Bajki Wuja

Emeryt Protazy wiele czasu spędzał w zaciszu swojego małego mieszkania. Niechętnie opuszczał swoją bezpieczną przystań, nawet gdy miał wyjść tylko do pobliskiego sklepu. Los sprawiał jednak, że często był poddawany różnym pokusom prowadzącym do zakłócenia jego regularnego, jednostajnego trybu życia. Pewnego dnia Protazy udał się do kiosku po gazetę. Choć lubił zamykać się w czterech ścianach swego skromnego mieszkanka, to jednak starał się być na bieżąco informowany o wydarzeniach w kraju i zagranicą. Dlatego też codzienna wyprawa do kiosku była okazją do chwilowej zmiany otoczenia i nabycia źródła najnowszych informacji. Tuż obok kiosku znajdował się słup ogłoszeniowy z najróżniejszymi plakatami, afiszami i reklamami. Na ogół Protazy nie zwracał na nie uwagi, bo nie planował raczej udziału w masowych imprezach, które były głównym przedmiotem tych ogłoszeń. Tym razem jednak odruchowo spojrzał na ten słup i dostrzegł tam niewielkie ogłoszenie, które przyciągnęło jego uwagę, Była tam informacja o olimpiadzie dla seniorów, jak miała się odbyć na pobliskim stadionie w najbliższą sobotę. Ponieważ uczestnikami tych zawodów były osoby z jego pokolenia, w ramach solidarności postanowił pójść na stadion, aby jako widz obejrzeć to, co tam będzie się działo. W dniu zawodów, jak zawsze przy poważnych okazjach, wyjął z szafy reprezentacyjne ubranie składające się z trzydziestoletniego garnituru, różowej koszuli i niebieskiego krawata w zielone grochy. Przywdział ten strój i dostojnym krokiem udał się w kierunku stadionu. Oczywiście szedł lekko przygarbiony, nie chcąc zwracać na siebie uwagi przechodniów. Po kilku minutach dotarł na stadion. Ponieważ wstęp dla widzów był wolny, nie musiał nadszarpywać swojego emerytalnego budżetu. Niebawem rozpoczęła się olimpiada. Protazy obserwował różne konkurencje nieco dostosowane do wieku seniorów, takie jak pchnięcie kulą lżejszą od wyczynowej kuli, chód z kijkami, czyli nordic walking, czy bieg na sto metrów. Dłuższych biegów, z uwagi na wiek uczestników, nie przewidziano. Protazy był pełen podziwu dla zawodników będących w tym samym wieku, co on, lub nawet starszych. Odznaczali się sporą sprawnością i koordynacją ruchów, które dla Protazego były tylko marzeniem. Wyobrażał siebie jako zawodnika, ale był nim tylko w myślach, bo w rzeczywistości nawet nie dorastał do pięt seniorom regularnie trenującym i przygotowującym się do startu od paru miesięcy. A on ? Emeryt siedzący głównie przy telewizji, cóż mógłby tu zdziałać ? Właściwie nic. Protazy pogodził się więc z rolą widza i uwolniony od natrętnych myśli o karierze olimpijczyka nadal obserwował przebieg kolejnych konkurencji. Nagle rozległ się głos spikera: „W ramach uatrakcyjnienia programu naszej olimpiady przewidzieliśmy dodatkową konkurencję, czyli bieg na sto metrów dla osób w krawatach. Chętnych prosimy o zgłaszanie się na linię startu.”. Po usłyszeniu tego komunikatu Protazy zaczął rozglądać się wokół po trybunach, aby zobaczyć, ilu to też widzów może stać się potencjalnymi uczestnikami tej unikalnej konkurencji. Wodził oczami dookoła, ale oprócz siebie nie zauważył nikogo innego, kto miałby krawat. Co gorsza, to samo robił równolegle przedstawiciel organizatora zawodów. Dostrzegł Protazego na trybunach i na cały głos krzyknął:
„O, mamy jednego kandydata ! Jest nim pan w niebieskim krawacie z zielonymi grochami. Zapraszam pana na linię startu, tutaj na bieżnię.”
Protazy mocno się przestraszył. On na bieżni ? Przecież to będzie prawdziwa kompromitacja. Na pewno przybiegnie ostatni. Wszyscy go wyprzedzą, na dodatek dostanie zadyszki i stanie się tylko pośmiewiskiem dla widzów. Namawiany gorąco przez organizatorów i czując skupiające się na nim spojrzenia widzów Protazy niechętnie i powoli zszedł z trybun w dół i stanął na bieżni. Okazało się, że był jedynym zawodnikiem, który spełniał warunki tej konkurencji. Nikt inny bowiem nie miał na stadionie krawata. Konkurencję trzeba było jednak rozegrać, Po prostu Protazy musiał tylko przebiec te sto metrów bez obawy, że ktoś go wyprzedzi i bez potrzeby ustanawiania jakiegoś rekordu. Organizator wyjaśnił emerytowi, na czym polega udział w tym biegu. Po chwili padł strzał startera, który nieco przestraszył Protazego nie przyzwyczajonego do głośnych sygnałów. Zakołysał się nieco z wrażenia i powoli ruszył w kierunku mety. Po paru krokach poczuł, jakby kolana zamieniały się w trzaskające pod naporem wiatru spróchniałe kawałki drewna, a mięśnie przypominały dorodne pączki waty wypełniające wszystkie jego kończyny. Z każdym metrem to uczucie narastało do granic wytrzymałości. Protazy zrozumiał jednak, że ukończenie biegu to sprawa honoru i zachowania twarzy wobec publiczności, która niespodziewanie zaczęła go dopingować głośnymi okrzykami „Tempo, tempo !”. Dodatkowo wokół szyi Protazego krawat zaciskał się coraz bardziej i emeryt czuł, że za chwilę może stracić przytomność, Krew zaczęła gwałtownie pulsować, a na poczerwieniałej od wysiłku twarzy pojawiały się coraz bardziej obfite krople potu. Spadające z czoła na oczy. Emeryt czuł zbliżającą się chwilę rozstania się z rzeczywistością, ale równocześnie widział rosnącą w oczach białą linię taśmy oznaczającą metę. Gdy do niej dotarł, nie posiadał się ze szczęścia, że udało mu się pokonać ten zabójczy dystans. Z drugiej strony zrozumiał, że każdy sukces musi być okupiony nadzwyczajnym wysiłkiem, czego efekty zaczął natychmiast odczuwać po przekroczeniu linii mety. Organizatorzy przybiegli do niego, wręczając mu medal i dyplom, na trybunach rozległy się burzliwe oklaski jako wyraz uznania dla wyczynu emeryta poddanego nadzwyczajnej próbie biegu z zaciśniętym krawatem wokół szyi. Protazy mimowolnie i niespodziewanie stał się olimpijczykiem i to w dodatku zdobywcą złotego medalu. Myśli jego zaprzątały jednak pytania na temat powrotu do domu. Uczucie drewnianych nóg i wacianych mięśni ograniczało w znacznym stopniu swobodne wykonywanie dodatkowych ruchów. Musiał jednak przezwyciężyć te dolegliwości, Powrócił do domu na sztywnych nogach, mając uczucie pokonania dystansu maratońskiego, Położył zdobyte trofea na stole, zdjął swój słynny strój i zanurzył swe emerytalne i sfatygowane stadionowym wyczynem ciało w czeluściach wanny, licząc na zbawienny wpływ wody.