Bajki Wuja

Pewnego dnia emeryt Protazy znów znalazł się w nietypowej dla siebie sytuacji. Zagorzały domator nie lubiący pokazywać się na forum publicznym przeczytał w gazecie ogłoszenie o wystawie robotów, która miała się rozpocząć następnego dnia w jego mieście. W umyśle emeryta zakiełkowała nutka pokusy, aby opuścić cztery ściany swego niewielkiego mieszkanka i zobaczyć osiągnięcia najnowszej techniki.
Po kilku godzinach zmagania się z własnymi myślami podjął decyzję o udaniu się na wystawę. Wiązało się to z oficjalnym, publicznym pojawieniem się.
W takim przypadku Protazy obowiązkowo musiał przywdziać swój reprezentacyjny strój, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy, buty na skórzanym obcasie i ciemnozielony beret.
Już nazajutrz, w pierwszym dniu wystawy, od rana emeryt czuł narastające emocje. Był trochę speszony tym, że jako człowiek konserwatywny znajdzie się w obcym dla niego świecie postępu technicznego i prezentacji najnowszych technologii. Skoro jednak zdecydował się tam pójść i ubrał się w wyjściowy strój, uznał, że zmiana planów byłaby nieracjonalna. Nie po to przecież ubierał się w tradycyjny ubiór, aby go zaraz zdejmować.
Dodał sobie odwagi, czemu sprzyjało spożycie śniadania oczywiście z udziałem dżemu morelowego. Wyszedł niezwłocznie z domu, aby przypadkiem nie zakwitła mu w głowie myśl o rezygnacji z tej unikalnej wystawy. Przy wejściu kupił bilet wstępu. Już na starcie zanotował sukces, bo jako emeryt uzyskał ulgę w wysokości dwudziestu procent ceny biletu.
Podbudowany taką miłą niespodzianką wkroczył na teren wystawy. Od razu został wprowadzony w stan oszołomienia. Wszędzie bowiem błyskały jakieś światełka, rozlegały się szumy wydawane przez mechanizmy. Oczywiście Protazy w takich sytuacjach zawsze starał się nie rzucać w oczy i udawać, że wszystko co widzi, nie jest dla niego nowością. Obserwował więc innych ludzi, którzy przesuwali się wzdłuż poszczególnych stanowisk wystawienniczych i postanowił podążać za nimi. Obejrzał kilka niewielkich robotów, które demonstrowały różne funkcje, jak przenoszenie ładunków, czy badanie gruntów. Były to dość małe wymiarowo konstrukcje, które nie robiły na nim żadnego wrażenia.
W pewnym momencie Protazy przeszedł do kolejnego stanowiska i doznał szoku, Oto przed nim stał istny potwór. Trzymetrowej wysokości robot z ogromnymi łapami, które, zdaniem emeryta, mogłyby podnieść i zmiażdżyć każdy przedmiot. Oczy jego błyskały różnokolorowym światłem, z uszu leciały wąskie strugi dymu, a usta otwierały się i zamykały, powodując metaliczny odgłos kłapania.
Na głowie robot miał dwa stojące pręty, prawdopodobnie antenkę, która służyła do sterowania. Protazy zbliżył się do robota i zagapił się, obserwując mocarną postać tego kolosa. Nie zauważył nawet, że bezwiednie dotknął ręką jego brzucha, w którym umieszczone były trzy kolorowe przyciski. Jeden zielony, drugi pomarańczowy, a trzeci czerwony. Podobnie, jak przy sygnalizacji świetlnej na drogach.
Akurat w tym przypadku Protazy nacisnął na zielony przycisk. Na nieszczęście emeryta przycisk ten służył do uruchomienia robota, który zaczął chodzić. Wyłamał cienką barierkę odgradzającą stanowisko wystawiennicze od ciągu pieszego dla zwiedzających i wyszedł poza stoisko, krocząc w kierunku Protazego. Przy tym intensywnie wysyłał z oczu błyski w jaskrawych kolorach i wypuszczał z oczu coraz większe chmury dymu. Wydawał z wnętrza groźne pomruki zbliżone do głosu rozdrażnionego niedźwiedzia.
Przerażony Protazy zaczął się powoli cofać, ale robot coraz szybciej zbliżał się do niego. W obawie, że może go chwycić swą potężną, stalową łapą, emeryt odwrócił się i zaczął szybko iść. Robot również przyspieszył kroku i podążał za Protazym. Inni zwiedzający, widząc tę niecodzienną scenę, odsunęli się na boki, nie chcąc być zbyt blisko robota. Dziwnym trafem robot nie interesował się innymi osobami, lecz tylko Protazym. Widocznie robot był tak zaprogramowany, że reagował tylko na tego, kto go dotknął.
Protazy, mając za plecami trzymetrowego stwora, zaczął biec, myśląc, że go zgubi. Nic z tych rzeczy. Robot też potrafił się przesuwać się tak szybko, jak biegł emeryt. Sadził ogromne kroki z dużą szybkością, przez co dystans pomiędzy nim a uciekającym Protazym systematycznie się zmniejszał.
Zdesperowany emeryt biegał po całej wystawie, nie mogąc ze zdenerwowania znaleźć drzwi wyjściowych. Teren wystawy miał kształt koła, więc przejście obok stanowisk wystawienniczych przypominało pokonywanie okrążeń na stadionie. W takiej też roli znalazł się Protazy. Uciekał przed robotem wzdłuż stoisk, pokonując dwa okrążenia. Na trzecim z nich robot tak bardzo zbliżył się do emeryta, że w pewnym momencie wyciągnął swą długą, stalową łapę, rozłożył potężne pazury i schwycił nimi Protazego za marynarkę na wysokości karku. Podniósł go następnie w górę i dalej kroczył, trzymając w powietrzu krzyczącego emeryta, który w panice wymachiwał nogami i rękami.
Zaalarmowana krzykiem Protazego obsługa stoiska wystawowego, skąd pochodził robot, zaskoczona ujrzała ten niecodzienny obrazek. Robot kroczył właśnie niedaleko nich, trzymając w łapie miotającego się w powietrzu emeryta. Postanowiono szybko zażegnać niebezpieczeństwo.
Nikt nie wiedział, co wprawiło robota w ruch i czym może skończyć się ta zabawa, gdyby nagle robot wypuścił Protazego ze swej stalowej dłoni. Ktoś z obsługi stwierdził, że na zapleczu stoiska jest aparat do zdalnego sterowania robotem. Kierownik stoiska polecił, aby natychmiast uruchomiono ten aparat. Niestety, wśród obecnych na stoisku nie było akurat inżyniera, który umiałby go obsługiwać. Akurat w tym czasie wyszedł ze stanowiska na krótką przerwę do kawiarni, która znajdowała się na terenie wystawy.
Obecni na stoisku próbowali, co prawda, robić eksperymenty, ale przyniosło to jeszcze gorsze skutki. Naciskając niewłaściwe przyciski spowodowali, że robot zaczął wymachiwać łapą, w której trzymał emeryta. W efekcie Protazy przemieszczał się na przemian to w górę, to na dół, jakby płynął statkiem w czasie sztormu.
Po chwili w megafonie rozległ się komunikat wzywający inżyniera do pilnego powrotu na stoisko. Ten zjawił się niezwłocznie i z równie niemałym zdziwieniem ujrzał wyczyny robota żonglującego Protazym. Zaraz wziął aparat do ręki i kilkoma ruchami spowodował unieruchomienie robota, który powoli opuścił łapę w kierunku ziemi o rozluźnił dłoń. Dzięki temu emeryt uwolnił się z uścisku robota.
Po chwili doprowadzono mocarny mechanizm na właściwe miejsce. Przepraszano Protazego za ten incydent i nawet poczęstowano go kawą. Całe szczęście, że nikt nie pytał o powody uruchomienia robota, bo pewnie wtedy emeryt nie poznałby smaku kawowego poczęstunku.