Pewnego popołudnia emeryt Protazy zagłębiony w swym skrzypiącym nieco fotelu oglądał program telewizyjny. Prowadzący audycję redaktor poinformował, że w miejscowym centrum nauki organizowana jest wystawa astronomiczna, na której prezentowane będą m.in. urządzenia wykorzystywane w badaniu przestrzeni kosmicznej.
Protazy zasadniczo nie lubił nowości. Jako człowiek konserwatywny, przyzwyczajony do niezmiennego trybu życia nie był podatny na różne nowości oznaczające jakiekolwiek zmiany. Nie oznacza to, że był człowiekiem zamkniętym w sobie, który izolował się od otoczenia. Starał się być na bieżąco z aktualną rzeczywistością, ale to nie oznacza, że wszystkie nowoczesne rozwiązania miał zaraz stosować w swoim spokojnym emerytalnym życiu. Niektóre z nich były dla Protazego na tyle przekonujące, że od czasu do czasu czynił wyjątki i starał się bliżej zapoznać z czymś nowym, co odmieniłoby jego niezachwiane zasady.
Nowością, która wpłynęła na zachowanie emeryta była w tym przypadku astronomia. Dziedziną tą Protazy dotąd się właściwie nie interesował, Owszem, pamiętał jeszcze ze szkoły, że są planety i gwiazdy, że jest Układ Słoneczny, jakieś meteory, czy komety, że księżyc to nasz satelita. Były to jednak ogólniki znane każdemu. Co innego zgłębienie takiej wiedzy w szczegółach, a już zapoznanie się z zagadnieniami podboju kosmosu wydawało się Protazemu czymś tajemniczym, z czym warto byłoby się zapoznać.
Centrum nauki i odbywająca się w nim wystawa astronomiczna stanowiła więc pokusę, której emeryt nie umiał się oprzeć. Postanowił więc zaznaczyć swą obecność na tej szczególnej imprezie i pozyskać trochę nowej wiedzy o tym, co wykracza poza ziemskie granice.
Nazajutrz Protazy starannie zaczął się przygotowywać do udziału w wystawie. Jak zawsze, nie bez znaczenia był dla niego osobisty wizerunek i sposób zaprezentowania się na forum publicznym wśród innych odwiedzających wystawę. Podstawowym elementem tego wizerunku był oczywiście niezmienny od lat strój, czyli trzydziestoletni garnitur, różowa koszula, zielony krawat w niebieskie grochy i buty na skórzanym obcasie.
Protazy przywdział więc te wszystkie reprezentacyjne części garderoby i udał się na pobliski przystanek autobusowy, aby stamtąd rozpocząć podróż do centrum nauki. Po niespełna dwudziestu minutach emeryt wysiadł z autobusu tuż przed budynkiem centrum. Przybył jeszcze przed otwarciem pomieszczeń dla zwiedzających. Tam zastał grupę osób, które podobnie, jak on, też chciały jako pierwsze wejść na wystawę.
Zebrani zauważyli Protazego, którzy na widok jego stroju zaczęli wymieniać ze sobą zdziwione i ironiczne spojrzenia. Emeryt od razu to zauważył. Jako człowiek nieśmiały i nie lubiący rzucać się w oczy unikał tych krępujących spojrzeń i w myślach odliczał sekundy dzielące od otwarcia centrum nauki.
Po kliku minutach już dość mocno zestresowany Protazy doczekał się wreszcie chwili, na którą tak czekał w napięciu. W drzwiach pojawił się przedstawiciel centrum i zaprosił zgromadzonych na zwiedzanie wystawy. Trzeba tu zaznaczyć, że wystawa ta miała szczególny charakter. Oprócz martwych eksponatów, takich jak tablice, plansze i makiety były także i te aktywnie działające, które imitowały funkcjonowanie prawdziwych urządzeń. Do takich należała niewątpliwie kabina nieważkości. Każdy, kto do niej wszedł, mógł za chwilę poczuć się, jak kosmonauta w czasie lotu w przestrzeni międzyplanetarnej. Nic więc dziwnego, że przy tym szczególnym eksponacie zgromadziło się najwięcej zwiedzających. Protazy, zaciekawiony tak dużą popularnością tego eksponatu, zbliżył się do grupy zwiedzających i z tyłu obserwował dalszy bieg wydarzeń, Pracownik centrum wygłosił kilkuminutowy wstęp na temat lotów kosmicznych oraz samego urządzenia, które stwarzało możliwość chwilowego wcielenia się w rolę kosmonauty. Zachęcał zwiedzających, aby poddali się takiemu eksperymentowi, ale jakoś nikt ze zgromadzonych nie wyrażał specjalnej chęci udziału w tym eksperymencie.
Pracownik centrum stał na niewielkim podium, z którego mógł lepiej obserwować stojących przed nim gości wystawy.
– Jak to? – zdziwił się. Nie ma chętnych? Proszę, śmiało, proszę państwa, czekam na odważnych. To naprawdę bardzo ciekawe doświadczenie móc zawisnąć w przestrzeni i przemieszczać się bez uczucia ciężkości. Wszyscy, jakby mocno stremowani, odwracali wzrok od przedstawiciela centrum, jakby nie chcieli wpaść mu w oczy.
Pracownik tymczasem wodził oczami po zgromadzonych gościach wystawy.
W pewnym momencie uwagę jego zwrócił stojący na końcu grupy szczupły emeryt w dość osobliwym stroju. Jak nietrudno się domyśleć, był nim Protazy.
– Halo, proszę pana, w tym garniturze i różowej koszuli, proszę tu podejść do mnie – głośno rzekł do emeryta.
Protazy rozejrzał się na boki, jakby szukając kogoś innego, kto by strojem i figurą przypominał tego, na kogo wskazał przedstawiciel centrum. Nikogo takiego, niestety, nie było. Niechybnie tym wybrańcem był Protazy. Zaczął więc wolno przemieszczać się przez tłum gości, aby stanąć blisko kabiny nieważkości.
– Właśnie, widzę, że jest pan odważny – kontynuował swój monolog przedstawiciel centrum. Proszę wejść do kabiny. Właśnie otworzyłem do niej drzwi. Protazy zawahał się, ale stojący za nim goście wystawy, widząc, że znalazł się ochotnik, wepchnęli emeryta do wnętrza kabiny, chcąc z siebie zdjąć ryzyko występu przed publicznością w kabinie nieważkości.
Znalazł się za to w niej Protazy. Właściwie nie z własnej woli. Na wycofanie się było jednak za późno. Drzwi od kabiny automatycznie się zatrzasnęły i emeryt pozostał w przezroczystej kapsule na widoku licznej publiczności. Za moment ruszyła cała machina. Protazy poczuł dziwne podmuchy. Jakaś siła, której nie mógł zwalczyć, unosiła go do góry. Emeryt zawisł w powietrzu i unosił się wewnątrz kabiny, nie mając możliwości pełnej kontroli nad swymi ruchami. Nie mógł nawet zapobiec rozpięciu się marynarki, z której wypadły dokumenty i portfel, wirując w powietrzu razem z nim. Na głowie nastroszyły się resztki jego emerytalnych włosów, przypominając gigantycznie długie kolce jeża. Krawat oczywiście też pływał razem z Protazym. Przybrał poziome położenie i lawirował, zasłaniając czasem oczy emeryta, gdy pod wpływem tej piekielnej maszyny Protazy przyjmował różne pozy. Wykonywał rozmaite koziołki, obroty i inne wymyślne figury, których nie byłby w stanie zrobić w warunkach ziemskiego przyciągania.
Cały spektakl trwał może pięć minut, ale dla zestresowanego emeryta wydawał się być wiecznością. Zgromadzeni goście wystawy stanowili już potężną grupę. Widząc bowiem wyczyn Protazego, coraz nowe osoby podchodziły do kabiny, chcąc ujrzeć lawirującego emeryta wraz z zawartością marynarki i butami, które podczas jego kosmicznych ewolucji pospadały z nóg.
Gdy zakończył się ten spektakl. Biedny Protazy opadł delikatnie na dno kabiny, a wraz z nim wszystkie detale z jego marynarki oraz buty, które leżały teraz nieruchomo obok emeryta. Protazy wszystko skrzętnie pozbierał i poukładał. Przy tym tak bardzo był zdenerwowany, że aż poczerwieniał na twarzy. Takie wyczyny unikającego publicznych występów Protazego nie mogły nie pozostać bez wpływu na psychikę znerwicowanego emeryta. Wychodził z kabiny i trząsł się cały, będąc niewątpliwie w niemałym szoku.
Zgromadzeni obok obserwatorzy po chwilowej porcji śmiechu, jaką obdarzyli Protazego, zaczęli jednak doceniać jego wyczyn, bo wkrótce rozległy się oklaski. Przedstawiciel centrum też wyraził uznanie dla odważnego emeryta i podziękował mu za udział w tym eksperymencie.
Doświadczenia, jakich Protazy doznał w kabinie nieważkości sprawiły, że jedynym jego pragnieniem nie było dalsze zwiedzanie, ale jak najszybsze wydostanie się na zewnątrz z tego diabelskiego budynku. Bez słowa ruszył zatem Protazy raźnym krokiem w kierunku wyjścia. Z wielką ulgą wracał do domu autobusem.
Gdy wszedł do swego mieszkania, mógł z powrotem znaleźć się w swym lokalnym, przyjaznym mikroklimacie. Uznał, że lepiej funkcjonować blisko ziemi niż wcielać się w rolę ptaka i cieszyć się pozorną lekkością. Szklanka herbaty i dwie kanapki z dżemem morelowym szybko osłodziły Protazemu niemiłe przeżycia na kosmicznej wystawie.