Bajki Wuja

Będąc świadkami stresów i cierpień psychicznych emeryta Protazego wynikających z jego porwania i niesłusznego posądzenia o udział w gangu, członkowie klubu emeryta postanowili sprawić Protazemu niespodziankę. W tym celu zorganizowano nadzwyczajne zebranie, oczywiście bez udziału pechowego emeryta, na którym starano się uzgodnić, jak wyglądałaby ta niespodzianka.
Przewodniczący klubu zwrócił uwagę na fakt, iż ostatnio w mediach wiele czasu poświęca się sprawności fizycznej seniorów. Zaproponował, aby Protazemu opłacić kurs narciarski, który właśnie miał się rozpocząć na obrzeżu miasta. Była tam spora górka, na której mogą ćwiczyć początkujący adepci białego szaleństwa.
Zima akurat była w pełni. Spadło sporo śniegu i warunki do odbycia takiego kursu wydawały się wręcz idealne. Oczywiście, kwota, którą należałoby zebrać, dotyczyłaby tylko kosztu samego kursu pod nadzorem instruktora. Nie obejmowała sprzętu, który można było uzyskać w znajdującej się do zakupu tuż przy górce wypożyczalni.
Zebrani emeryci ochoczo podchwycili pomysł przewodniczącego. Zarządzono zbiórkę. Kwota przypadająca na każdą z osób nie była wygórowana, toteż już po paru minutach uzyskano kwotę niezbędną do zakupu skierowania na kurs narciarski. Przedsiębiorczy emeryci wytypowali trójkę delegatów, którzy udali się na obrzeża miasta, gdzie w okolicach górki dokonano zapłaty za kurs. Uznano, że jego lokalizacja idealnie pasuje do możliwości finansowych emeryta. W ten sposób Protazy zaoszczędziłby kosztów podróży w górskie rejony. Jak na początkującego narciarza miejska górka w zupełności wystarczy.
Emeryci włożyli zakupione skierowanie do koperty i dyskretnie weszli do bloku Protazego, wrzucając to skierowanie do jego skrytki pocztowej. Następnego dnia rano, w drodze po poranne zakupy, emeryt Protazy zauważył w swej skrytce jakiś biały kawałek papieru. W drodze powrotnej otworzył skrytkę i wyjął z niej białą kopertę. Była zupełnie czysta, bez żadnego podpisu.
W pierwszej chwili chciał ją wyrzucić, myśląc, że to kolejna natarczywa reklama, która mu do niczego się nie przyda. Intuicja jednak mu podpowiadała, aby otworzyć tę kopertę. Po wejściu do mieszkania emeryt wyjął z niej skierowanie, które wprawiło go w zdumienie. Zastanawiał się, czy to aby była przesyłka adresowana do niego. Uważał, że w jego wieku kurs narciarski raczej nie wchodzi w rachubę. Pytanie tylko, kogo mógłby dotyczyć ten kurs. Przecież w bloku mieszka wiele młodszych od niego ludzi. Musiałby więc chodzić po wszystkich mieszkaniach i pytać każdego z osobna, czy na taką przesyłkę czekał.
Protazy długo bił się z myślami, jak wyjść z tej niezręcznej sytuacji. W pewnym momencie potrząsnął kopertą i zobaczył, że wypadł z niej jakiś mały kartonik. Okazało się, że była to wizytówka klubu emeryta. Zrozumiał, że stamtąd musiała pochodzić ta przesyłka.
Następnego dnia Protazy przywdział reprezentacyjny ubiór wyjściowy, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, niebieski krawat w zielone grochy oraz buty na skórzanym obcasie. Założył też legendarny ciemnozielony beret, który po ostatnim praniu niewiele stracił ze swych walorów. Przywdział jeszcze kurtkę i rękawiczki. Tak zabezpieczony przed niewielkim zresztą mrozem wyszedł z domu i skierował swoje kroki wprost do siedziby klubu emeryta.
Zaledwie wszedł do środka, został entuzjastycznie przywitany przez znajdujące się tam osoby.
– Panie Protazy, co za miła niespodzianka! Co pana do nas sprowadza? Nie planowaliśmy przecież żadnego zebrania – zagadnął przewodniczący klubu.
– Przyszedłem wyjaśnić pewną zagadkową kwestię – odpowiedział Protazy.
W swojej skrytce znalazłem dziwne skierowanie na kurs narciarski, za którym, jak się domyślam, kryje się tutejszy klub. Nie jestem pewien, czy aby na pewno mnie to dotyczy.
– Ależ tak, panie Protazy – tłumaczył przewodniczący. Chcieliśmy panu zrobić jakąś miłą niespodziankę. Po tylu nieprzyjemnych przygodach zasługuje pan na odrobinę relaksu. Zapewne zdziwi się pan, że jest to skierowanie na kurs narciarski. Wie pan, tyle teraz mówi się o konieczności utrzymywania sprawności fizycznej, nawet wśród osób w podeszłym wieku. Dlatego wszyscy uznaliśmy, że to może być dla pana ciekawe doświadczenie.
Protazy zmieszał się trochę, bo z jednej strony propozycja wydawała mu się absurdalna, z drugiej jednak nie mógł nie docenić dobrej woli i życzliwości członków klubu.
– Bardzo dziękuję za troskę i uprzejmość – wyszeptał, jakby brakowało mu słów. Trochę mnie zaskoczyła ta propozycja. Jeszcze raz dziękuję – dodał i wyszedł pospiesznie z siedziby klubu.
Wrócił do domu i długo jeszcze rozmyślał nad tym, co ma zrobić ze skierowaniem. Udział w kursie narciarskim wydawał mu się niedorzeczny. Nie miał już dwudziestu lat i do utrzymania sprawności fizycznej wystarczyłby, jego zdaniem, kilkuminutowy codzienny spacer do kiosku i z powrotem. Jazda na nartach to zajęcie dla młodych. Z kolei, gdyby nie wykorzystał tej okazji, a ktoś z klubu by się przypadkowo o tym dowiedział, mógłby być uznany za jakiegoś niewdzięcznika nie doceniającego starań życzliwych mu osób.
Po parogodzinnych rozmyślaniach Protazy zdecydował, że jednak podejmie wyzwanie i zgłosi się na ten kurs. Zdawał sobie sprawę, że sam udział nie wystarczy. Potrzebne jest do tego odpowiednie przygotowanie fizyczne. Ponieważ kurs miał się rozpocząć za tydzień, Protazy postanowił, że codziennie rano będzie robił przysiady, aby uelastycznić kolana i mięśnie nóg jako partie ciała najbardziej narażone na wysiłek przy jeździe na nartach.
Już następnego dnia Protazy podjął ambitną próbę przeprowadzenia przygotowań. Niestety, po trzecim przysiadzie poczuł, że coś mu strzyknęło w kolanie, które nie bardzo chciało się zginać. Poczuł niewielki ból, który jednak wkrótce ustąpił. Pomyślał, że te objawy mogą być wynikiem nieprzyzwyczajenia organizmu do nowego rodzaju wysiłku. Niezrażony tym Protazy kontynuował ćwiczenia następnego dnia. Tym razem poczuł strzyknięcie w kolanie po piątym przysiadzie.
– Nie jest źle – pomyślał. Wczoraj strzyknęło po trzech przysiadach, dziś po pięciu, czyli jest jakiś postęp. Następne dni przyniosły dalszą poprawę. Wytrwały emeryt po tygodniu ćwiczeń uznał, że jest na tyle przygotowany, że może rozpocząć naukę jazdy na nartach. Doszedł bowiem już do dziesięciu przysiadów.
Na dwa dni przed rozpoczęciem kursu Protazy oglądał w telewizji program, w którym pokazano narciarzy. Ze zdumieniem spostrzegł, że mieli oni na głowach wełniane czapki. On dysponował jedynie ciemnozielonym beretem. Postanowił więc w trybie pilnym uzupełnić braki w wyposażeniu.
Udał się następnego dnia na pobliski bazar. Na jego szczęście jeden ze sprzedawców ogłosił promocję na odzież. Protazy dostrzegł ciekawą czapeczkę, która po przecenie kosztowała jedynie dwa złote. Była nieco pstrokata, ale cena zachęcała emeryta. Taki wydatek nie obciążał bowiem nazbyt domowego budżetu. Zresztą tak czapka bardziej nadaje się na narty niż beret, do którego Protazy zdążył się już przyzwyczaić. Uradowany takim niespodziewanym trofeum wrócił do domu.
Nazajutrz, pełen niepokoju i emocji Protazy udał się autobusem na skraj miasta, gdzie znajdowała się górka. Emeryt pokazał skierowanie na kurs, po czym osoba pełniąca dyżur przy bramie wejściowej wskazała mu mały drewniany domek, w którym znajdował się instruktor. Właściwie to instruktorka, pani Marta. Była długoletnim pracownikiem banku, a po przejściu na emeryturę mogła wreszcie realizować swą pasję, jaką okazało się narciarstwo. W krótkim czasie uzyskała uprawnienia instruktora i teraz, dorabiając do emerytury, pracowała na pół etatu w ośrodku szkoleniowym narciarzy.
Pani Marta uznała, że buty na skórzanym obcasie, które miał Protazy, absolutnie nie nadają się do uprawiania narciarstwa. Zaproponowała więc, aby emeryt oprócz nart i kijków wypożyczył również buty zjazdowe. Na szczęście wypożyczalnię również prowadziła pani Marta, więc w krótkim czasie udało się skompletować cale wyposażenie i po chwili Protazy wraz z panią Martą znaleźli się na szczycie górki. Instruktorka pokazała emerytowi, jak założyć narty i zaproponowała wspólny zjazd. Protazy spojrzał w dół i omal się nie przewrócił. Zakręciło mu się w głowie, bo nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji. Nie dość, że miał na nogach narty pierwszy raz w życiu, to jeszcze musiał na nich zjechać w dół.
Pani Marta dodawała mu odwagi i w pewnym momencie lekko popchnęła Protazego. Teraz już nie było odwrotu. Narty zaczęły się zsuwać po zboczu, a przerażony Protazy z niepokojem obserwował kolejne metry zjazdu, wymachując rozpaczliwie kijkami. W pewnym momencie zahaczył o jakiś korzeń wystający spod śniegu, wykonał prawie pełne salto w powietrzu i wylądował w pobliskiej zaspie.
Scenka ta wyglądała żałośnie. Spod zwału śniegu wystawała tylko głowa Protazego w pstrokatej czapeczce i czubki obu nart po dwóch stronach jego głowy. Pani Marta w żaden sposób nie mogła pojąć, w jaki sposób emeryt znalazł się w takiej pozycji. Okazało się, że w czasie upadku w zaspę narty automatycznie się odpięły i wylądowały w śniegu obok Protazego. Dzięki temu emeryt nie doznał poważniejszych obrażeń, jakim mogło być na przykład złamanie nogi. Pani Marta uznała, że jak na pierwszy raz to wystarczy i oznajmiła Protazemu zakończenie szkolenia. Prawdopodobnie zdała sobie sprawę, że z emeryta nie będzie żaden narciarz i zwolniła go z dalszych zjazdów.
Protazy zresztą z tego powodu wcale nie był zmartwiony. Najgorsze miał za sobą. Ponadto spełnił swoje zadanie, jakim było udowodnienie członkom klubu emeryta, że docenił ich starania i zrealizował szkolenie narciarskie. Zadowolony  z osiągnięcia postawionego sobie celu powrócił do domu. Powiesił sobie w przedpokoju pstrokatą, nieco zmoczoną w śniegu, czapeczkę, żeby wyschła. Będzie mu przypominała przygodę na narciarskim stoku.