Pani Teodora mieszkała na Podlasiu w cichej wiosce, o której mało kto słyszał. Zaszyła się tam przed kilkunastoma laty. Chciała odpocząć od zgiełku wielkiego miasta. Kupiła niewielki domek i tam wiodła swoje wiejskie życie. Życie ciche i spokojne, ale bynajmniej nie nudne. Pani Teodora była bowiem projektantką mody. Miała często niekonwencjonalne pomysły, które przesyłała do agencji zajmującej się propagowaniem kreacji na nowy sezon. Z tego tytułu pani Teodora czerpała dużo satysfakcji, ale i korzyści finansowych. Nie była zatem osobą biedną i mogła prowadzić życie bez oglądania każdego grosza po parę razy. Projektowała modę zarówno damską, jak i męską, W tej drugiej dziedzinie wiodło jej się trochę gorzej, musiała więc poświęcać więcej czasu na wymyślenie czegoś, co mogłoby od razu wzbudzić zainteresowanie agencji.
Traf chciał, że pewnego dnia musiała pojechać do agencji, gdzie czekało ją spotkanie z szefami. Chodziło o podpisanie nowej umowy współpracy. ł Pani Teodora z samego rana weszła do starego garażu i wyjechała swym autem na spotkanie, Nie oczekiwała łatwej rozmowy. Jej wyniki w zakresie męskich kreacji nie wzbudzały zachwytu agencji. Groziło jej nawet ograniczenie umowy tylko do mody damskiej. Pani Teodora szukała więc rozpaczliwie pomysłu, który wydawałby się atrakcyjny i pomógł w wyjściu z chwilowego kryzysu.
W dniu przyjazdu pani Teodory do miasta emeryt Protazy miał właśnie udać się na poranne zakupy do pobliskiego sklepu. W tym celu, jak zawsze, założył reprezentacyjny strój wyjściowy, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy, buty na skórzanym obcasie i ciemnozielony beret z antenką.
Szedł sobie spokojnie ulicą. gdy nagle z naprzeciwka nadjechał samochód
z podlaską rejestracją. Za kierownicą siedziała pani Teodora. W pewnym momencie dostrzegła Protazego i doznała olśnienia. Strój emeryta wydawał się idealny do wdrożenia nowego modelu na rynek odzieżowy. Samochód zatrzymał się z piskiem opon tuż obok Protazego, który wystraszony takim hamowaniem aż podskoczył z wrażenia. Pani Teodora wychyliła się przez szybę i szybko nawiązała dialog:
– Dzień dobry, panie…
– Protazy – odpowiedział przestraszony emeryt.
– Mam do pana delikatną sprawę. Czy moglibyśmy się dzisiaj spotkać?
– W jakim celu? – nieufnie spytał Protazy. nie bardzo wiedząc, co się kryje za tą propozycją.
– Wie pan, trudno tu, na ulicy, wyjaśnić, o co chodzi. Ja mam teraz sprawę do załatwienia. Jadę na spotkanie, ale po nim mogłabym do pana podjechać
i wtedy bym powiedziała, o co chodzi. Nie chcę pana nachodzić w mieszkaniu, ale widzę obok taki przytulny park. Może za jakieś dwie godziny spotkalibyśmy się na ławce, to porozmawiamy. Protazy zdziwiony i zaskoczony taką nieoczekiwaną i tajemniczą propozycją w pierwszej chwili nie był chętny na takie spotkanie. Nie lubił nawiązywać kontaktów z nieznajomymi. Kiedy jednak pani Teodora wręczyła mu swoją wizytówkę, na której widniał napis ”projektantka mody”, wzbudziła zaufanie emeryta. Protazy uznał, że to osoba nie stwarzająca zagrożenia, więc zgodził się na jej propozycję.
Po dwóch godzinach pani Teodora przyjechała ze spotkania. Zaparkowała samochód i weszła do parku, siadając na umówionej ławce. Po chwili przybył Protazy, oczywiście w wyjściowym stroju, Pani Teodora wyjaśniła emerytowi, że bardzo się jej podoba jego ubiór i chce go wykorzystać w swojej kampanii reklamującej nowy model ubioru. Zaproponowała Protazemu wspólny wyjazd na Podlasie. Tam, w jej zagrodzie, zorganizowałaby sesję zdjęciową, w której wystąpiłby Protazy jako model prezentujący nowy zestaw odzieżowy.
Emeryt kategorycznie odmówił. On, konserwatysta i zatwardziały domator miałby opuścić swoje mieszkanko i to jeszcze jechać gdzieś w nieznane rejony Podlasia? Nie, to nie wchodziło zupełnie w rachubę. Słysząc te słowa pani Teodora wpadła w panikę. Oto teraz traciła niepowtarzalną szansę promocji atrakcyjnego, jej zdaniem, zestawu mody męskiej. Musiała więc uciec się do drastycznego sposobu. W torebce woziła ze sobą mały pojemniczek z gazem usypiającym . To tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś chciał napaść samotną kobietę. Szybkim ruchem wyjęła więc pojemniczek z torebki i w tej samej chwili wypuściła obłok gazu w stronę Protazego. Zaskoczony emeryt nie miał szans na obronę. Uśpiony gazem osunął się na ławce z jedną ręką zwisającą tuż nad ziemią.
Pani Teodora była zakłopotana. Mogła teraz bez problemu przewieźć uśpionego Protazego na Podlasie. Trzeba było go jednak przenieść do samochodu. Szczęśliwym trafem przechodził obok jakiś młody wysportowany młodzieniec.
– Przepraszam pana, – rzekła pani Teodora. Temu panu chyba się zrobiło słabo. Wygląda na to, że zemdlał. Muszę go odwieźć do szpitala. Czy pomógłby mi pan przenieść go do samochodu?
Młodzieńcowi nie potrzeba było powtarzać dwa razy. Chciał się popisać swoją tężyzną fizyczną przed panią Teodorą. Bez trudu chwycił wątłe ciało emeryta i płynnym krokiem przeniósł Protazego na tylne siedzenie w samochodzie. Pani Teodora ruszył natychmiast w kierunku swej podlaskiej posiadłości.
Po niespełna dwóch godzinach jazdy samochód pani Teodory zatrzymał się przy ogrodzeniu jej zabudowań. W tym czasie ocknął się Protazy:
– Gdzie ja jestem? Co się dzieje?
– Jest pan na Podlasiu. Zaraz zaczniemy sesję zdjęciową. Trochę się pogniótł ten pański ubiór, ale to nie szkodzi. Na zdjęciu będzie wyglądał bardziej wiarygodnie.
Protazy nie krył wzburzenia:
– Jak mnie pani tu przywiozła? Przecież nie chciałem jechać. Tak mi się wydaje, że nie chciałem, bo w pewnym momencie straciłem świadomość. Co pani ze mną zrobiła? Przecież to wygląda na porwanie!
Pani Teodora zrobiła niewinną minkę i przemówiła łagodnym głosikiem, jakby starała się udobruchać zdenerwowanego emeryta:
– Proszę się uspokoić. Niech pan popatrzy. Wokół piękne drzewa, tak miło szumią, pod nogami bujna trawa i kwitnące kwiaty. Słyszy pan ten szum? To pobliski strumyk z wodą czystą, jak kryształ, Nie mówię już o ptakach, których koncert trwa cały dzień. Naprawdę nie może pan narzekać. Zrobimy parę zdjęć na tle podlaskiej przyrody i zaraz potem odwiozę pana do domu.
Słysząc te słowa, Protazy wyraźnie się uspokoił. W sumie to nic złego się nie stało. Jest przecież w malowniczym miejscu. Wokół wszystko zielone, w górze słońce, nie słychać żadnych samochodów ani gwaru. Poza tym jeszcze te zdjęcia.
Właśnie, po co zdęcia? – zastanawiał się emeryt. Rozmyślania Protazego przerwał glos pani Teodory, która na chwilę znikła w domu, po czym wyszła, niosąc na tacy dwie filiżanki z herbatą i coś jeszcze.
– Proszę, niech pan siada, po podróży napijemy się herbaty. Przygotowałam też kanapki z dżemem morelowym. Sama robiłam.
Na dźwięk tych słów Protazy się ożywił. Nie wiedział, czy to przypadek, czy może pani Teodora wiedziała, co jest przysmakiem emeryta. Obydwoje usiedli przy dębowym stoliku stojącym przed domem i przez kilkanaście minut delektowali się smakiem świeżo zaparzonej herbaty i dżemu morelowego osobiście robionego przez panią Teodorę. W czasie delektowania się poczęstunkiem pani Teodora wyjaśniła Protazemu, dlaczego tak jej zależało, aby przywieźć go do swej podlaskiej posiadłości.
Po tych wyjaśnieniach Protazy uznał, że warto dla niej zrobić dobry uczynek
i pomóc w promocji nowego modelu stroju, choć prezentacja przed obiektywem nie wzbudzała jego entuzjazmu. Jako człowiek skromny i unikający rozgłosu nie chciał być uwieczniony na jakichś zdjęciach, które mogą trafić w niepożądane miejsce.
Tymczasem pani Teodora przyniosła aparat fotograficzny. Zrobiła Protazemu kilkanaście zdjęć w różnych pozach i na różnych tłach: przy domku, pod drzewami, przy dębowym stole, a nawet nad pobliskim strumykiem. Po zakończeniu sesji fotograficznej pani Teodora odwiozła emeryta do jego miejsca zamieszkania. Zmęczony nieoczekiwanymi przeżyciami Protazy wszedł do pokoju i ciężko usiadł w swym fotelu. Niebawem położył się spać i natychmiast zasnął.