1. Wśród podziemnych korytarzy, Gdzie brak słońca i księżyca Żyła, lubiąc sobie marzyć, Chcąca poznać świat dżdżownica.
2. Ojciec Zenon, matka Klara, Jej rodziców zgodna para, Długo się zastanawiali Zanim imię jej wybrali.
3. Tak myśleli tydzień prawie, Jak tu swą nazywać córkę, Przechadzając się po trawie I pod ziemię wchodząc nurkiem.
4. Wszyscy bowiem jej przodkowie Jedno imię mieli w głowie, Którym wszelkie córki w rodzie Nazywano tak na codzień. 5. Tym imieniem była Klara, Lecz już dżdżownic cała chmara Takie samo imię miało, Co kłopotów przysparzało.
6. Bo też wielkie zamieszanie Panowało dookoła, Kiedy ktoś na powitanie Stale jakąś Klarę wołał. 7. Rzekł więc wtedy ojciec Zenon Ogarnięty twórczą weną: „Niechaj nasza mała panna Będzie imię mieć „Zuzanna”.
8. Nie wiadomo, czy to imię Tak odmienne w dżdżownic świecie To sprawiło, że rodzinie Przysparzało trosk to dziecię. 9. Wszystkie nowo narodzone Szły dżdżowniczki w jedną stronę, Lecz Zuzanna z każdej drogi Uwielbiała skręcać w boki.
10. Kiedy już podrosła nieco, Pomyślała, że to pora, Żeby skończyć raz z tą hecą Życia wciąż w podziemnych norach.
11. Dnia pewnego, gdy dżdżownice Tuż po deszczu na ulice Wyciągnęły z ziemi ciała , U Zuzanny myśl powstała.
12. „Jako pierwsza z dżdżownic w świecie Zrobić wielką chcę karierę, Mieć występy w kabarecie, Trafić szybko przed kamerę.”
13. Nic nie mówiąc swej rodzinie, Sunąc płynnie, jak po linie, Bezszelestnie, po kryjomu Oddalała się od domu.
14. Do tramwaju się wśliznęła, Oczywiście bez biletu, Bo też dotrzeć zapragnęła Do siedziby kabaretu.
15. Tramwaj jechał minut osiem, Gdy Zuzanna z drżeniem w głosie Wyszeptała lekko blada: „O, to teraz, tu wysiadam”
16. Od tramwaju po chodniku, Pokonując metrów parę, Bez rozgłosu i bez krzyku Przyszła tam, gdzie był kabaret.
17. Śmiało się na piętro wspina, Mocno przy tym się wygina I, choć późna była pora, Sunie wprost do dyrektora.
18. Bez pukania wchodzi pewnie, Bo drzwi były uchylone, A dyrektor patrzy gniewnie I wytęża wzrok w jej stronę.
19. Myśli, gładząc się po licach: „Skąd tu wzięła się dżdżownica ? Pewnie była w drzwiach gdzieś szparka, Co robiła sekretarka ?” 20. A Zuzanna, nie czekając, Mówi, przy tym się kłaniając: „Czy to w zimie, czy też w lecie Chcę grać w pańskim kabarecie”.
21. „Czy to sen jest, czy też jawa ?” Rzekł dyrektor przestraszony „Upiór to, czy może zjawa Zawitała w moje strony ?” 22. Lecz Zuzanna odpowiada” „Niech ze strachu pan nie pada, Dobrze słychać moje słowa: Ja chcę tutaj występować !”
23. „Pani chyba oszalała” Odrzekł jej szef kabaretu– „Dla długiego, jak sznur ciała Nikt nie kupiłby biletu 24. Co by rzekła okolica, Że tu u nas gra dżdżownica ? Co by rzekł prezydent miasta, Gdyby tu dżdżownicę zastał ?”
25. Lecz Zuzanna się nie zraża I wygina ciało z wolna, Mówi: „Ja się szybko wdrażam, Bo wybitnie jestem zdolna, 26. Dzień nie minie, obiecuję, Kiedy rolę opanuję I pojutrze tu na scenie Dam wspaniałe przedstawienie.
27. Nich pan nie narzeka tyle I tak bardzo się nie złości, Tu przed panem dam za chwilę Próbkę swoich możliwości.” 28. Nim dyrektor wyrzekł słowo, Już Zuzanna popisowo Wykonuje na dywanie Prestiżowe swe zadanie.
29. Wije się, jak wąż, wężykiem, Wspina się po ścianie w górę, Wykonując zryw z okrzykiem, Pokazując lśniącą skórę. 30. Imituje truchcik żółwi, A do tego dowcip mówi, Który gdzieś tam podsłuchała, Gdy tramwajem tu jechała.
31. A na koniec przedstawienia Zaśpiewała pieśń zabawną, Takiej dawki rozśmieszenia Nie słyszano już dość dawno. 32. Twarz pochmurna dyrektora, Jakaś szara, niby chora, Z każdą chwilą przedstawienia Doznawała rozjaśnienia.
33. Na początek uśmiech mały Zjawił się na jego twarzy, A już potem śmiał się cały, Drgając, jakby się oparzył. 34. Rozbawiony aż do granic Swe obawy już miał za nic, Rzekł przez śmiech swój, dusząc słowa” „Może pani tu pracować”.
35. Ucieszyła się Zuzanna Na sukcesy tak zachłanna, Bo od jutra może przecież Zacząć pracę w kabarecie. 36. Nie potrzeba jej hotelu Ani ubrań, ni jedzenia, Bo wymogów nie ma wielu, Jej wystarczy zwykła ziemia.
37. Dzień już zbliżał się do końca, Znikła z nieba tarcza słońca, Trzeba znaleźć coś do spania, Poszła szukać więc mieszkania.
38. Był tam obok mały rynek, Na nim duży klomb z kwiatami. Tam wieczorny swój spoczynek Miała w ziemi pod różami.
39. I jedzenia też w bród miała Tego z solą i bez soli, Kiedy ziemię przeżuwała, Nasyciła się do woli.
40. A nazajutrz tuż po trzeciej Pierwsza była w kabarecie I ćwiczyła, by na scenie Dać publiczne przedstawienie.
41. Widowisko rozpoczęte, Wszystkie miejsca już zajęte, Bo wiedziała okolica, Że ma występ swój dżdżownica.
42. Przyszło wiele znanych osób, Nawet z klubu są kibice, Wszystkim pojąć jest nie sposób, Kto sprowadził tu dżdżownicę ?
43. A Zuzanna, niby mała, Lecz wspaniały występ dała, Zachwycili się widzowie, Ta dżdżownica jest, jak człowiek. 44. Polubili wnet Zuzannę I to właśnie z tej przyczyny Ich oklaski nieustannie Trwały dobre pół godziny.
45. W dni następne ruch był spory, Przed budynkiem aut zatory, Bo też trwało nieodmiennie Kabaretu oblężenie. 46. Przed kasami dzikie tłumy, Każdy kupić chce bilety, Lecz kabaret nie jest z gumy, Nie wystarcza ich, niestety.
47. Co dzień sala wypełniona, Gra Zuzanna niezmożona, Nowych widzów wciąż przybywa I kolejny dzień upływa. 48. Wiadomości o Zuzannie W nowe już trafiają sfery, Telewizja wnet się stanie Nową drogą do kariery.
49. W ciągu paru dni dżdżownica Telewidzów już zachwyca, Przed kamerą się pojawia I humory im poprawia.
50. A tymczasem w jej rodzinie O Zuzannie wieść się szerzy, Że w szerokim świecie słynie, Telewidzów rzesze cieszy.
51. Do rodziców więc Zuzanny Dżdżownic tłum mknie nieustanny, Gratulację im składają, Że tak sławną córkę mają.
52. Jednak znana tak dżdżownica, Choć u szczytu sławy była, Choć umiała wciąż zachwycać, Do rodziny zatęskniła.
53. Zakończyła więc na scenie Swe ostatnie przedstawienie I znów wyszła po kryjomu, Lecz tym razem wprost do domu.
54. Gdy w objęcia długie wpadła Ojca Zenka, matki Klary, Ze wzruszenia nic nie jadła, Widząc znowu dom swój stary.
55. Z niecodziennej tej historii, Pełnej sławy i euforii, Morał dla nas wszystkich płynie, Że najlepiej jest w rodzinie.
56. Sława bywa drogą stromą, Krótka jest i trwa do czasu, Bo natura, jak wiadomo, Ciągnie wilka wciąż do lasu.