Bajki Wuja

Emeryt Protazy nie interesował się specjalnie sportem. Owszem, czasem uwagę jego przyciągały duże imprezy o charakterze ogólnopolskim lub ogólnoświatowym, takie jak igrzyska olimpijskie lub mistrzostwa świata. Były to raczej imprezy związane z najbardziej popularnymi dyscyplinami sportu.

Od pewnego czasu zaczęto jednak zwracać uwagę i rozpowszechniać mało popularne dotąd dyscypliny. Do takich należał golf.

Pewnego dnia Protazy przeczytał na drzwiach wejściowych do swego bloku ogłoszenie o planowanym w pobliskim parku pokazie gry w golfa. Miało to zachęcić mieszkańców osiedla do uprawniania tego sportu w wolnym czasie, zwłaszcza w okresie weekendów, a tym samym sprzyjać rozwojowi kultury fizycznej i ruchowej na świeżym powietrzu.

Emeryt Protazy zaciekawił się tym ogłoszeniem. Nigdy na żywo nie widział takiej gry. Owszem, gdzieś w telewizji rzadko widział krótkie migawki z rozgrywek golfowych, ale co innego parę sekund relacji na ekranie, a co innego obejrzenie całych rozgrywek w parkowej scenerii na zielonej trawie.

Protazy słyszał, że gra w golfa ma długie arystokratyczne tradycje i związana jest z reprezentacyjnym ubiorami zarówno graczy, jak i obserwatorów. Z tego powodu również emeryt nie mógł postąpić inaczej. Mimo że zamierzał być tylko obserwatorem, to uznał, że tradycje tej gry nakazują przywdzianie starannego ubioru.

W tym celu wyjął z szafy trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy i buty na skórzanym obcasie. W dniu odbywania się zawodów golfowych Protazy przywdział ten reprezentacyjny strój i udał się do pobliskiego parku, aby obserwować zmagania golfistów.

Tam zebrało się już kilkadziesiąt osób ciekawych wrażeń. Emeryt nie chciał, co prawda, rzucać się w oczy, jak to miał w zwyczaju, ale, chcąc mieć lepsze miejsce obserwacyjne, ustawił się w pierwszym szeregu tuż za taśmą odgradzającą widzów od zawodników. Ku zdziwieniu Protazego nikt z nich nie miał na sobie żadnego arystokratycznego stroju. Wszyscy byli ubrani w lekkie, sportowe stroje. Tak więc Protazy znów wyróżniał się swym ubraniem, co nie umknęło uwagi pozostałym widzom. Słyszał docierające do niego głosy sąsiadów, którzy między sobą wymieniali uwagi na temat stroju emeryta. Niektórzy podejrzewali nawet, że Protazy pomylił imprezy.

Napięcie nerwowe emeryta opadło, gdy prowadzący pokaz gry w golfa przedstawił zebranym zawodników. Rozpoczęła się gra. Protazy odebrał to, jak dziwactwo:

– Po co machać tym kijem i uderzać piłkę, która ma wpaść do jakiegoś w ogóle niewidocznego dołka ?

Gdy Protazy w myślach rozważał zasadność uprawiania tej nieco egzotycznej dla niego dyscypliny sportu, inni widzowie żywo reagowali na poszczególne zagrania zawodników. Głośno oklaskiwali tych, którym udało się wstrzelić piłkę do dołka i wydawali jęk zawodu, gdy piłka tam nie wpadła.

Wkrótce gra się zakończyła. Zwycięzcom wręczono okolicznościowe nagrody, ale nie oznaczało to końca imprezy. W celu uatrakcyjnienia tej gry organizatorzy przewidzieli dobrowolny udział widzów. Ci, którzy się zgłosili, mogli spróbować swych sił z dziwacznym dla wielu kijem i twardą piłeczką. Mimo zaproszenia widzów przez prowadzącego imprezę nikt jakoś nie kwapił się do wystąpienia w roli ochotnika. Niektórzy zaczęli nawet odchodzić.

Widząc to, prowadzący chciał uratować przebieg imprezy i w pełni zrealizować jej program. Spojrzała na grupę osób zgromadzonych przy polu golfowym. Oczywiście od razu zauważył Protazego, który wyróżniał się wśród innych swym reprezentacyjnym, oficjalnym ubiorem.

– Widzę w pana oczach duże emocje. Czuję, że ta gra bardzo pana zainteresowała. Nie wyobrażam sobie, żeby pan nie sprawdził się w roli golfisty – rzekł do Protazego

– Ja? – odparł nieśmiało emeryt. Nie, nie, chyba się do tego nie nadaję.

– Ależ, co pan mówi? – kontynuował prowadzący imprezę. Ma pan sylwetkę idealnie pasującą do golfa. Można powiedzieć, że urodził się pan golfistą.

– Czy ja wiem ? – wahał się Protazy – nikt mi dotąd nie mówił, że mam takie predyspozycje.

– Naturalnie, że pana ma. Czy grał pan może już w golfa? – spytał emeryta.

– Nie, nigdy, pierwszy raz widzę tę grę – odparł Protazy.

W takim razie zapraszam tu, na pole golfowe. Zaraz poproszę jednego z graczy, aby udzielił panu kilku podstawowych wskazówek. Na pewno sobie pan poradzi – zachęcał prowadzący.

Jego dialog z Protazym zaciekawił zgromadzonych, którzy już przestali się rozchodzić i zaciekawieni pozostali na miejscu. Speszony nagłym wyborem Protazy niepewnym krokiem wszedł na pole golfowe i wkrótce jeden z zawodników zademonstrował mu, jak należy trzymać kij golfowy i jak uderzyć piłkę.

Protazy, chcąc w pełni zastosować się do wskazówek gracza, podszedł do sprawy bardzo poważnie i z przejęciem. Chwycił w dłonie kij golfowy i wykonał potężny zamach. Niestety, machnął tym kijem tak mocno, że nie tylko nie trafił w piłkę, ale wykonał pełny obrót, przez co stracił równowagę. Z tego powodu wylądował, jak długi, na trawie. Publiczność miała niemały ubaw. Głośny jej śmiech na tyle onieśmielił zdenerwował Protazego, że wolał dalej nie ryzykować. Wrócił więc do grupy widzów.

Po chwili drwiące śmiechy umilkły, bo prowadzącemu zawody udało się namówić kolejnego ochotnika. Ten wykonał, co prawda, skuteczny zamach kijem, ale na tyle dynamiczny, że piłka, zamiast polecieć w dal, wystrzeliła pionowo do góry. Opadając, wpadła pomiędzy marynarkę i koszulę Protazego i tam utkwiła. Ogarnięty emocjami emeryt nawet nie poczuł, że na plecach ukryta pod kołnierzem marynarki tkwiła mała piłka golfowa.

Zgromadzeni, śledząc jej lot, nie zauważyli, gdzie wpadła, bo stali blisko siebie. Gdy więc nagle piłka znikła, wszyscy zaczęli jej szukać. Prowadzący zawody niby nie robił z tego powodu tragedii, ale dawał do zrozumienia, że dobrze by było zwrócić zawodnikom kompletny sprzęt.

Cała grupa widzów i zawodnicy z pochylonymi głowami przez kwadrans chodzili po trawie, szukając zaginionej piłki. W pewnej chwili jeden z młodych kibiców spojrzał na Protazego i zobaczył na jego karku mała zgrubienie wielkością przypominające rozmiary piłki golfowej.

– Przepraszam pana – rzekł do Protazego. Czy przypadkiem nie ma pan na karku tej zaginionej piłki?

– Ja? – odparł zdziwiony Protazy. Z pewnością nie. Po co miałbym ją chować w tak nietypowym miejscu?

Prowadzący zawody zbliżył się do emeryta i wyciągnął piłkę zza kołnierza marynarki.

– Pan mówi, że nie chował piłki? To co ona tam robiła? – spytał podejrzliwie Protazego.

Emeryt na dobre się zdenerwował:

– Czy pan myśli, że zależy mi na jakiejś tam piłce golfowej? Przecież ja w ogóle nie gram w golfa, to po co mi ona? Proszę ją sobie wziąć !

Rozdrażniony Protazy przedarł się przez tłum widzów i szybkim krokiem wrócił do domu. Zdjął swe reprezentacyjne ubranie, które stało się przyczyną całego zamieszania i posądzenia go o jakieś niecne czyny. Na dodatek upadek na trawę spowodował powstanie zielonych plam na spodniach i marynarce.

Co prawda, herbata i dwie kanapki z dżemem morelowym ukoiły rozgoryczenie emeryta nieudaną przygodą z golfem, nie zapobiegły jednak koniecznej wizycie w pralni, aby doprowadzić do porządku legendarny garnitur.