Bajki Wuja

Pewnego dnia emeryt Protazy chciał się dotlenić. Zwykle przez większą część dnia przebywał w czterech ścianach swojego mieszkanka, Oglądał właśnie program telewizyjny, w którym zalecano starszym osobom przebywanie na powietrzu, co korzystnie wpływa na krążenie i ogólnie korzystniejszą pracę całego organizmu.
Protazy, po wysłuchaniu tej audycji, uznał, że on też powinien dbać o swe zdrowie. Nie odczuwał, co prawda, żadnych dolegliwości, ale doszedł do wniosku, że profilaktyki nigdy za dużo. Założył więc swój wyjściowy strój, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy, buty na skórzanym obcasie i ciemnozielony beret. Pomyślał, że najlepszym miejscem na dotlenienie będzie pobliski park. Znajdujące się w nim drzewa
i krzewy stanowią znaczące źródło dostarczenia tlenu, również dla płuc emeryta. Teren ten wydawał się być zatem idealny dla celu wyprawy Protazego.
Emeryt przemieszczał się tam w godzinach porannych. O tej porze na ulicach jest niewiele osób. Wiadomo, że Protazy nie lubił rzucać się w oczy, dlatego ryzyko znalezienia się w tłumie było znikome. Praktyka potwierdziła założenia teoretyczne emeryta. Faktycznie, po drodze do parku spotkał dosłownie kilka osób. Co prawda, bacznie mu się przyglądały, ale Protazy nie umiał sobie wytłumaczyć, czy powodem tego jest nietypowy strój, czy też inne względy. Nie zaprzątał sobie zresztą tym długo głowy, bo wkrótce dotarł do parku. Tam też nie spotkał wielu ludzi. Usiadł sobie wygodnie na ławce i głęboko oddychał, chcąc wchłonąć jak najwięcej zbawczego tleny, który tak hojnie rozdawały wokół lekko szumiące drzewa i krzewy, W górze świeciło słońce, na niebie było tylko kilka chmurek, Pogoda więc dopisywała.
Relaksowy nastrój emeryta przerwała cyganka, starsza kobieta, która nagle, jak spod ziemi, zjawiła się przed Protazym:
– O, kochanieńki, miło cię widzieć. Dobrze ci z oczu patrzy. Jesteś na pewno dobrym człowiekiem. Lepiej by było dla ciebie, żebyś poznał, co cię czeka. Ja umiem przewidywać przyszłość. Powróżę ci, co cię może czekać.
– Nie, nie – odparł zaskoczony emeryt. Nie trzeba.
– Jak to nie trzeba? – nie dawała za wygraną cyganka. Odmówisz biednej kobiecie? Odtrącisz bliźniego? Przecież ty na pewno jesteś dobry dla innych. Nawet nie wiesz o tym, jak dobry. Daj więc i cygance odczuć szlachetność twej duszy. Mówiąc to, cyganka wyciągnęła talię kart, szybko potasowała. W efekcie tego na wierzchu pojawił się as karo.
– Widzisz, kochanieńki – kontynuowała – ten as, to dobra karta. Zapowiedź lepszych czasów i dobrej passy. Mogłabym coś więcej powiedzieć, ale musiałbyś przykryć tego asa monetą. Gdy ofiarujesz taką monetę, najlepiej dwa lub pięć złotych, to as się bardziej otworzy i wyjawi tajemnice losu, jakie w sobie kryje.
Emeryt słuchał jej wypowiedzi i nie bardzo wiedział, czy pod pozorem tej rzekomo trafnej wróżby cyganka po prostu nie chce, aby ją wspomóc małym datkiem.
– Właściwie, to dlaczego miałbym jej nie wspomóc? – zastanawiał się Protazy. Wygląda dość ubogo, ma taką śniadą, pomarszczoną twarz. Pewno doświadczyła trudnego życia i za dobrze jej się nie wiodło. Protazy zlitował się nad cyganką, wyjął z kieszeni dwa złote i położył na karcie.
– O, widzisz – odezwała się cyganka. Widzę, że zaufałeś asowi. On cię nie zawiedzie. To mówię ci ja, stara cyganka, która umie przewidywać przyszłość. Protazy zdawała sobie sprawę, że te wróżby z kart to raczej miernej jakości prowokacja do wyciągnięcia paru groszy. Uważał jednak, że jeśli nawet  poświęci te dwa złote, to nic takiego się nie stanie. Spełni dobry uczynek,
a cyganka zadowolona takim gestem odejdzie i da mu spokój.
Ta jednak nie była do końca usatysfakcjonowana, bo nadal kontynuowała rozmowę.
– Widzisz, kochanieńki, dobrze, że podarowałeś ten pieniążek – rzekła, chowając pospiesznie monetę do kieszeni. Tak, ten as ci mówi, że czekają cię świetlane dnia. Dobrzy ludzie, tacy jak ty, zawsze mogą liczyć na łaskawy los. Żeby jednak mieć całkowitą pewność, że wróżba się sprawdza, musisz jeszcze położyć na tym asie jakiś papierowy banknocik.
Protazy, słuchając tej wypowiedzi, poczuł się nieco zagrożony. Wyczuwał bowiem rosnącą presję ze strony cyganki na wyciąganie od niego coraz większych pieniędzy. W pierwszym momencie odpowiedział jej:
 – Nie mam przy sobie żadnych papierowych pieniędzy.
– Oj, kochanieńki, kłamiesz. Takich to as nie lubi. Może ci zmienić wróżbę, bo dla chytrych ludzi los ma przykre niespodzianki.
Zaskoczony tą wypowiedzią Protazy odruchowo sięgnął ręką do kieszenie i ku swemu zdziwieniu wyczuł jakiś banknocik. Teraz przypomniał sobie, że parę dni temu, będąc w sklepie, schował resztę do kieszeni. Był tam też dziesięciozłotowy banknot, którego zapomniał przełożyć do portmonetki. Skąd jednak ta cyganka wiedziała, że mam przy sobie papierowy pieniądz? Emeryt zmieszał się w tym momencie, bo wynikałoby z tego, że rzeczywiście kłamał, choć nie był świadomy tego, co ma w kieszeni. Żeby jednak wyjść z tej sytuacji honorowo, rzekł do cyganki:
– O, tak, tak, znalazłem w kieszeni taki papierowy pieniądz. Nawet nie wiedziałem, że go mam przy sobie.
– Widzisz, kochanieńki, cyganka prześwietli każdego, bo zna na wylot ludzkie myśli. Ponieważ uczciwy z ciebie człowiek, to przyznałeś się do pomyłki. Teraz połóż ten banknocik na mojej talii kart, gdzie na wierzchu tkwi twój szczęśliwy as karo. On cię nie zawiedzie. To mówiąc, cyganka odsunęła dłoń emeryta,
nakryła banknot i asa swoją ręką, po czym nagle bez słowa szybkim krokiem się oddaliła. Protazy zorientował się, że cyganka wyłudziła od niego w sumie dwanaście złotych, nic mu właściwie nie dając w zamian. W pierwszej chwili emeryt był zły, że dał się tak podstępnie wymanewrować. Zaczął przeliczać, ile to za taką kwotę mógł sobie kupić bochenków chleba lub słoików dżemu morelowego. Strata wydawała mu się niepowetowana. Uznał postępowanie cyganki za wysoce naganne i postanowił w tym celu złożyć doniesienie na policję.
Udał się niezwłocznie na komisariat, w którym szefem był znany mu komendant. Traf chciał, że zbliżając się do posterunku policji Protazy zobaczył, że komendant właściwie wyszedł przed budynek. Emeryt zaczął więc krzyczeć z daleka:
– Panie komendancie, panie komendancie!
Komendant zmarszczył brwi i spojrzał ku biegnącemu emerytowi, który
z każdym krokiem zbliżał się do niego i mocno dyszał.
– Pan znów tutaj? – spytał komendant. Co się stało?
– Zostałem okradziony – dramatycznym głosem wyszeptał Protazy, dysząc ze zmęczenia.
– Kto pana okradł i gdzie to się stało? – dopytywał komendant.
– W parku… tam… cyganka…oszustka…. – cedził poszczególne słowa emeryt, nie mogąc wyrównać oddechu.
– Niech pan się uspokoi – odrzekł komendant – i powoli mi opowie o tym zdarzeniu.
Protazy uspokoił się po kilku minutach i przedstawił komendantowi relację ze spotkania z cyganką.
– Ile pan stracił? – spytał komendant.
– Całe dwanaście złotych – odrzekł emeryt.
– Proszę pana – wyjaśnił komendant. Po pierwsze, dla takiej nie wszczyna się postępowania, a po drugie, cyganka nie używała przemocy. Jeśli pan uległ jej magii, to już pana dobra wola i pańska decyzja. Niech pan się uspokoi i wraca do domu.
Protazy nie miał innego wyjścia. Szedł wolno w kierunku swojego bloku.  Początkowo był zawiedziony wypowiedzią komendanta, ale gdy doszedł do swego mieszkania, uznał, że właściwie to nie ma o co kruszyć kopii. Ostatecznie zrobił dobry uczynek, wspomagając cygankę niewielkim datkiem.