Emeryt Protazy, mimo że był zatwardziałym domatorem, czasami dawał dowody swojej niekonsekwencji. Od czasu do czasu przychodziły mu do głowy niekonwencjonalne pomysły. Rodziły się na ogół pod wpływem różnego rodzaju ogłoszeń, reklam lub zapowiedzi wydarzeń, jakie ukazywały się w środkach masowego przekazu.
Protazy pokonywał pewnego dnia niewielki dystans pomiędzy jego blokiem a sklepem, w którym robił codzienne zakupy. Nagle zobaczył duży plakat zawierający informację o festynie dożynkowym, który miał się odbyć na terenie gminy przylegającej do miasta, w którym mieszkał emeryt. Z okazji tej imprezy uruchomiony miał być nawet bezpłatny autobus dowożący chętnych na teren festynu. Protazy uznał, że to szansa spędzenia paru godzin na świeżym powietrzu i to w dodatku darmowym przejazdem.
W dniu festynu założył, jak zawsze, reprezentacyjny zestaw ubraniowy, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę i niebieski krawat w zielone grochy.
Z uwagi na to, że festyn miał być organizowany na boisku gminnej drużyny piłkarskiej Protazy doszedł do wniosku, iż wygodniej będzie założyć białe tenisówki zamiast butów na skórzanym obcasie. Zawsze to wygodniejsze rozwiązanie dla stóp, a poza tym pewien akcent sportowy stosownie do scenerii tej imprezy.
Po włożeniu wyjściowego stroju emeryt udał się na przystanek, na który miał przyjechać specjalny autobus.
Zainteresowanie tym wydarzeniem było spore, o czym świadczył fakt dużej ilości osób w autobusie. Naturalnie wszyscy byli ubrani w weekendowe stroje i, jak zwykle, Protazy swym oficjalnym strojem wywoływał zdziwienie wśród współpasażerów. On, który nie lubił rzucać się w oczy i który chciał przebywać w najmniejszym, ciemnym zakątku, stawał się zawsze obiektem zainteresowania wbrew swoim preferencjom.
Nie mógł pojąć, że przyczyną takiego stanu rzeczy był ekscentryczny strój.
Po kilkunastu minutach unikania natarczywych spojrzeń pasażerów autobusu Protazy mógł odetchnąć z ulgą. Wszyscy dotarli bowiem do miejsca, gdzie miały się odbyć uroczystości dożynkowe.
Program przewidywał na początku przemarsz przedstawicieli poszczególnych wiosek, z których każda przygotowała okazały wieniec dożynkowy. Następnie były mowy powitalne przedstawicieli władz gminnych. Po nich zaprezentowano gospodarzy dożynek, którzy za pośrednictwem wybranych osób częstowali kawałkami dożynkowego chleba.
Również do Protazego w pewnej chwili podeszła młoda panienka z koszem pełnym kawałków suchego chleba i zachęcała emeryta:
-Proszę się poczęstować, to chleb dożynkowy, naprawdę bardzo dobry.
Protazemu nie wypadało odmówić. Wziął więc kawałek chleba i zaczął jeść.
W pewnym momencie ugryzł jednak zbyt duży kęs, który utkwił mu w gardle. Emeryt zaczął się krztusić, wydając z siebie dramatyczne okrzyki przemieszane z głębokim charczeniem. Twarz zrobiła się czerwona, a oczy otworzyły się szeroko i sugerowały przerażenie ich właściciela.
Stojący obok ludzie zorientowali się, że sytuacja Protazego staje się coraz bardziej dramatyczna. Wezwano na pomoc stojących nieopodal strażaków. Gdyby działali standardowo według swoich procedur, to pewnie musieliby włożyć do ust emeryta jakąś rurę od pompy gaśniczej i wtłoczyć kilkadziesiąt litrów wody. Na szczęście jeden z nich miał w ręku niewielką buteleczkę z wodą mineralną, którą pospiesznie podano Protazemu. Ten popił i na szczęście krytyczny stan emeryta został opanowany. Po krótkim kaszlu Protazy podziękował wszystkim za pomoc i pospiesznie przeszedł do innego zakątka, aby nie spowodować dalszych nieciekawych zdarzeń i nie stać się pośmiewiskiem dla tych, którzy byli świadkami tego pechowego przypadku.
Protazy odszedł więc i przysłuchiwał się prowadzącemu uroczystości dożynkowe.
Nadszedł kulminacyjny moment imprezy, jakim był konkurs na najlepszy wieniec dożynkowy. Każda wioska ustawiła swoje dzieło na trawie, a wszyscy uczestnicy mogli przechadzać się obok nich i podziwiać walory artystyczne.
Protazy również postanowił bliżej zapoznać się z tymi wytworami rękodzieła artystycznego. Chodził więc pomiędzy wieńcami i starannie się nim przypatrywał.
W pewnym momencie jego uwagę zwrócił wieniec przypominający wiejską studnię, który miał kształt kręgu betonowego, ale był wykonany ze słomy. Protazy zbliżył się do niego i schylił się, aby zobaczyć, co jest w środku tego kręgu. W tym momencie obok wieńca przebiegał jakiś mały chłopiec, który uciekał swojemu ojcu. Ojciec, osobnik dość barczysty i solidnej wagi, przebiegał obok Protazego i niechcący go popchnął. Siła działania barczystego osobnika na wątłe ciało emeryta była na tyle duża, że Protazy wpadł do środka tego kręgu głową w dół. Efekt tego upadku był taki, że oto teraz ze słomianego kręgu wystawały dwie chude nogi zakończone białymi tenisówkami.
Protazy usiłował się wygramolić z tych słomianych oków, ale w żaden sposób nie mógł się podnieść. Średnica kręgu była na tyle mała, że emeryt zupełnie się w nim zakleszczył.
W tym czasie komisja oceniająca wieńce, podobnie jak wszyscy uczestnicy, też przechadzała się wokół nich. Podeszli również do wieńca przypominającego krąg studzienny i…. oniemieli z wrażenia.
Oto im oczom ukazała się słomiana imitacja studni, z której wystawały miotające się dwie nogi zakończone błyskającymi w słońcu białymi tenisówkami.
-Całkiem oryginalny wieniec – zauważył jeden z członków komisji
-W dodatku z takimi dynamicznymi akcentami – dodał inny – żaden z pozostałych wieńców nie miał ruchomych elementów.
-To pewny kandydat do pierwszej nagrody. Przynajmniej za oryginalność – zauważyła pewna pani-członkini komisji.
Protazy tkwił tak parę minut do góry nogami zanim się zorientowano, że to raczej nie element wieńca, ale szamocący się emeryt, który wpadł do środka tej konstrukcji.
Komisja jednak podjęła już decyzję i przyznała pierwsze miejsce wieńcowi imitującemu studnię, w której tkwił Protazy. Uczestnicy, w odróżnieniu od komisji, mieli jednak inne spojrzenie i zaczęli wzywać pomocy. Znów nieocenieni okazali się strażacy. Szybko zorientowali się, że to nie przelewki i zaraz przybyli na miejsce zdarzenia, wyciągając nieszczęsnego emeryta z wnętrza wieńca. Protazy długo dochodził do siebie. Tkwiąc przez parę minut z głową w dół, ukazał się zgromadzonym gapiom jako osobnik o ciemnoburaczanej twarzy i wybałuszonych oczach.
-To znowu pan ? – spytał jeden ze strażników – coś mamy dziś do pana szczęście. Przecież to pan przed kwadransem zakrztusił się chlebem dożynkowym.
-Tak, to ja – przyznał skruszony Protazy, mocno speszony faktem, iż stał się bohaterem nieplanowanych wydarzeń. Na szczęście dalsze zdarzenia zrekompensowały Protazemu wcześniejsze niemile przeżycia.
Oto po ogłoszeniu wyników zadowoleni mieszkańcy wsi, którzy przygotowali wieniec w kształcie studni, dziękowali Protazemu za wkład w ich końcowe dzieło. Jako dowód wdzięczności panie z koła gospodyń wiejskich działającego w tej wsi obdarowały emeryta pokaźnym zawiniątkiem pełnym pierogów domowej roboty.
Zszokowany niechlubnymi występami przed dożynkową publicznością, ale i zadowolony z pierogowego trofeum Protazy ruszył w powrotną drogę do domu. Nawet nie zauważył, że tkwiące w jego włosach resztki słomy wywoływały żywe zainteresowanie mijających go osób.