Bajki Wuja

Chociaż emeryt Protazy spędzał głównie czas w czterech ścianach swojego mieszkania, nie oznaczało, że niczym się nie interesował. Jednym z tematów, które zawsze wywoływały jego zaciekawienie były popisy iluzjonistów. Nigdy nie mógł zrozumieć, a bardzo chciał, na czym polegają wykonywane przez nich magiczne sztuki, których przeciętny człowiek w żaden sposób nie jest w stanie wykonać.
Próbował czasem naśladować pokazywane w telewizji sztuczki, ale przynosiło to mizerne efekty. Kiedyś próbował ćwiczenia z kartami, które jakiś magik zmieniał w pudełka z zapałkami. W tym celu przyniósł z kuchni pudełko zapałek i z szuflady wyciągnął starą, nie używaną od wielu lat talię kart. Nie pamiętał, skąd tam się wzięła. Chyba ktoś dał mu w prezencie. Gdy jeszcze pracował. Ponieważ jednak nie grał w karty, nie widział z nich żadnego pożytku i gdy raz włożył je do szuflady, to tam leżały przez lata. Efekt jego prób był taki, że musiał na kolanach zbierać z podłogi wszystkie rozsypane zapałki i karty. Protazy uznał, że podpatrywanie sztuczek przez telewizję nie przyniesie spodziewanych efektów. Najlepiej byłoby obserwować sztuczki iluzjonistów na żywo.
Los niebawem, okazał się łaskawy dla emeryta. Pewnego dnia Protazy zobaczył na ulicy plakat informujący, że w klubie seniora odbędzie się pokaz znanego iluzjonisty. Emeryt poczuł, że nadarzyła się wielka szansa podpatrzenia sztuczek na żywo. Dlatego też niezwłocznie udał się do klubu i za dziesięć złotych nabył bilet na ten pokaz, który miał się odbyć już następnego dnia.
Protazy, jako człowiek przezorny, od wczesnego rana starannie przygotowywał się do objerzenia występu iluzjonisty. Miał się odbyć w miejscu publicznym, a to wymagało odpowiedniego pokazania się wśród innych widzów. W związku z tym założył trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy, buty na skórzanym obcasie i ciemnozielony beret.
W takim tradycyjnym stroju udał się do klubu. Jak zawsze, przybył z dużym wyprzedzeniem i musiał czekać do otwarcia sali. Wszedł tam jako pierwszy, a ponieważ miejsca nie były numerowane, mógł sobie dowolnie wybrać. Naturalnie, wybrał sobie siedzenie w pierwszym rzędzie, aby być jak najbliżej iluzjonisty.
Niebawem zaczęli wchodzić inni widzowie. Protazy nie zwracał na nich uwagi , bo wolał patrzeć na scenę, na której właśnie czyniono przygotowania do występu. Wniesiono mały stolik z różnymi tajemniczymi przedmiotami i wielką rurę w kolorze czarnym, którą ustawiono pionowo. Wszystko to wydawało się Protazemu bardzo zagadkowe, dlatego z niecierpliwością czekał na rozpoczęcie spektaklu.
Po pięciu minutach emeryt doczekał się wreszcie długo oczekiwanej chwili. Na scenie pojawił się wysoki, szczupły człowiek w długim, czarnym płaszczu. Na początku zaczął pokazywać małe sztuczki z piłeczkami pingpongowymi, z kolorowymi chustkami, które pojawiały się i znikały. Po tym wstępie przyszedł czas na bardziej zaawansowane sztuczki. Iluzjonista zadał pytanie, czy ktoś z widowni na ochotnika zechce wziąć udział w pewnym skomplikowanym eksperymencie. Nikt z widzów się nie zgłosił, więc iluzjonista zaczął się rozglądać po widowni, szukając kogoś, kto byłby odpowiednim kandydatem.
Protazy, jak często mu się zdarzało, zapomniał przed wejściem na salę zdjąć beret, który nadal tkwił na jego głowie. Tym prawdopodobnie zwrócił uwagę iluzjonisty. Ten zwrócił się do emeryta:
– Proszę pana, tak, mówię do pana w twarzowym berecie. Chciałbym pana zaprosić do mojego eksperymentu. Proszę śmiało wejść tu na scenę.
– Nie wiem, czy się nadaję – zawahał się Protazy.
– Ależ tak, proszę pana, jak najbardziej – zachęcał go iluzjonista.
– Nie wiem tylko, czy mój beret nie będzie przeszkadzał – zaniepokoił się emeryt.
– Beret? Jaki beret? – rzekł iluzjonista.
– Jak to, jaki? Mój! – odezwał się Protazy.
– Pana? – zdziwił się iluzjonista. Przecież nie ma na głowie żadnego beretu.
Emeryt dotknął ręką czubka głowy i ze zgrozą stwierdził, że faktycznie beret znikł.
– Przecież byłem pewny, że go miałem na głowie – dziwił się Protazy. Ktoś mi musiał go zabrać. Nawet nie poczułem, jak go ktoś zdjął mi z głowy.
– Niech pan się nie martwi – pocieszał go iluzjonista. W przyrodzie nic nie ginie. Zaraz go poszukamy. Coś czuję, że jest gdzieś tu na widowni. Iluzjonista przeszedł wzdłuż rzędów siedzeń i zatrzymał się przy pewnym, znajomym Protazemu typie, którym okazał się … zbir! Tak, to on znów stanął na drodze emeryta.
Protazy zastanawiał się:
-Po co on tu przyszedł? Pewnie też, jak ja. Chce podpatrzeć te sztuczki, żeby je później zastosować w swej przestępczej działalności. Może w ten sposób dokonać kradzieży i nikt się nie zorientuje, że to zrobił on.
Zdumienie emeryta było jeszcze większe, gdy iluzjonista stanął przy zbirze i poprosił, żeby ten rozpiął marynarkę, którą wyjątkowo założył na pokaz. Zbir, nie podejrzewając niczego, spełnił prośbę iluzjonisty, który spod rozpiętej marynarki wyjął ciemnozielony beret Protazego!
– A to wredny złodziej – pomyślał emeryt. Stale mnie prześladuje, a teraz jeszcze usiłował ukraść mój beret, Oczywiście Protazy nie zorientował się, że to był sztuczka iluzjonisty, a nie próba kradzieży dokonana przez zbira. Zresztą głośne brawa widowni potwierdziły, że sprawcą tej rzekomej kradzieży nie był zbir, lecz iluzjonista, który z uśmiechem na ustach powrócił do Protazego:
– Widzi pan, mówiłem, że w przyrodzie nic nie ginie. Odzyskałem pański beret, to teraz proszę w ramach rewanżu coś zrobić dla mnie, czyli wejść na scenę.
Protazy wdzięczny iluzjoniście za odnalezienie beretu nie miał innego wyjścia. Po prostu nie wypadało mu odmówić. Wstał więc ze swego siedzenia, na którym położył beret i wszedł na scenę.
– Bardzo dobrze, że pan się zdecydował. Brawa dla tego odważnego ochotnika – zachęcał widownię iluzjonista.
Oczywiście widownia odpowiednio zareagowała i Protazy otrzymał głośne oklaski, co niewątpliwie dodało mu pewności. Gdy znalazł się na scenie, iluzjonista wziął ro ręki stojącą wielką rurę. Była lekka, bo wykonana z plastiku. Po chwili założył ją na Protazego, który znikł w jej środku. Iluzjonista stanął plecami do widowni, zasłaniając rurę. Po chwili odwrócił się i pokazał pustą rurę.
– Ojej, co się stało z tym panem? Trzeba go zaraz odszukać – zatroskał się iluzjonista.
Odwrócił się ponownie i tym razem oczom widowni ukazała się niby ta sama rura, ale z Protazym w środku. Emeryt przestraszony panującą ciemnością w rurze zaczął się szamotać. Stracił równowagę i upadł razem z rurą na podłogę. Rura zaczęła się toczyć, a z nią w jej wnętrzu Protazy, który krzyczał w panice.
To wszystko widział siedzący w piątym rzędzie zbir, który parsknął głośnym śmiechem na całą salę, krzycząc przy tym na cały glos:
– Ależ się wplątałeś w numer, staruszku. Trzeba było nie ryzykować.
Iluzjonista był trochę zaskoczony tym głośnym zachowaniem zbira, Szybko zatrzymał toczącą się rurę i wyciągnął z niej oszołomionego emeryta w lekko pogniecionym garniturze z krawatem owiniętym wokół szyi.
Po tym incydencie z Protazym spektakl się zakończył i emeryt zszedł ze sceny. Ku swojemu zdziwieniu zobaczył beret leżący na jego siedzeniu. Dopiero teraz zorientował się, że zniknięcie nakrycia głowy nie było sprawką zbira. Przecież zbir mógł go zabrać w każdej chwili.
Domysły Protazego nagle się skończyły, bo widzowie wychodzili właśnie z sali, a zbir, jak na złość, podszedł do emeryta i zagadnął:
– Znów się spotykamy, staruszku. Ale wywijałeś orły w tej rurze! Ten magik nieźle cię zdemolował. Widzę, że i ciebie interesują magiczne sztuczki. Mnie się mogą przydać. Rozumiesz, od czasu do czasu jakiś mały skok i taki jeden, czy drugi trik się przyda. Ale tobie? Po co ci takie sztuczki, staruszku?
– To tak, dla rozrywki – krótko odezwał się Protazy, unikając, jak zwykle, długich rozmów ze zbirem.
Ten jednak też nie miał czasu na długą rozmowę. Gdzieś się spieszył, i od razu wyszedł z sali. Protazy odetchnął z ulgą. Teraz mógł spokojnie wracać do domu.
Nie był jednak całkiem zadowolony, gdyż nie udało mu się podpatrzeć żadnej ze sztuczek iluzjonisty. Musi więc czekać na inną okazję.