Bajki Wuja

W spokojnym, jednostajnym życiu emeryta Protazego zdarzały się dni radykalnie zmieniające ukształtowany od lat rozkład dnia. Wiązały się one głównie z niezrozumiałymi i niekonsekwentnymi zachowaniami emeryta, który nieoczekiwanie chciał wprowadzić coś nowego do stabilnej i spokojnej egzystencji.
Wynikało to z niepohamowanej ciekawości Protazego, która czasem przynosiła nieoczekiwane i czasem nie najlepsze skutki.
Kolejny taki dzień wydarzył się, gdy emeryt tradycyjnie wyszedł rano do sklepu i do kiosku po poranną prasę. Po drodze zobaczył plakat zawierający informację o zawodach ekip straży pożarnej, które miały się odbyć na pobliskim stadionie. Protazy uznał, że obejrzenie takiej imprezy byłoby ciekawym wyjątkiem w monotonii życia emerytalnego.
W dniu imprezy już od rana rozpoczął niezbędne przygotowania. Jak zwykle w takich przypadkach nie wyobrażał sobie pojawienia się bez wyjściowego stroju. Przygotował więc tradycyjny trzydziestoletni garnitur różową koszulę i niebieski krawat w zielone grochy oraz buty na skórzanym obcasie.
W takim ubraniu wyszedł z domu i udał się w stronę stadionu. Jak zawsze, zwracał uwagę przechodniów swoim oficjalnym wyglądem, lecz przemykając pomiędzy nimi starał się nie patrzeć im w oczy, aby nie widzieć ironicznych spojrzeń i drwiących uśmieszków.
Wstęp na imprezę był bezpłatny, co jeszcze bardziej zachęciło Protazego do przyjścia na stadion. Po przybyciu na miejsce zawodów emeryt usiadł na trybunie. Niebawem na murawę wjechały dwa wielkie samochody strażackie uzbrojone w działka wodne i wyposażone w inne niewidoczne urządzenia przydatne przy gaszeniu pożaru.
Pierwszą z konkurencji było rozwijanie węża gaśniczego na czas. Obydwie ekipy strażaków przystąpiły ochoczo do akcji dopingowane przez zgromadzoną publiczność.
Kolejną konkurencję stanowiło wspinanie się po makiecie budynku. Również i tutaj zawodnicy mogli liczyć na głośny doping widowni.
Potem strażacy zaprezentowali próbę gaszenia pożaru za pomocą gaśnic pianowych. W tym celu zapalono stare opony pozorujące palące się obiekty.
Strażacy i tym razem sprawnie uporali się z tym zadaniem.
Po zakończeniu rywalizacji spiker poinformował, że teraz spośród publiczności wybranych będzie kilka osób, które spróbują swoich sił w operowaniu sprzętem strażackim. Spiker przechadzał się po bieżni i z trybun wyławiał, jego zdaniem, kandydatów do takiego pokazu.
W pewnym momencie dojrzał Protazego, którego różowa koszula i niebieski krawat w zielone grochy rzucały się w oczy. Zaprosił więc emeryta na boisko jako jednego z konkurentów, ale Protazy, jak zwykle, usiłował początkowo wymigać się z tej ryzykownej roli, jak go czekała. Ponieważ jednak widownia zaczęła skandować „idź na całość !”, w Protazym obudziła się nieoczekiwanie ambicja, która przeważyła nad jego wrodzoną nieśmiałością i obawą przed podejmowaniem nowych wyzwań. Nie dał się więc dalej prosić i wolnym krokiem zszedł na murawę boiska. Razem z nim spiker wybrał jeszcze czterech innych odważnych kibiców.
Zawody prowadził jeden ze strażaków. Miał to być zestaw trzech konkurencji, który po ocenie strażaków miał wyłonić zwycięzcę. Nagrodą był plastikowy hełm strażacki jako pamiątka z uczestnictwa w tym pokazie.
Pierwsza z konkurencji polegała na gaszeniu palących się opon za pomocą wody z węża gaśniczego. Każdy z uczestników dostał taki przyrząd do ręki i po chwili podłączono dopływ wody pod dużym ciśnieniem.
Opony zostały podpalone i w tym momencie z węża, który trzymał Protazy, trysnęła woda. Zaskoczony emeryt wypuścił go z ręki. Wąż napędzany strumieniem wody zaczął sam przesuwać się po murawie, wypluwając z siebie potężne dawki rozpryskujące się na boki i oblewające wszystkich dokoła, inni uczestnicy zamknęli zaraz dopływ wody do swoich węży i odskoczyli na bok, nie chcąc być zamoczeni. Ambitny emeryt nie zamierzał jednak rezygnować. Niemiłosiernie oblewany wodą biegał za wężem, usiłując go schwycić i pokazać, że potrafi zapanować nad urządzeniem, które niepostrzeżenie wymknęło się spod kontroli.
Dramatyzmowi sytuacji dodawał fakt, że palące się opony emitowały coraz więcej dymu, który skutecznie ograniczał widoczność. Publiczność wiedziała więc na przemian pojawiające się strumienie wody, to znów kłęby dymu, pomiędzy którymi przemykała postać Protazego usiłującego złapać węża. Widząc, że sytuacja przybiera nieoczekiwany obrót i grozi poważnymi konsekwencjami, strażacy szybko zamknęli dopływ wody do węża Protazego i ugasili palące się opony. Po chwili na placu boju w zanikających oparach dymu pozostał zdyszany Protazy w zamoczonym garniturze spoglądający bezradnie w stronę trybun.
Publiczność zgotowała dzielnemu emerytowi niemałą owację, doceniając jego upór i waleczność. Być może w tej owacji tkwiła drwina z wyczynów Protazego, choć tego nikt nie był w stanie ustalić.
Zawody trwały jednak dalej. Kolejną konkurencją było przecinanie toporem strażackim drewnianej ścianki, którą postawiono przed każdym z uczestników.
Ogarnięty emocjami Protazy zapomniał o zamoczonym garniturze i zachęcony udziałem w zawodach stanął wraz z konkurentami przed kolejnym wyzwaniem. Chwycił w ręce strażacki topór, wykonał obszerny zamach i z całą siłą wbił go w ściankę. Tu pojawił się problem, bo emeryt wcale nie mógł wyjąć niej topora. Mocował się solidnie, szarpał za rękojeść, lecz wątłe emerytalne siły nie pozwoliły na uporanie się z tkwiącym narzędziem w drewnianej ściance.
Publiczność obserwowała poczynania uczestników konkursu. Wszyscy już porąbali swoje ścianki i przyglądali się, jak bezradny emeryt szarpał się toporem, usiłując wyciągnąć go z drewnianej czeluści.
Cały stadion zaczął dopingować Protazego, który stawał się powoli ulubieńcem trybun. Rozlegało się gromkie „tempo, tempo !”, ale wysiłki dopingujących na nic się zdały. Protazy robił się coraz bardziej czerwony na twarzy z wysiłku i z obawy przed zupełną kompromitacją. Dramatyczne zmagania emeryta z toporem przerwał prowadzący zawody strażak i ogłosił przejście do ostatniej konkurencji, jaką było gaszenie opon gaśnicą pianową. Ponownie zapalono opony, a każdy uczestnik otrzymał pokaźnych rozmiarów gaśnicę. Na umówiony znak wszyscy mieli zwolnić blokadę i skierować strumień piany na palące się opony. Uczestnicy skierowali swe gaśnice w prawidłowym kierunku z wyjątkiem Protazego, który skierował gaśnicę wylotem wprost na siebie. Efekt tej operacji był łatwy do przewidzenia. Gdy strażak dał sygnał do rozpoczęcia gaszenia, wszyscy odblokowali gaśnice. W tym momencie ogromny obłok piany wytrysnął wprost na twarz Protazego, który pod wpływem ciśnienia przewrócił się na plecy, dźwigając na sobie gaśnicę, która nie przestawała wypluwać z siebie kolejnych porcji piany. W pewnym momencie przykryła ona całkowicie wątłą postać emeryta. Publiczność na trybunach miała niezłą rozrywkę, widząc przemieszczający się ogromny balon z piany, z którego na przemian wystawały to ręce, to nogi bezradnego emeryta wykonującego rozpaczliwe ruchy zmierzające do wydostania się z pulchnej masy piany. Strażacy, bojąc się, że Protazy może się udusić, rozproszyli pianę, wyciągając z niej duszącego się i kaszlącego emeryta, który zakrztuszony pianą usiłował złapać oddech.
Widownie nie posiadała się ze śmiechu. Widocznie większe wrażenie zrobiły na niej zmagania Protazego z pianą niż jego cierpienia i niedogodności w czasie przebywania w środku spienionej pułapki.
Cały mokry, z resztkami piany na głowie Protazy stał teraz nieruchomo, jakby nie słysząc oklasków, jakie dla niego rozlegały się z trybun.
Niebawem ogłoszono wyniki zawodów. Po takich wyczynach Protazy nie mógł ich wygrać, ale otrzymał nagrodę specjalną dla najbardziej barwnej postaci zawodów, jaką okazał się drugi plastikowy hełm strażacki. Problem polegał tylko na tym, że hełm był o wiele za duży na głowę emeryta.
Gdy więc poproszono, aby Protazy założył go, publiczność ujrzała postać emeryta bez głowy, zamiast której tkwił ogromny hełm. Znów wywołało to falę śmiechu, co tylko jeszcze bardziej zdeprymowało Protazego.
Speszony tyloma pechowymi wpadkami Protazy oddał zbyt duży hełm strażakowi i szybkim krokiem wyszedł ze stadionu.
Teraz dopiero, gdy opadły emocje, zdał sobie sprawę, że przemókł do szpiku kości o po powrocie do domu po raz kolejny przyjdzie mu suszyć całe ubranie na balkonie.