Bajki Wuja

Poznajcie taką opowieść dzisiaj,
Która na Czarnym dzieje się Lądzie,
W niej występuje postać Gabrysia,
Co wiódł tam swoje życie wielbłądzie.

Pewnie się zdziwi każdy, kto słyszy,
Że wielbłąd takie imię mieć może,
Przecież i słonia, żaby lub myszy
Nikt tak nie nazwał o żadnej porze.

Zapragnął jednak ojciec Gabrysia,
Aby syn jego tak się nazywał,
Kiedyś przez radio imię to słyszał,
Gdy po upalnym dniu odpoczywał.

Gabryś chciał zawsze być bardzo znany
I płynąć z trendów najnowszych prądem,
Nie pociągały go karawany,
On nowoczesnym chciał być wielbłądem.

Inne chodziły w tę i z powrotem,
By przez pustynię przewozić ludzi,
Lecz Gabryś nie chciał być tym pilotem,
W piachu, w upale, w kurzu się trudzić.

Mówili często jego rodzice:
„Jutro wstać musisz z samego rana,
Bo przez pustynię o wczesnym świcie
Wyrusza braci twych karawana.

Trzeba znów ludzi tam przeprowadzić,
Gdzie muszą dotrzeć przez wydm bezdroża,
Bez nas nikt sobie by nie poradził,
My tylko znamy piaszczyste morza”.

Gabryś zaś tylko mruknął pod nosem
Coś niewyraźnie, tak od niechcenia,
Że się nie godził z obecnym losem
I chce swe inne spełnić marzenia.

Chciałby, by o nim wszędzie mówiono
I na ulicy, i w telewizji,
By płomień sławy nad nim wciąż płonął,
Gdy wdroży w życie wielbłądzie wizje.

W prasie ukazał się komunikat,
A Gabryś biegle czytać potrafił,
Z komunikatu tego wynika,
Że teleturniej jest z geografii.

Ponieważ Gabryś mieszkał w Egipcie,
A teleturniej był w Palestynie,
Musiał wyruszyć tam jak najszybciej,
Aby się w krótkim zmieścić terminie.

Dnia następnego o bladym świcie
Wielbłąd się wykradł z domu ukradkiem,
Napełnił wodą dwa garby skrycie,
By mu starczyło na podróż statkiem.

Zrobił to właśnie nie bez przyczyny,
Bo kiedyś słyszał, jak rzekła mama,
Że, aby trafić do Palestyny,
Przepłynąć trzeba Sueski Kanał.

Trafił do portu, chce wejść na statek,
Lecz ze zdziwieniem każdy spogląda,
Bo nikt z obecnych, czy wnuk, czy dziadek,
Nie widział dotąd tutaj wielbłąda

Zdumieni także są marynarze,
Kilku z nich aż się za uchem drapie,
Bo też nie widzą, kto też mu każe
Na pokład wchodzić po długim trapie.

Lecz oto problem powstał, niestety,
Bo tuż przy wejściu na pokład statku
Każdy okazać musi bilety
I imię swoje podać w dodatku.

Gdy przyszła kolej więc na wielbłąda,
Oko wytrzeszcza, że aż mu skrzy się,
Śmiało przed siebie, mówiąc, spogląda:
„Nie mam biletu, jestem Gabrysiem”.

Po czym odpycha w bok marynarzy,
Którzy bilety wstępu sprawdzali
I pasażerów uśmiechem darzy,
Jakby z gwiazdorem podróżowali

A marynarze, ci bileterzy,
Obrót zrobili, jak karuzela,
Bo trudno było im dwóm uwierzyć
W pełen tupetu gest Gabriela.

Machnęli ręką zrezygnowani,
Bo byli obaj w zdumienia stanie,
Szepnęli tylko: ”Nasz opór na nic,
Niech już ten wielbłąd tutaj zostanie”.

W taki to sposób Gabryś uparty
Statkiem przypłynął do Palestyny,
By na poważnie, a nie na żarty
Pokazać wiedzę z każdej dziedziny.

Tam już na miejscu się okazało,
Że teleturniej to popularny,
Bo konkurentów przyszło niemało,
Choć dzień był senny, gorący, parny.

Przedmiotem całej rywalizacji
Był dla Gabrysia temat szatański,
A brzmiał dla waszej tu orientacji:
„Znajomość stolic państw afrykańskich”.

Gabryś, niestety, złe odpowiedzi
Przed kamerami dawał na planie,
Trzeba nie było wciąż w domu siedzieć,
Ale poznawać świat w karawanie.

Wrócił więc Gabryś do domu smutny,
Pełen pokory i poniżenia,
Lecz zaraz znalazł swój szlak pokutny,
Który go wieść miał do odrodzenia.

Kolejny turniej w następnym roku,
Pomyślał: „Jeszcze wszystkich zachwycę,
Odwiedzę zaraz, tak krok po kroku,
Wszystkie na Czarnym Lądzie stolice.

Dnia następnego znów dom opuścił,
Mając w swych garbach zapasy wody,
Udał się w obce lądu czeluści,
By z lepszą wiedzą stanąć w zawody.

Z Egiptu poszedł wprost do Sudanu
I tam natychmiast mu powiedziano,
Że właśnie Chartum, najbardziej znany,
Stolicą kraju dawno wybrano.

Tuż obok Sudan jest Południowy,
Tam więc się Gabryś natychmiast udał,
Wbijał przez dwa dni sobie do głowy,
Że jest stolicą w tym kraju Dżuba.

Potem Etiopia była na drodze,
Gdzie na wyżynie bije żar z nieba,
A tam odnalazł wielbłąd-przechodzień
Miasto stołeczne Addis Abeba.

Był też w Somalii wielbłąd ambitny
I jako jeden pośród przybyszów
Szybko dowiedział się w sposób sprytny,
Że tam stolicą jest Mogadiszu.

Stamtąd już krok jest do Erytrei,
Wielbłąd tam również bardzo się starał,
Więc jacyś ludzie mu powiedzieli,
Że jej stolicą – miasto Asmara.

Do Kenii udał się Gabryś potem,
Kilimandżaro widząc w oddali
I do stolicy trafił przelotem,
Którą Nairobi ludzie nazwali.

Następnym krajem w jego podróży
Była Tanzania mu nieznajoma,
Lecz Gabrysiowi pobyt posłużył,
Wie, że stolicą jest tam Dodoma.

Obok Burundi obszar nieduży,
Tutaj też wielbłąd sam wiele wskórał,
Bo się dowiedział od dwóch usłużnych,
Że tu stolicą jest Bużumbura.

Niewielka Rwanda tuż za granicą,
A tam już dobrze widać z oddali,
Że tych, co krajem tym się zachwycą
Wita stołeczne miasto Kigali.

A zaraz obok Uganda leży,
W poszukiwaniu stolicy z dala
Tam także Gabryś wkrótce przybieżył
I teraz wie, że jest nią Kampala.

Wędruje Gabryś, nogi wyciąga,
Zapał do wiedzy w nim nie wygasa,
Do Republiki się dostał Konga,
W którym stolica zwie się Kinszasa.

Stamtąd do Zambii jest dosyć blisko,
To dla Gabrysia są nowe szlaki,
Udaje mu się drogą piaszczystą
Dojść do stolicy, czyli Lusaki.

Następne państwo to już Malawi,
W jeziora Niasa jest okolicy,
Tam również wielbłąd nasz się pojawił,
Ściślej, w Lilongwe, czyli stolicy.

Potem Gabrysia cicho, bez krzyków,
Inna witała już okolica,
Na terytorium był Mozambiku,
Gdzie jest Maputo – państwa stolica.

Trzy dalsze państwa trudno odwiedzić,
Bo się znajdują na oceanie,
Trochę się Gabryś musiał nabiedzić,
Lecz wnet wykonał swoje zadanie.

Pytał przeróżnych obywateli,
Zasięgnął wieści u osób paru
I już stolicę poznał Seszeli,
Komorów oraz Madagaskaru.

Potem Zimbabwe na szlaku jego,
Całe spowite słonecznym żarem
Wita Gabrysia czteronogiego,
A w nim stołeczne miasto Harare.

Następną zaraz poznał stolicę,
Kiedy w zachodnią udał się stronę,
W Botswany trafi tam okolice,
Której stolica – to Gaborone.

Stamtąd powrócił na wschodnią stronę,
Aby w manewru tego wyniku
Poznać Maputo- miasto zielone,
Które stolicą jest Mozambiku.

Stamtąd wprost szlakiem odludnym, dzikim
Szedł, krajobrazem oczy zachwycał,
Do Południowej trafił Afryki,
Gdzie jest Pretoria – państwa stolica.

I znów przed siebie ruszył w nieznane,
Po najróżniejszych bezdrożach łaził,
Aż doszedł wreszcie wprost to Mbabane,
Czyli stolicy państwa Suazi.

Stamtąd szedł dalej z wielką ochotą
I już niedługo dotarł do celu,
Bo przed nim było państwo Lesotho,
A w nim stolica – miasto Maseru.

Dalej Namibia – kraj na zachodzie,
Tam trafia Gabryś – wielbłąd waleczny,
Od tych, co życie wiodą tam co dzień
Wie, że jest Windhuk miastem stołecznym.

Wędruje sobie Gabryś powoli
Przez polne drogi, trawy sawanny
I na tereny trafia Angoli,
Wprost do stolicy państwa Luandy.

Potem na północ wiodła go droga,
Czasem po piachu, czasem po lesie,
Aż po dniach paru trafił do Konga,
Stolica tamta Brazzaville zwie się.

Choć słońce piecze, opala skronie,
Gabryś nie zwalnia, czuje się byczo,
Już dalej dotarł i jest w Gabonie,
Tam jest Libreville państwa stolicą.

Wielbłąd niezłomny do przodu sunie
I już następną mija granicę,
Tak oto znalazł się w Kamerunie,
Który Jaunde ma za stolicę.

Potem już Gambia jest w okolicach,
Cel to następny w jego wędrówce,
Tam leży Bandżul – kraju stolica,
Więc do niej wielbłąd dotarł już wkrótce.

Tuż niedaleko tkwi Republika,
Zwana Środkowo- jest Afrykańską,
Z tego, co Gabryś poznał, wynika,
Że Bangi to tam stołeczne miasto.

Wielbłąd na krótko do snu się kładzie,
Po czym znów rusza, jak błyskawica,
Po krótkim czasie znalazł się w Czadzie,
Tam jest Ndżamena – państwa stolica.

Tuż obok Niger się rozpościera,
Do niego Gabryś też iść planuje,
Szybko do kraju tego dociera,
W którym stolicę – Niamey – znajduje

Zaraz Nigeria wielbłąda wita,
Który osobą swą nie zanudza
I o stolicę dokoła pyta,
Więc ma odpowiedź – miasto Abudża.

Krocząc wytrwale w dal po równinie
I rozkładając swe siły z głową,
Znalazł się wkrótce Gabryś w Beninie,
Który stolicę ma w Porto-Novo.

Znów dalej ruszył nieznaną drogą,
Tam, gdzie zakątki są nieznajome,
Lecz oto zaraz dotarł do Togo,
A w nim stolica jest w mieście Lome.

Ustalił, jakie stolice mają:
Gwinea, jedna z trzech, Równikowa,
Wyspy Książęce, których szukając,
Na Atlantyku trzeba znajdować.

Dalej wyruszył prosto do Ghany
I do jakiegoś miasta się zakradł,
Tam Gabryś spostrzegł uradowany,
Że to stołeczne miasto jest – Akra.

Stamtąd na północ kroki skierował
Okrężną wokół Afryki trasą,
Do Wagadugu doszedł bez słowa,
Co jest stolicą Burkina Faso.

Znów na południe nasz wielbłąd wraca
I do Wybrzeża Kości Słoniowej,
Gdzie Jamusukro, spokojnie wkracza,
To jest stolica – miasto portowe.

A zaraz zjawia się droga nowa,
Wielbłąda wiedzie wprost do Liberii,
Tam jest stolicą kraju Monrowia,
Co na wybrzeżu w słońcu się mieni.

Stamtąd na północ kroki skierował
Okrężną wokół Afryki trasą,
Do Wagadugu doszedł bez słowa,
Co jest stolicą Burkina Faso.

Znów na południe nasz wielbłąd wraca
I do Wybrzeża Kości Słoniowej,
Gdzie Jamusukro, spokojnie wkracza,
To jest stolica – miasto portowe.

A zaraz zjawia się droga nowa,
Wielbłąda wiedzie wprost do Liberii,
Tam jest stolicą kraju Monrowia,
Co na wybrzeżu w słońcu się mieni.

Tuż obok leży Sierra Leone,
Freetown – to właśnie jego stolica,
Idzie więc Gabryś prosto w tę stronę,
Dla niego nowa to okolica.

Dalej Gwinea wita Gabrysia,
Tam jest Konakry nad oceanem
Stolicą państwa – to nie od dzisiaj –
Miasto powszechnie najbardziej znane.

Tak do wybrzeża się wielbłąd przyssał,
Że szlak Gabrysia wzdłuż niego wiedzie,
Dociera dalej do miasta Bissau,
Co jest stolicą Gwinei trzeciej.

A już o świcie dnia następnego
Zobaczył inne państwo z oddali,
Poszedł tam zaraz w kierunku jego
Wprost do Bamako – stolicy Mali.

Opuścił zaraz je z nutką żalu,
Lecz musi szukać spełnienia marzeń,
Poszedł więc dalej do Senegalu,
By być w stolicy jego – Dakarze.

Szedł Gabryś dalej prawie bez spania,
Czuł, że się zbliża kres jego marszu,
Następnym krajem – Mauretania,
A w niej stołeczne miasto Nawakszut.

Popatrzył wielbłąd w górę wysoko,
Gdzie góry Atlas w zielonej szacie,
Na szlaku leży państwo Maroko,
Które stolicę ma swą w Rabacie.

Jedną z ostatnich z tej stolic serii
Jest Algier – morski port to niemały,
Został stołecznym miastem Algierii,
Tam również Gabryś dotarł wytrwały.

Wprost do Tunezji wyruszył zaraz,
Która stolicę swą ma w Tunisie,
A już na koniec w Libii się znalazł,
Będąc w stolicy jej – Trypolisie.

Przez rok się cały nasz Gabryś trudził,
Szedł przez Afrykę, czasu nie tracił,
Wreszcie do domu swego powrócił
I o stolicach wiedzę wzbogacił.

A już niedługo znów w Palestynie
Ten sam zaczyna się teleturniej,
Gabryś na statku ponownie płynie,
Aby pojawić się tam powtórnie.

Rajd po Afryce przyniósł owoce,
Źródłem był cennym dobrych wyników,
Pokazał Gabryś swej wiedzy moce,
Wszystkich pokonał tam przeciwników.

Z tej to historii morał wypływa,
Niech wizytówką będzie każdego,
Można najwyższe szczyty zdobywać,
Bo dla chcącego to nic trudnego.