza, do drzwi rozległo się pukanie. Emeryt też je usłyszał. Wszedł więc do wnętrza mieszkania i otworzył drzwi. Ujrzał sąsiadkę z drugiego piętra, która właśnie wróciła po tygodniowej nieobecności.
– Dzień dobry, panie sąsiedzie. Przyszłam odebrać mojego Mizeriusza i podziękować za opiekę. Sąsiadka weszła do mieszkania, a Protazy przyniósł z balkonu klatkę z papugą.
– Jak się sprawował mój Mizeriusz? – spytała emeryta.
– Bardzo dobrze – odrzekł Protazy.
– Kłamca! Kłamca! – niespodziewanie zaskrzeczała papuga.
– Niech się pan nie przejmuje – rzekła sąsiadka. On ma czasem swoje humory. Ja już do tego przywykłam.
Sąsiadka zabrała klatkę z Mizerjuszem i opuściła mieszkanie emeryta. Protazy odetchnął z ulgą. Podarował sąsiadce nawet zapasy pieprzu, które zgromadził na czas opieki nad papugą. Chciał jeszcze zwrócić braciom obraz, który był na balkonie i okazał się dobrym pomysłem na zwabienie papugi. Bracia jednak stwierdzili, że to był prezent dla emeryta.
Protazy zostawił więc obraz na balkonie, który przypominał mu przygodę z niesfornym Mizeriuszem.