Bajki Wuja

Pewnego poranka emeryt Protazy zmuszony był pójść do sklepu, by kupić swój ulubiony przysmak, czyli dżem morelowy. Zamierzał sobie zrobić tradycyjne śniadanie. Zajrzał więc do szafki, w której zwykle miał strategiczny zapas kilkunastu słoików z tym dżemem. Z przerażeniem stwierdził, że nie ma tam już nic. Zupełna pustka. Żadnego słoika. Nie potrafił zrozumieć, jak mógł dopuścić do tego, że beztrosko otwierał codziennie kolejne słoiki i nie uzupełniał na bieżąco zapasów. Był zły na siebie za ten brak konsekwencji.

Jedynym sposobem zaradzenia tej kryzysowej sytuacji była więc wizyta w sklepie i zakup kilku słoików dżemu w celu odbudowania rezerwy tego przysmaku. Protazy był niepocieszony. Musiał znów opuścić swe zaciszne mieszkanko i udać się do sklepu, czyli ponownie pojawić się publicznie. Nie była to dla niego komfortowa sytuacja, ale rozumiał, że innej drogi nie ma.

Pogoda nie zachęcała do wyjścia na zewnątrz. Niebo niby pogodne, ale lekko zamglone. Wzmagający się wiatr zwiastował zmianę warunków atmosferycznych. Wbrew jednak tym oznakom Protazy podjął odważną decyzję wyjścia z domu i złożenia wizyty w sklepie.

Zaledwie przekroczył jego próg, usłyszał za sobą jakiś szum, który narastał z każdą chwilą. Odwrócił się i zobaczył, że zaczął padać deszcz. Z początku były to pojedyncze krople, które z czasem przekształcały się w coraz bardziej obfite strumienie. Taka nagła zmiana pogody nie przeraziła Protazego. Ostatecznie przyszedł do sklepu, by kupić dżem, a nie obserwować deszcz.

– Pada, to pada. Na pewno z czasem ustanie. Najwyżej poczekam parę minut w sklepie i będę mógł wrócić suchą nogą do domu – rozmyślał Protazy.

Emeryt zbliżył się do półki z dżemami. Wziął z niej pięć słoików z dżemem morelowym i włożył do koszyka.

– Teraz będę miał spokój na jakiś czas – mówił do siebie.

Protazy podszedł do kasy, uregulował należność i skierował się ku wyjściu. Zobaczył przy nim grupę osób, która jednak tkwiła w miejscu. Spojrzał w okno i zaraz zrozumiał przyczynę zachowania się tych ludzi. Na ulicy zrobiło się ciemno i rozpętała się prawdziwa ulewa. Ogromne ilości wody spadały z góry, uderzając o chodnik i jezdnię, jakby ktoś wylewał ją z gigantycznego wiadra.

Widząc, co się dzieje na zewnątrz, Protazy również stanął przy wyjściu z sklepu, trzymając w torbie swoje zakupowe trofeum, jakim było pięć słoików z dżemem morelowym.

Mijały minuty, a deszcz nadal padał intensywnie. Po chodnikach zaczęły płynąć strugi wody. Zmuszeni do pozostania w sklepie klienci zgromadzeni przy drzwiach czekali dogodnego momentu do wyjścia na ulicę. Po kwadransie deszcz trochę ustał, Jedynie pojedyncze krople spadały na mokre nawierzchnie chodników, jezdni i rosnącą wokół roślinność. Co odważniejsi klienci zaczęli opuszczać sklep.

Protazy też chciał zademonstrować, że jest człowiekiem odważnym i zahartowanym w walce z siłami natury. Wyszedł więc ze sklepu, ale zobaczył, że po chodniku płyną strugi wody. Nie przeraziło to jednak ambitnego emeryta, który mimo mokrej nawierzchni postanowił powrócić do domu.

Ulewa pozostawiła po sobie liczne uszkodzenia. Padający intensywnie deszcz połamał kilka gałęzi okolicznych drzew. Również i w chodnikach spowodował liczne odkształcenia. W wielu miejscach ziemia została podmyta, co spowodowało powstanie nierówności w nawierzchniach, zarówno jezdni, jak i chodników.

W jednym miejscu efekty ulewy były szczególnie znaczące. W wyniku gwałtownego deszczu w chodniku powstała wyrwa o głębokości około półtora metra. Przy pochmurnej pogodzie, gdy każdy chciał pospiesznie wrócić do domu, nikt nie zwracał na nią uwagi.

Protazy również miał podobny zamiar. Zachmurzone niebo zapowiadało kolejną falę deszczu. Z tego powodu, chcąc uniknąć zmoknięcia, emeryt raźnym krokiem zmierzał do domu, nie bacząc na niewielkie kałuże powstałe tu i ówdzie na powierzchni chodnika.

Idąc dość mocno przygarbiony i nie widząc, co się dzieje przed nim, doszedł do miejsca, w którym była wyrwa. W tym momencie noga mu się podwinęła i nieszczęsny emeryt wylądował w środku półtorametrowego dołu. Wydostanie się z niego było niełatwym zadaniem, bo gliniaste ścianki i dno powodowały dalsze obsuwanie się ziemi. Protazy stał więc w środku dołu, trzymając zawzięcie w ręku torbę z pięcioma słoikami dżemu morelowego. W efekcie ponad powierzchnię chodnika wystawała tylko szyja i głowa emeryta.

Protazy tkwił cierpliwie w tym dole, oczekując, że może ktoś zlituje się nad jego losem i pomoże mu wydostać się z tej ziemnej pułapki. Owszem, obok emeryta przechodziło w pośpiechu wielu ludzi, ale, widząc Protazego, myśleli, że to pracownik przedsiębiorstwa wodociągowego wykonywał prace naprawcze związane z potencjalnymi szkodami, jakie wyrządziła ulewa.

Początkowo Protazy nic nie mówił, licząc na to, że ktoś zainteresuje się jego losem i pospieszy mu z pomocą. Co gorsza, deszcz znów zaczął przybierać na sile i schowani pod parasolami przechodnie przemykali obok emeryta, nawet go nie zauważając. Protazy zdany był na łaskę losu. Nie mając żadnego nakrycia głowy, czuł, że padający deszcz coraz bardziej nawilża jego przerzedzone włosy. Właściwie to może i dobrze, bo emeryt miał zamiar umyć głowę, a tak natura przyszła mu z pomocą, fundując bezpłatny deszczowy prysznic. Jedną czynność domową mógłby więc uznać za załatwioną. Gorsza sprawa była z ubraniem., Na szczęście nie miał na sobie swego wyjściowego stroju, ale i tak padający deszcz powodował powolne nasiąkanie całej odzieży.

Po kilkunastu minutach pojawił się samochód straży pożarnej, Wezwano ją do usunięcia połamanych gałęzi drzew i wypompowania wody, która nagromadziła się w niższych partiach jezdni. Strażacy byli jednak tak zajęci swą pracą, że nie dostrzegli głowy emeryta sterczącej ponad powierzchnią chodnika.

Los sprawił, że obok Protazego przechodziła pewna wiekowa już kobieta, niewątpliwie w wieku emerytalnym. Fakt ten spowodował, że przemieszczała się dość wolno i, mimo iż szła pod parasolem, dostrzegła głowę Protazego dziwnie wystającą ponad chodnik. Widok ten wzbudził jej zdumienie, więc podeszła bliżej, żeby się upewnić, czy to, co widzi, dzieje się naprawdę.

– Co tu pan robi? – spytała, nachylając się na Protazym.

– Widzi pani – tłumaczył emeryt. Wracałem ze sklepu i wpadłem do tego dołu, z którego nie mogę wyjść. Pełno tu gliny, a padający deszcz ją rozmoczył, co uniemożliwia mi wydostanie się stąd.

– Oj, to niedobrze – pełnym politowania głosem odrzekła emerytka. Zaraz coś poradzimy.

W tym momencie nieopodal zatrzymał się wóz straży pożarnej. Emerytka podeszła do niego i poprosiła strażaków o pomoc. Zaraz zjawili się przy wyrwie, w której tkwił Protazy. Przynieśli ze sobą małą drabinkę, dzięki której przemoczony do szpiku kości emeryt mógł się wydostać na powierzchnię chodnika. Nie rozstawał się jednak z torbą, w której tkwiły nieuszkodzone, na szczęście, słoiki z dżemem morelowym.

Ociekający wodą Protazy podziękował emerytce i strażakom za pomoc. Teraz mógł spokojnie wrócić do domu, aby wysuszyć przemoknięte ubranie, ale przede wszystkim ulokować w szafce tak bezcenne dla niego słoiki z dżemem morelowym.