Bajki Wuja

Pewnego dnia emeryt Protazy szedł ulicą nieopodal swojego miejsca zamieszkania. Akurat wybrał się na spacer. Dzień był słoneczny i pogodny, wiec emeryt chciał zakosztować trochę dobrodziejstwa natury. Ubrany, jak zawsze, w swój tradycyjny wyjściowy przyodziewek, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy, buty na skórzanym obcasie i ciemnozielony beret.
W pewnym momencie Protazy dostrzegł tajemniczy dla niego napis „Siłownia”. Nigdy przedtem go tam nie widział, ani też samo słowo nie było mu bliżej znane. Jako konserwatysta, przyzwyczajony do utartych schematów i zachowań, nie interesował się nowościami. Zaciekawił go jednak ten napis i postanowił dowiedzieć się, co się za nim kryje. Prawdopodobnie w tym samym miejscu musiał być jakiś inny lokal, bo takiego napisu przedtem nie widział.
Protazy wszedł więc do środka. Znalazł się w niewielkim pomieszczeniu, w którym znajdowała się lada recepcyjna, za którą siedziała pewna młoda kobieta. Gdy tylko zobaczyła emeryta, od razu rozmowę, jakby chciała złowić kolejnego klienta:
– O, widzę, że wśród bywalców naszej siłowni zaczynają być też seniorzy. Miło mi pana powitać w naszych progach. Dysponujemy szeroką gamą różnych przyrządów wspomagających rozwój fizyczny organizmu i znacznie poprawiających sylwetkę. Przyrost masy mięśniowej gwarantowany. Zaraz pana wpiszę do naszej ewidencji i dam panu kartę stałego klienta.
– Ależ proszę pani – rzekła zaskoczony emeryt – ja tu tylko wszedłem z ciekawości. Nie chcę być żadnym stałym klientem.
– Dobrze – odpowiedziała recepcjonistka. W takim razie proponuję na próbę zapoznanie się z naszym wyposażeniem. Potem pan sam zadecyduje, czy będzie naszym stałym klientem.
Po tych słowach recepcjonistka energicznie chwyciła za rękę zdezorientowanego i oszołomionego Protazego, wprowadzając go na salę ćwiczeń. Zaskoczony nagłym rozwojem wypadków emeryt nie mógł uwierzyć, że jeszcze przed momentem szedł sobie ulicą i nagle znalazł się w jakimś podejrzanie wyglądającym pomieszczeniu, w którym stały jakieś dziwaczne przyrządy. Przy paru z nich jacyś ludzie wykonywali różne ćwiczenia.
Recepcjonistka zauważyła przerażenie w oczach Protazego i usiłowała go uspokoić:
– Proszę się nie martwić. Widzę, że jest tu pan pierwszy raz Niech pan się nie denerwuje. Nie musi pan ćwiczyć na wszystkich urządzeniach. Zresztą zaraz poproszę instruktora, to on panu doradzi, jakie ćwiczenia będą dla pana najlepsze.
– Ale ja wcale nie chcę żadnych ćwiczeń – bronił się Protazy.
– Jak to? – zdziwiła się recepcjonistka. Przecież to samo zdrowie, nawet dla osób w zaawansowanym wieku.
Emeryt już miał wyjść z sali, gdy raptem drogę zastąpił mu instruktor. Słyszał rozmowę Protazego z recepcjonistką i obawiał się, że potencjalny klient może im się wymknąć. Rzekł więc do recepcjonistki:
– Ja już się zaopiekuję tym panem.
Protazy spojrzał na instruktora i zdębiał. Instruktorem był bowiem…zbir! Znów ten nieciekawy osobnik stanął na jego drodze. Dokąd go jeszcze będzie prześladował? Protazy zastanawiał się, jak on tu trafił i co w ogóle robi? Jeszcze został instruktorem! Żeby takiego kryminalistę zatrudnić na takim stanowisku! To już chyba duża przesada.
Z zamyśleń wyrwał emeryta głos zbira:
– Nie do wiary! Znów się spotykamy, staruszku. Czyżbyś chciał poprawić swą sylwetkę? Na kulturystę to mi nie wyglądasz i dużo ci brakuje do tej sylwetki, ale zobaczymy, co się da zrobić. Bo widzisz, szukałem roboty i nagle dowiedziałem się, że mają tu założyć siłownię. Zgłosiłem się jako pierwszy i mnie przyjęli. Muszę więc teraz sprawować tę funkcję, która polega na doradztwie i nadzorowaniu ćwiczących. Po co ci, staruszku, ta marynarka i krawat? Zdejmij to i połóż tu na ławce.
Protazy przerażony obecnością zbira posłusznie ściągnął marynarkę, zdjął krawat i został w różowej koszuli.
– Teraz już lepiej – odezwał się zbir. Może zaczniemy od podnoszenia sztangi.
– Sztangi? – przestraszył się Protazy.
– Tak, ale nie martw się, staruszku, nie założę ci od razu stu kilogramów, może na początek ze dwadzieścia wystarczy – pocieszał zbir.
– Dwa…dwadzieścia? – zaczął się jąkać Protazy. Przerażenie jego się wzmogło, gdy zbir kazał mu się położyć i w pozycji leżącej zdjąć spoczywającą na stojaku sztangę, a potem podnieść ją do góry. Emeryt jakimś nadludzkim wysiłkiem zdjął sztangę, ale nie miał siły, by ją podnieść do góry. Sztanga opadła więc na wątłe ciało emeryta i przygniotła mu klatkę piersiową. Protazy zaczął się dusić i kaszleć. Zbir, widząc, że ten ciężar przerasta możliwości emeryta, chwycił sztangę i mocnym ruchem ustawił ją na stojaku.
– Widzę, staruszku, że musisz spróbować od zera. Założę teraz ciężar pięciu kilogramów. Może go podniesiesz. Protazy chciał się wstawać, ale zbir zaraz zmienił ciężar na sztandze i kazał emerytowi go podnieść. To na szczęście leżało w zakresie możliwości Protazego, który kilka razy wycisnął sztangę ponad głową.
– Widzisz, staruszku – pocieszał go zbir. Parę takich ćwiczeń i będziesz dźwigał coraz większe ciężary. Teraz przejdziemy do atlasa. To taki ciekawy przyrządzik, który rozwinie ci mięśnie klatki piersiowej i rąk. Usiądź sobie tu na tym krzesełku. Po obu stronach masz takie metalowe ramy. Musisz je odciągać i przyciągać do siebie.
Emeryt usiadł i usiłował przyciągnąć do siebie te ramy, ale nadwątlone dźwiganiem sztangi ręce odmawiały posłuszeństwa. Po dwóch ruchach Protazy ciężko westchnął i opuścił ręce.
– Widzę, staruszku, że masz już gliniane ręce. To niech sobie odpoczną, a my tymczasem wzmocnimy nogi.
– Co? Nogi? Jeszcze i to? – spytał strwożonym głosem mocno zmęczony Protazy.
– Nie martw się, staruszku, to będzie łatwe ćwiczonko – pocieszał go zbir. Podejdziemy do takiej taśmy. Ty staniesz na niej, a ja włączę napęd i taśma będzie się przesuwać.
– Co będzie dalej? – dopytywał z niepokojem Protazy.
– Zobaczysz, staruszku – z ironicznym uśmieszkiem odpowiedział zbir
Emeryt stanął na taśmie, zbir włączył urządzenie, a Protazy z przerażeniem spostrzegł, że taśma ucieka mu spod nóg. Zaczął odruchowo biec, bo bał się, że się zderzy z metalową barierką, przed którą taśma się kończyła, znikając z pola widzenia. Ponieważ przesuwała się ona coraz szybciej, Protazy uznał, że nie jest w stanie wytrzymać takiego tempa biegu. Zeskoczył więc z taśmy na podłogę, ale nie zdołał utrzymać równowagi i runął jak długi na ziemię. Potrącił przy tym stojący obok jakiś metalowy stołek, co spowodowało ogromny huk. Wszystkie przebywające tam osoby zbiegły się do Protazego i stanęły nad nim, patrząc, jak wolno gramoli się z podłogi. Nawet recepcjonistka usłyszała ten hałas i też przybiegła do sali ćwiczeń.
– Myślę, że ma pan na dzisiaj dosyć. Możemy na tym zakończyć – stwierdziła.
Protazy, ledwo włócząc nogami, cały obolały podreptał z recepcjonistką do wyjścia. Był bardzo zdziwiony, gdy pani w recepcji kazała mu uiścić dwadzieścia złotych za ćwiczenia i usługi instruktora. Spytała też, czy założyć Protazemu kartę stałego klienta.
– Nie, nie, dziękuję – odrzekł emeryt. Raczej nie skorzystam z tego typu usług i wolnym krokiem wyszedł z siłowni.
Teraz już wie, co oznacza to nieznane mu do tej pory słowo.