Na obrzeżach miasta, w którym mieszkał emeryt Protazy, znajdowała się stadnina koni. Prowadzono tam różne zajęcia, takie jak np. nauka jazdy konnej,
hipoterapia, czy poznawanie zasad opieki nad końmi.
Pewnego dnia Protazy zupełnie przypadkowo znalazł się w pobliżu tej stadniny. Wracając z codziennych zakupów nie spodziewał się, że nagle nadejdzie ulewa. Zaczęło tak intensywnie padać, że wszyscy w popłochu szukali schronienia.
W pewnym momencie, gdy emeryt przechodził koło przystanku, nadjechał autobus. Nie chcąc zmoknąć, Protazy odruchowo wsiadł do pojazdu, który zaraz ruszył. Autobus przemierzał kolejne odcinki pomiędzy następnymi przystankami, ale deszcz padał intensywnie. Przestał dopiero, gdy autobus dojechał do pętli.
Protazy wysiadł z autobusu i ze zdziwieniem stwierdził, że znalazł się w okolicy, w której dotąd nie przebywał. Jego wzrok od razu przykuło ogrodzenie, za którym przebywały konie. Chciał im się lepiej przyjrzeć i dlatego podszedł bliżej, stając tuż przy uchylonej nieco bramie. W pewnym momencie zdziwił się, widząc niedomknięte wyjście z terenu wybiegu dla koni. Myślał jednak, że widocznie tak musi być, skoro prowadzący stadninę tak zadecydowali.
Nagle powstało spore zamieszanie. Emeryt spostrzegł, że ku bramie biegnie okazały koń wyglądający na jakiegoś młodego ogiera. Za nim biegnie grupa ludzi, krzycząc: „Ogarek, stój!”. Protazy pomyślał, że to widocznie było imię ogiera. Koń tymczasem ani myślał się zatrzymywać. Widocznie poczuł przypływ energii, którą zamierzał wykorzystać na ćwiczenia biegowe.
Protazy był oczywiście ubrany w reprezentacyjny strój, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy, buty na skórzanym obcasie i ciemnozielony beret. Właśnie ten beret stał się w pewnym momencie obiektem szczególnego zainteresowania ogiera. Gdy przebiegał przez uchyloną bramę, w locie chwycił w zęby spoczywający na głowie emeryta beret
i pogalopował wprost przed siebie.
Opiekunowie Ogarka byli przerażeni. Narowisty ogier oddalał się coraz bardziej i po chwili zupełnie znikł z pola widzenia. Nikt nie wiedział, gdzie go szukać. Protazy też nie czul się inaczej. Uświadomił bowiem sobie, że został bez nakrycia głowy. Jego cenny nabytek, jakim był beret, padł łupem rozbrykanego ogiera i zapewne będzie nie do odzyskania.
Zdesperowany emeryt udał się z powrotem na pętlę autobusową i wrócił do domu. Nie tracił jednak nadziei na odzyskanie jakże cennego dla niego nakrycia głowy. Wyjął z szuflady kilka kartek papieru i napisał na każdej z nich ogłoszenie o treści:
„Koń ukradł beret. Znalazcę proszę o zwrot”.
Po chwili jednak zastanowił się i stwierdził, że taka treść nie wystarczy. Przecież ewentualny znalazca nie wiedziałby, gdzie ma zanieść beret. Tu dla emeryta powstał problem. Nie poda przecież własnego adresu. W ten sposób ujawniłby miejsce swojego zamieszkania. Gdyby tak zbir znalazł ten beret, to mógłby od razu poznać dane osobowe, których Protazy nikomu, a zwłaszcza zbirowi, nie zamierzał ujawniać.
Pomyślał przez moment i wpadł na genialny, jego zdaniem, pomysł. Przecież znalazca może przynieść beret do kiosku, gdzie jest jego znajoma sprzedawczyni. Przecież przychodzi co dzień do niej po zakup gazety. Musiał jednak wcześniej uzgodnić z nią treść ogłoszenia i poprosić o zgodę na przyjęcie beretu od znalazcy.
Protazy wyszedł więc z domu (niestety, bez nakrycia głowy) do kiosku. Na szczęście pani sprzedawczyni wyraziła zgodę na proponowany przez emeryta sposób załatwienia sprawy. Protazy wrócił do domu. Dopisał na ogłoszeniu informację o adresie kiosku, wziął ze sobą jakąś tubkę mocno już stwardniałego kleju i z całym wyposażeniem wyszedł na dwór.
Wędrował wzdłuż ulicy, którą autobus jechał do stadniny. Na każdym przystanku i słupie przyklejał ogłoszenie. Miał trochę z tym kłopotu, bo długo nieużywany klej nie okazywał się skuteczny. Protazy wyciskał go jednak dość obficie z tubki
i jakoś udało mu się przymocować kartki papieru. W drodze powrotnej obserwował ludzi czytających ogłoszenie. Do jego uszu dobiegł w pewnym momencie dialog pomiędzy dwoma osobami czekającymi na autobus:
– Jeszcze nie widziałem, żeby koń coś komuś ukradł.
– Tak, ja też jestem zdziwiony takim tekstem. W dodatku znalazca miałby odnieść beret do kiosku? Może to beret kioskarki?
– Co pan! Ja tam codziennie przychodzę i dobrze znam tę kioskarkę. Nigdy nie widziałem, aby nosiła beret.
Słysząc tę wymianę zdań Protazy mocno się zaniepokoił. Ktoś przecież może dopytywać się kioskarki, kto jest faktycznym odbiorcą. Potencjalnie mogłyby być więc ujawnione jego dane osobowe. Problem ten nie powstrzymał emeryta od kontynuacji przyklejania. Po upływie prawie godziny okleił ogłoszeniami kilkanaście przystanków, idąc wzdłuż trasy kursowania autobusu.
Po całej operacji Protazy poczuł zmęczenie. Usiadł więc na ławce ostatniego z przystanków, na którym umieścił ogłoszenie. Po paru minutach jego oczom ukazał się niezwykły widok.
Środkiem jezdni galopował koń, trzymając coś w pysku. Gdy przybliżył się do emeryta, okazało się, że był to Ogarek z beretem Protazego w zębach. Za nim jechał samochód właścicieli stadniny, którzy chcieli zatrzymać ogiera i zabrać go z powrotem do zagrody. Ogarek chyba poczuł narastający szum silnika oznaczający przybliżanie się samochodu. Prawdopodobnie wywołało to dodatkowy stres u konia, który w pewnym momencie się zakrztusił, wypuszczając z pyska beret. Ten przeleciał w powietrzu kilkanaście metrów, lądują na ziemi u stóp siedzącego na przystanku emeryta.
Protazy nie mógł nadziwić się zbiegowi okoliczności, w jakich jego zguba trafiła z powrotem do niego. W tym samym momencie pozbawiony tchu Ogarek stanął w miejscu, co ułatwiło schwytanie go przez właścicieli. Widząc emeryta podnoszącego beret z ziemi, pytali, czy nie został uszkodzony. Deklarowali nawet zwrot kosztów reperacji lub prania beretu. Protazy nie chciał robić im kłopotu i odpowiedział, że nie ma potrzeby.
Po powrocie do domu stwierdził jednak, że niezbędne będzie wyczyszczenie beretu. Przez dalszą część dnia Protazy miał więc zajęcie z użyciem szczotki, wody i mydła, aby doprowadzić swe nakrycia głowy do poprzedniego stanu.