Emeryt Protazy był człowiekiem z zasady konserwatywnym, niechętnym na jakiekolwiek zmiany, niepodatnym na nowości. Czasem jednak miewał szalone pomysły, które były zaprzeczeniem jego żelaznych reguł niezmiennych od lat. Jednym z tych pomysłów była chęć przejechania się metrem. Dla kogoś, kto słyszał o tym środku lokomocji tylko z informacji radiowych, bądź oglądał telewizyjne migawki, wyprawa do metra stanowiła poważne wyzwanie. W przypływie nadzwyczajnej odwagi Protazy opuścił swoje cztery ściany i udał się w kierunku najbliższej stacji metra. Ponieważ w miejscowości, w której mieszkał, były dwie linie metra, postanowił przejechać się każdą z nich. Już samo zejście po schodach w dół wywołało u Protazego spore emocje. Dotychczas swoje podróże odbywał tylko naziemnymi środkami lokomocji. A tu nagle taka zmiana ! Nie bardzo mógł sobie wyobrazić, że istnieje coś, co jeździ pod ziemią. Z każdym stopniem schodów pokonywanych w dół przez emeryta narastały w nim emocje. Serce przyspieszyło rytm, czuł, jak krew pulsuje w skroniach. Starał się jednak panować nad tymi emocjami, bo wiedział, że jeszcze nie osiągnął celu swojej wyprawy. Niepewnym krokiem pokonał schody i znalazł się w długim korytarzu. I tu duże zaskoczenie. Pod sufitem zobaczył różne drogowskazy i oznaczenia. Przesuwające się obok w dwóch kierunkach potoki podróżnych nie pozwalały na dokładne przestudiowanie wszystkich informacji. Protazy przyjął więc słuszne założenie, że wtopi się w ten ludzki potok, gdyż wtedy najłatwiej będzie trafić na peron metra. Faktycznie, posunięcie Protazego okazało się błyskotliwym chwytem strategicznym. Niebawem zobaczył wejście na perony. Tu, niestety, spotkała go niemiła niespodzianka. Drogę na perony zagradzały bramki, które w żaden sposób nie dały się pokonać, Protazy stanął przed jedną z nich i zaczął popychać kołowrotek. Ten jednak uparcie tkwił w miejscu, skutecznie blokując przejście. Stojący za nim ludzie byli mocno zniecierpliwieni. Tłum za Protazym gęstniałby jeszcze bardziej, gdyby ktoś nie zwrócił uwagi emerytowi:
– Czy ma pan bilet ? Przecież trzeba go skasować.
Protazy w mig pojął, że nie kupił biletu. Szybko wycofał się z kolejki i zaczął realizować kolejny etap swego przedsięwzięcia, jakim było kupno biletu. Hasło dość proste i jasne. Gorzej z realizacją. Protazy stanął pod ścianą i ukradkiem obserwował zachowanie podróżnych, którzy mieli niewątpliwie większe doświadczenie w korzystaniu z metra. Po parunastu minutach zorientował się, że sporo osób wchodzi do pobliskiego kiosku. Pomyślał, że tak częste wizyty nie są przypadkowe. Przecież normalnie kiosku nie odwiedza aż tyle osób. Powstało więc w jego głowie przypuszczenie, że tenże kiosk jest źródłem zakupu biletów. Niezwłocznie więc skierował tam swe kroki. Ku swojej satysfakcji nabył tam bilet i uzbrojony w ten atrybut wolności w poruszaniu się w podziemnych pomieszczeniach ponownie podszedł do bramek w celu stoczenia drugiej rundy pojedynku z tymi krnąbrnymi urządzeniami. Powstał jednak kolejny problem. Jak tu skasować bilet ? Widział kątem oka, że niektórzy kładli coś na czytniki i natychmiast kołowrotki odblokowywały się. Protazy też położył swój bilet na przezroczystej płytce, ale kołowrotek ani drgnął. Nagle za plecami usłyszał delikatny głosik uprzejmej uczennicy:
– Proszę pana, tu jest taki wąski otworek i tu pan musi włożyć swój bilet.
Protazy podziękował, lecz natychmiast zrodziły się u niego sprzeczne odczucia. Z jednej strony poczuł się upokorzony. Jako człowiek z długoletnim doświadczeniem został przeszkolony przez niepełnoletnią osóbkę. Z drugiej strony poczuł jednak satysfakcję, że oto posiadł unikalną umiejętność skutecznego pokonywania oporu kołowrotka. Z błyskiem triumfu w oczach włożył bilet do otworu i zaraz twardy i sztywny kołowrotek ugiął się pokornie przed szarżującymi kolanami Protazego. Atak na kołowrotek był zbyt gwałtowny i nim on się ugiął, Protazy uderzył w twardy stalowy pręt. To bolesne doświadczenie nie zniechęciło go jednak. Mógł teraz zejść po kolejnych schodach prosto na wymarzony peron. Były tu dwa tory prowadzące w różnych kierunkach. Ponieważ Protazy chciał wypróbować obydwie linie, musiał znaleźć stację przesiadkową. Podszedł do najbliższej gabloty i szczegółowo przestudiował cały plan stacji metra. Czując nieskrywane zadowolenie z odnalezienia właściwej stacji, stał dumnie z podniesioną głową, czekając na przyjazd pociągu. Po chwili rozległa się w megafonie zapowiedź wjazdu pociągu. Protazy wsiadł do wagonu i poczuł się wręcz zachwycony płynną jazdą podziemnego pojazdu. Po dotarciu do właściwej stacji Protazy wysiadł z pociągu. Niestety, tu czekało go kolejne wyzwanie. Musiał przejść do drugiej linii metra. Doszedł do schodów ruchomych i starannie wszedł na nie, aby przypadkiem jego spodnie nie wkręciły się w groźnie wyglądający zębaty mechanizm. Podróż schodami na górę była tylko chwilą relaksu przed koniecznością podjęcia decyzji wyboru właściwej drogi do drugiej stacji metra. Protazy przytłoczony mnogością informacji zawartych w licznych szyldach, afiszach, stojakach w formie liter, strzałek, ikon i cyfr, stał bezradnie, odwracając głowę w prawo, w lewo i za siebie. Jedna z osób zauważyła nietypowe zachowanie Protazego i spytała, czego szuka. Była na tyle uprzejma, że doprowadziła Protazego do wejścia w obszar drugiej linii. Protazy dowiedział się przy okazji, że nie musi kupować drugiego biletu. Wystarczy go tylko ponownie włożyć do czytnika. Jakże wielkie było jego zdumienie, gdy zobaczył, że nie ma tu kołowrotków, lecz uchylne skrzydełka. Z każdą minutą Protazy czuł się coraz pewniej. Nabierał poczucia, jakby jeździł metrem od samego początku jego istnienia. Z pewnymi problemami związanymi z mnogością stacji Protazy powrotną drogą wrócił do punktu początkowego swojej wyprawy. Zdobyte doświadczenia pozwoliły mu na wydostanie się z podziemi. Zadowolony ze śmiałego wypadu powrócił do domu. W ten sposób, jako rodowity obywatel miasta, miał możliwość poznać jego głębię dosłownie i w przenośni.