Bajki Wuja

Telewizja i codzienna gazeta nie były jedynymi źródłami pozyskiwania informacji przez emeryta Protazego. Od czasu do czasu różne nowości pojawiały się też na ogłoszeniach, które dozorca przyklejał na szybie przy drzwiach wejściowych do bloku.
Takie właśnie ogłoszenie pojawiło się pewnego poranka, gdy emeryt wychodził po poranne zakupy. Zgodnie z jego treścią, w najbliższych dniach pod hasłem „Sadzimy młody las” planowano przeprowadzenie akcji wśród mieszkańców osiedla. Polegała ona na zasadzeniu młodych drzewek na obrzeżach miasta przy rosnącym tam lesie. Miały być dostarczone przez jedną z firm zajmującej się sadzonkami. Poszukiwano chętnych mieszkańców do zasadzenia tych drzewek w ziemi.
Czynność wydawał się prosta. Wystarczyło wykopać mały dołek, włożyć sadzonkę i ponownie zasypać. Wszelkie niezbędne narzędzia dostarczał organizator, czyli urząd dzielnicy. Wbrew pozorom prosta czynność wywarła na Protazym duże wrażenie. Jako odpowiedzialny obywatel czuł potrzebę włączenia się do tej akcji. Nie mógł przecież przejść obojętnie wobec szczytnej akcji, jaką było tworzenie nowych lasów. Postanowił więc wziąć w niej udział. Chętni mieszkańcy mieli stawić się w najbliższą sobotę w pobliskim klubie osiedlowym.
Już od wczesnego sobotniego poranka emeryt snuł w wyobraźni wizje zmagań z ziemią ze szpadlem w ręku, Myślał, jaki grunt przyjdzie mu wykopać. Czy będzie to miękka, czarna ziemia, czy może twarda, zbita glina. To nie był taki banalny fakt, gdyż jego zmagania mogliby obserwować inni ludzie. Przy twardym gruncie kopanie dołka wyglądałoby dość nieporadnie, co mogłoby zwrócić uwagę otoczenia i wywołać ironiczne uwagi, a nawet drwiny. Te obawy osłabiały trochę psychikę emeryta. Ten jednak był zdecydowany do udziału w akcji i starał się dłużej nie myśleć o czekających go ewentualnych niespodziankach.
Jak zawsze w przypadku udziału na forum publicznym Protazy przywdział swój reprezentacyjny ubiór, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy i ciemnozielony beret. W przypadku obuwia zrobił jednak wyjątek. Obcowanie z naturalnym trawiasto-ziemnym podłożem wymagało wygodniejszego obuwia. Zrezygnował więc ze swych tradycyjnych butów na skórzanym obcasie i zamiast nich założył białe tenisówki. W nich mógł się czuć bardziej swobodnie i nie narazić nóg na duże zmęczenie.
Protazy ubrał się zgodnie ze swoją decyzją i wyszedł z mieszkania, udając się na miejsce zbiórki. Przed klubem czekała już spora grupa osób, które też chciały wziąć udział w tej akcji. Były tam nawet osoby z małymi dziećmi. Wszyscy ubrani w wygodnych weekendowych strojach dziwili się bardzo, widząc emeryta w garniturze, krawacie i, ku ich zaskoczeniu, w białych tenisówkach. Nawet jeden z małych chłopców rzekł do ojca:
– Tato, a dlaczego ten pan ma takie dziwne buty?
Protazy usłyszał to pytanie i od razu poczuł, że wszyscy patrzą na niego i wymieniają dziwne uwagi na temat jego wyglądu. Schował się więc za plecy stojących za nim osób, aby nie rzucać się w oczy.
Niebawem pojawili się przedstawiciele organizatora. Przybyli z małym traktorkiem, który wiózł stertę szpadli. Rozdano je wśród zgromadzonych mieszkańców. Wkrótce przyjechał autokar mający przewieźć uczestników na miejsce akcji. Emeryt, jak to miał w zwyczaju, przemieścił się ze szpadlem na sam koniec autokaru, aby nie był zauważony przez innych pasażerów. Usiadł tuż przy oknie, skąd był prawie niewidoczny.
Wkrótce autokar odjechał i po piętnastu minutach wszyscy znaleźli się na miejscu tuż obok rosnącego lasu. Właśnie przed nim był pas ziemi, który trzeba było obsadzić młodymi drzewkami. Wszystkich ustawiono w szeregu i dano do ręki sadzonkę świerku lub jodły. Niebawem uczestnicy zaczęli kopać dołki. Protazy też zaczął wbijać szpadel w ziemię i powoli wgłębiał się w grunt.
W pewnym momencie poczuł jakieś łaskotanie w nogawce. Nie wiedział, co to może być. Czuł jakiś długi kształt wędrujący w stronę kolana i zawracający w dół w kierunku stóp. Protazy zaczął nerwowo machać nogą, aby pozbyć się tajemniczego stworzenia, które schroniło się w jego nogawce. Emeryt nie chciał pokazywać po sobie, że coś się dzieje. W przeciwnym razie zwróciłby uwagę innych, co wywołałoby nieuzasadnione zainteresowanie jego osobą. Tego chciał uniknąć.
Ruchy w nogawce nasilały się. Łaskotanie stawało się trudne do zniesienia. Trzymanie nogi nieruchomo było praktycznie niemożliwe. Protazy kopał dalej dołek, ale zaczął odruchowo wymachiwać nogą, aby wytrząsnąć z nogawki nieznanego podróżnika. Coraz gwałtowniejsze ruchy emeryta zwróciły uwagę kopiących obok niego osób.
Ten sam mały chłopiec, który uprzednio zwrócił uwagę na białe tenisówki Protazego znów wypytywał ojca:
– Tato, dlaczego ten pan tak dziwnie macha nogą?
Ojciec spojrzał na Protazego wykonującego nieskoordynowane ruchy i spytał:
– Przepraszam pana, czy coś panu dolega?
– Nie, wszystko jest w porządku – odparł Protazy, sztucznie się uśmiechając, jakby chciał ukryć nieciekawe doznania.
– Wydaje mi się, że chyba nie – odparł zatroskany ojciec dziecka. Wykonuje pan jakieś dziwne ruchy nogą. Pewnie pana złapał jakiś skurcz. Może pan przecież na chwilę odpocząć.
– Nie ma takiej potrzeby – odparł Protazy. Mogę kopać dalej.
Emeryt nie wiedział, że najazd uczestników akcji i podjęte czynności sadzenia drzew wypłoszyły znajdującą się w pobliżu młodą łasicę, która gwałtownie szukała schronienia. Akurat upodobała sobie nogawkę od spodni emeryta i schroniła się w tym ciemnym tunelu, który wydawał się jej być idealną kryjówką.
Dialog Protazego z ojcem dziecka zwrócił uwagę innych osób. Niebawem wokół podrygującego emeryta utworzył się wianuszek uczestników akcji. Początkowo wszyscy tylko przyglądali się, ale, gdy emeryt nadal gwałtownie podrygiwał nogą, zaczęto mnożyć pytania pod jego adresem:
– Czy pan jest zdrowy? Co panu dolega? Może pan cierpi na epilepsję? Pewnie lepiej będzie, jak pana położymy na trawie.
Protazy bronił się przed tymi sugestiami:
– Dziękuję państwu za troskę, ale mi naprawdę nic nie jest.
-To dlaczego pan tak stale potrząsa nogą? – spytał ktoś z zebranych.
-To tak, aby sobie dodać energii przy kopaniu dołka pod sadzonkę.
– Dziwny to sposób dodawania sobie energii…- zauważył inny z uczestników akcji.
Wśród nich znalazła się zapobiegliwa osoba. Wezwała karetkę pogotowia, która wkrótce pojawiła się po lasem. Sanitariusze zbliżyli się do emeryta, co wywołało u niego zdziwienie i przestrach:
– Panowie tu przyjechali po mnie? Ale po co? Jestem zupełnie zdrowy.
– Chyba niezupełnie – odparł jeden z sanitariuszy, widząc podrygującego Protazego. To, co pan wyprawia z nogą sugeruje jakąś dolegliwość. Proszę przejść z nami do karetki, to pana zbadamy.
Emeryt, nie mając innego wyjścia, udał się z sanitariuszami do wnętrza pojazdu. Tam kazano Protazemu położyć się na łóżku. Emeryt posłusznie wykonał polecenie sanitariuszy. Gdy jeden z nich rozchylił nogawkę spodni Protazego, z jej wnętrza wyskoczyła nagle łasica, która przez otwarte drzwi karetki dała długiego susa na trawę i pomknęła w kierunku lasu.
Widząc to, sanitariusz rzekł z ulgą:
– To już chyba wiemy, co panu dolega, a raczej co panu dolegało. Wszystko przez łasicę.
– Łasicę? – zdziwił się Protazy.
– Tak – potwierdził sanitariusz. Musiała panu wpaść do nogawki i tam się miotała, szukając wyjścia.
– To była łasica? – z niedowierzaniem mówił Protazy. Nigdy nie miałem takich dziwnych łaskotek, bo też nigdy nie zdarzyło się, żeby jakaś łasica wpadła mi do spodni. Teraz już wiem, jak wyglądają łaskotki łasicy.