Emeryt Protazy rzadko używał dowodu osobistego. Nosił go, co prawda, ze sobą, ale właściwie nie miał okazji, aby go pokazywać. Jedynym wyjątkiem był bank, który emeryt odwiedzał w celu pobrania gotówki. Nawet w tramwaju, czy w autobusie nie miał sposobności okazać go kontrolerom, którzy, spojrzawszy na twarz Protazego, przechodzili obojętnie obok niego w głąb pojazdu.
Pewnego dnia emeryt spojrzał jednak na swój dokument tożsamości i stwierdził z przerażeniem, że zbliża się termin jego ważności. Do upływu tego terminu zostało jedynie dwadzieścia dni. Zrozumiał, że musi podjąć niezwłoczne działania z celu przedłużenia ważności dowodu.
W tym celu już następnego dnia postanowił udać się do urzędu dzielnicy, aby uzyskać niezbędne informacje. Jak to zwykle ma miejsce przy pojawianiu się na forum publicznym, emeryt zadbał o swój wygląd. Przywdział zatem swój tradycyjny strój wyjściowy, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy, buty na skórzanym obcasie i ciemnozielony beret. Niezwłocznie wyszedł z mieszkania i przybył do siedziby urzędu. Uzyskał tam informację, że musi złożyć wniosek o wydanie nowego dowodu i dostarczyć aktualne zdjęcie.
Wypełnienie wniosku nie wydawało się trudne. Gorzej sprawa przedstawiała się ze zdjęciem. Protazy miał niezbyt mile doświadczenia z różnymi automatami do robienia zdjęć, gdzie trzeba było samemu naciskać na różne obce dla emeryta przyciski. Postanowił zatem udać się do profesjonalnego fotografa, który gwarantował odpowiednią jakość zdjęcia. Pamiętał, że przed laty w centrum miasta znajdowało się małe studio, w którym świadczył swoje usługi wiekowy już fotograf. Jego doświadczenie dawało, zdaniem Protazego, gwarancję, że dostarczy do urzędu dzielnicy perfekcyjne zdjęcie.
Wkrótce emeryt zrealizował swe postanowienie. Okazało się, że mimo upływu lat studio nadal funkcjonowało, a w nim jeszcze bardziej wiekowy właściciel. Protazy wszedł po cichu do wnętrza pracowni fotograficznej. Zobaczył, że przy biurku tkwi nachylony fotograf z bujną, siwą czupryną. Gdy zobaczył emeryta, zaraz podniósł głowę do góry i spytał:
– Pan w jakiej sprawie?
– Chciałbym sobie zrobić zdjęcie do dowodu osobistego – odparł Protazy.
– Świetnie – rzekł fotograf. Proszę sobie usiąść na fotelu, który stoi przy ścianie.
Ja tymczasem przygotuję całą aparaturę.
Protazy usadowił się wygodnie i czekał na sygnał fotografa. Starym zwyczajem zapomniał zdjąć swój beret i tkwił z nim na głowie. Wytrawny fachowiec, jakim był ten wiekowy fotograf, od razu to zauważył:
– Nie wiedziałem, że teraz zdjęcia do dowodu robi się w beretach.
– Co? Beret? – odparł zaskoczony Protazy. Ach, tak, widzi pan, znów zapomniałem go zdjąć.
Emeryt ściągnął zaraz beret z głowy i trzymał go w rękach na kolanach.
Ponieważ ostatnio Protazy robił profilaktyczne zabezpieczenia w mieszkaniu przed ewentualnym pojawieniem się moli, również i beret poddał takim zabiegom. Mimo wietrzenia, na czubku beretu pozostały resztki naftaliny, które wydzielały charakterystyczny zapach. Ponieważ beret spoczywał w rękach Protazego, opary naftaliny unosiły się do góry, drażniąc nos emeryta.
Gdy już fotograf przygotował aparat do zrobienia zdęcia i zwolnił spust migawki, w tym samym momencie Protazy głośno kichnął. To, co zarejestrował aparat nie wyglądało optymistycznie.
– Eee… – z niesmakiem wymamrotał fotograf. Czy musiał pan kichnąć
w momencie robienia zdjęcia? Niech pan spojrzy, jak to wygląda. Protazy podszedł do aparatu i omal nie zemdlał. Zobaczył własną twarz mocno wykrzywioną z wyrazem przestrachu i przerażenia. Kichnięcie spowodowało, że jego przerzedzone włosy poderwały się do góry i opadły w różne strony, tworząc coś na kształt ptasiego gniazda.
Protazy poczuł się winny tego niefortunnego zdjęcia i zaraz powiedział pewien skruchy:
– Bardzo pana przepraszam. Zakręciło mi się w nosie. Proszę o chwilę cierpliwości. Zaraz przyczeszę sobie włosy i będę gotowy do następnego zdjęcia.
– Niestety – stwierdził fotograf – musimy wykonać inne zdjęcie. To raczej nadaje się do filmu komediowego, ale nie do dowodu. Fotograf pociągnął kilka razy nosem. Widocznie do niego też doleciał zapach naftaliny, gdyż zaraz stwierdził:
– Już chyba wiem, co mogło być przyczyną pana kichnięcia. Niech pan odłoży ten beret trochę dalej i niech go pan nie trzyma w rękach, bo będziemy musieli jeszcze raz poprawić zdjęcie.
W tym momencie emeryt też poczuł zapach naftaliny unoszący się znad beretu. Czym prędzej odłożył go na krzesło stojące obok fotela i z dumą zgłosił swoją gotowość do wykonania powtórnej fotografii. Właściciel studia ponownie ustawił całą aparaturę. Znów jednak los spłatał emerytowi figla. Był prawie gotowy i palec fotografa uruchamiał aparat, gdy w tym momencie na nosie Protazego usiadła mucha. Emeryt odruchowo machnął ręką, aby odgonić natrętnego owada. Efektem tego było jednak zdjęcie, na którym głównym elementem stała się ręka przysłaniająca fragmenty ledwo widocznej twarzy.
– Nie, tak dalej być nie może! – oburzył się fotograf. Najpierw beret, teraz mucha. Do wieczora nie skończymy!
– Przepraszam bardzo – odparł Protazy, ale ja muchy ze sobą nie przynosiłem. Ostatecznie jest to pana lokal, a ona tu właśnie wleciała.
– Proszę pana – kontynuował rozmowę fotograf. Gdybym chciał odpowiadać za wszystko, co się może pokazać, to poszedłbym z torbami. Każdy klient zażądałby wtedy ode mnie odszkodowania za zakłócenia w robieniu zdjęć. Ja i tak już straciłem dwie klisze na pana nieudane zdjęcia. Klienci też powinni brać to pod uwagę.
– Czy pan sugeruje, że oprócz owadów mogą się tu pokazać też myszy albo szczury? Myślałem, że jest pan renomowaną firmą – odpowiedział emeryt.
– Co pan opowiada? – ponownie oburzył się fotograf. U mnie myszy i szczury? Jak długo mój zakład istnieje, to jeszcze się nie zdarzyło żeby tu jakiś gryzoń się pojawił. Niech pan więc nie dramatyzuje i spróbujmy wreszcie zrobić dobre zdjęcie.
Protazy poruszony wypowiedzią fotografa o utracie klisz honorowo odparł:
– Tak, zróbmy to zdjęcia, a ja panu zwrócę koszty tych klisz.
– Ale, co pan? – zreflektował się fotograf. Ja tylko tak powiedziałem, bo faktycznie mamy dziś jakiegoś pecha.
Wkrótce obydwaj podjęli kolejną próbę zrobienia zdjęcia. Tym razem wszystko przebiegło bez zakłóceń. Wywiązała się po tym, co prawda, dyskusja, ile i za co Protazy powinien zapłacić, szczególnie jeśli chodzi o te dwie nieszczęsne klisze. Ustalono, że beret był przyczyną leżącą po stronie Protazego, a mucha – po stronie fotografa. Dlatego emeryt zapłacił dodatkowo za jedną straconą kliszę.
Protazy odebrał swe zdjęcia i opuścił zakład fotograficzny. Nienajlepsze wrażenia z wizyty u fotografa przyćmił fakt, że teraz emeryt może sfinalizować bez kłopotów sprawę załatwienia sobie dowodu osobistego.