Bajki Wuja

Po koszmarnym śnie z pnączami w roli głównej emeryt Protazy zbudził się z ulgą, że wszystko to nie zdarzyło się naprawdę. Spojrzał ku drzwiom wejściowym, przy których spoczywała pozostawiona poprzedniego dnia wielka torba foliowa. Przypomniała emerytowi, o akcji, która go czekała w ramach przygotowania do balkonowego konkursu. Wstał więc bez entuzjazmu z łóżka i po codziennych czynnościach rozruchowych typu poranna toaleta i śniadanie zabrał się do rozpakowywania tej torby. Wyjął z niej dwie pomarańczowe skrzynki, dziesięciokilogramowy worek z ziemią i torebki z nasionami kwiatów, jakie polecił mu sprzedawca w supermarkecie. Wszystkie te przedmioty przeniósł na balkon, aby tam realizować kolejny etap przygotowań do konkursu.

Najpierw spróbował zamontować skrzynki. Co prawda, szerokością idealnie pasowały do metalowych profili, ale okazały się trochę za długie. Protazy stanął więc przed kolejnym wyzwaniem. Musiał bowiem uciąć jedną ze skrzynek, żeby mogły się zmieścić. To jednak nie była dobra metoda, bo z uciętej skrzynki zapewne wysypałaby się część ziemi, a z nią razem nasiona. Wpadł więc na genialny pomysł. Po prostu postawi jedną skrzynkę na drugiej tak, aby stykały się krawędziami. W efekcie jedna skrzynka była zamocowana poziomo, a druga z lekką pochyłością. Zdaniem emeryta taki układ skrzynek mógłby się wydać członkom jury oryginalny. Zapewne na żadnym innym balkonie skrzynki nie były tak ustawione.

Zbudowany swym odkrywczym pomysłem Protazy rozciął worek z ziemią na podłodze balkonu i zaczął rękami przenosić ją do skrzynek. Była to jednak mało skuteczna metoda, bo ziemia rozsypywała się i po chwili niemal pół balkonowej podłogi pokryło się czarnymi grudkami.

Niezadowolony z tego powodu emeryt przyniósł z kuchni szczotkę z szufelką, aby pozamiatać zabrudzony balkon. Czynność tę musiał powtarzać jeszcze kilkanaście razy zanim nie wypełnił obydwu skrzynek całą ziemią.

Teraz przyszła kolej na nasiona. Protazy uważnie otwierał poszczególne torebki i wysypywał ich zawartość do skrzynek. Starannie je rozprowadzał po całej powierzchni. Ponieważ wszystko to robił rękami, po zakończeniu pracy zrobiły się one niemal czarne. Emeryt udał się do łazienki, aby je umyć. Niestety, po drodze zaczepił mogą o krzesło i runął jak długi na podłogę. Chcąc uchronić twarz, odruchowo dotknął jej ubrudzonymi rękami. Po chwili podniósł się i wszedł do łazienki. Spojrzał w lustro i z przestrachem stwierdził, że wygląda, jak zamaskowany partyzant ukrywający się w tropikalnych lasach. Protazy zaczął więc długi seans zmywania z rąk i z twarzy czarnych śladów ziemi.

Po mniej więcej dziesięciu minutach uznał, że jest na tyle czysty, iż może doprowadzić do końca przygotowania balkonu do konkursu. Pozostawało tylko podlać nasiona i czekać, aż wzejdą i wydadzą z siebie te wszystkie barwne kwiatki, o których opowiadał doradca w supermarkecie ogrodniczym. Emeryt wykonał również i tę czynność. Poczuł więc, że zrobił kawał dobrej roboty i uznał, że należy mu się zasłużony odpoczynek.

Już miał zagłębić się w swym fotelu, gdy uwagę jego zwróciła mała czarna strużka wody sącząca się spod drzwi łazienkowych. Zaniepokojony tym faktem podszedł do łazienki i otworzył drzwi. Ujrzał, jak spod umywalki, w której dokonywał tak starannych zabiegów obmywania rąk i twarzy z ziemi, wypływa na podłogę ciemna struga. Słusznie domyślił się, że przyczyną zatkania odpływu z umywalki były resztki ziemi zmytej z ciała emeryta.

Przyczynę łatwo było ustalić. Gorzej z naprawą umywalki. Protazy nie był hydraulikiem i raczej unikał tego typu prac. Nie bardzo wiedział więc, jak się zabrać za usunięcie tej usterki. Spojrzał na zegarek. Było już późne popołudnie i administracja nie funkcjonowała. Wezwanie hydraulika prywatnie naraziłoby emeryta na nadmierne wydatki, które i tak zostały poniesione w wyniku uprzednio dokonanych zakupów. Pozostawało więc jedyne rozwiązanie, czyli „złota rączka” w bloku, jakim był dozorca. Protazy wyszedł więc z mieszkania i udał się do niego po pomoc. Dozorca wysłuchał emeryta bez entuzjazmu, ale zgodził się przyjść i po kilkunastu minutach odetkał zapchany odpływ z umywalki.

– Co tam pan nawrzucał? – spytał Protazego.

-Nic takiego – odparł emeryt. Po prostu obmywałem z ziemi ręce i twarz

– Z ziemi? – zdziwił się dozorca. Co pan nurkował w trawie? Przecież nie dalej, jak wczoraj wywoziłem spod pańskiego balkonu ziemię i trawę zanieczyszczoną tą seledynową farbą. Czyży pan jeszcze czegoś tam szukał?

– Nie – wyjaśnił Protazy. Ja tylko wsypywałem ziemie do skrzynek na kwiaty.

– O, widzę, że robi pan jakieś zmiany w swoim mieszkaniu – odpowiedział nieco zaskoczony dozorca. Dobrze, mnie nic do tego, niech pan tam sobie robi zmiany, ale na przyszłość tej ziemi niech pan nie zmywa nad umywalką.

Protazy podziękował dozorcy za pomoc i w ramach wdzięczności wręczył mu banknot dwudziestozłotowy. Dozorca podziękował i zadowolony opuścił mieszkanie emeryta. Ostatecznie wpadło mu do kieszeni parę nieplanowanych złotych. Zupełnie w innym nastroju był Protazy. Z powodu tej usterki jego fundusze zostały uszczuplone przez nieprzewidziane wydatki.

Zbliżał się wieczór i, aby nie prowokować już losu i nie wywoływać potencjalnych nowych kłopotów, Protazy postanowił iść spać wcześniej niż zwykle.

Nazajutrz emeryta zbudził jakiś podejrzany hałas. Było jeszcze bardzo rano i wyrwany ze snu Protazy nie wiedział, kto tak od świtu go budzi. Podszedł do okna balkonowego, odsłonił zasłonę i stanął , jak wryty. Oto ujrzał na swoich skrzynkach całe stado trzepoczących skrzydłami ptaków, które zażarcie toczyły walkę o nasiona posiane przez Protazego.

Emeryt oczywiście natychmiast otworzył drzwi balkonowe i odegnał to wielki stado składające się z gołębi, gawronów, rybitw i jeszcze paru wróbli. Tyle udało mu się rozpoznać, ale może były tam jeszcze i inne gatunki. Zresztą to nie miało znaczenia, bo Protazy ze zgrozą stwierdził, że ptaki wydziobały mu wszystkie nasiona z obydwu skrzynek, rozsypując przy tym część ziemi na podłogę balkonu. Emeryt jęknął z przerażenia. Uświadomił sobie bowiem, że już za dwa dni jury będzie oglądało balkony. Zgodnie z informacją sprzedawcy w supermarkecie trzeba było trzech dni, aby pojawiły się kwiaty. W tej sytuacji zakup nowych nasion nie wchodził w rachubę. Po prostu kwiaty nie zdążyłyby wyrosnąć.

W pierwszej chwili Protazego ogarnęła rozpacz. Tyle pracy, wysiłków i pieniędzy poszło na marne. Jak pokaże się z pustymi skrzynkami? Przecież od razu jury go zdyskwalifikuje. Emeryt usiadł w fotelu i zaczął bezradnie rozglądać się po pokoju, szukając jakiegoś rozwiązania. Nagle przyszła mu do głowy genialna myśl. Może przecież kupić sztuczne kwiaty i wetknąć je w ziemię, która jeszcze pozostawała w skrzynkach. Teraz te sztuczne kwiaty są tak perfekcyjnie produkowane, że do złudzenia przypominają prawdziwe.

Olśniony tą wspaniałą myślą Protazy przywdział swój wyjściowy strój, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy i buty na skórzanym obcasie. Wyszedł z domu i udał się….. na cmentarz. Ktoś mógłby spytać, dlaczego właśnie tam. Protazy wiedział jednak, co robi, bo przy cmentarzu można znaleźć wiele budek i straganów, gdzie sprzedaję się sztuczne kwiaty. Do cmentarza nie miał zbyt daleko, więc zrobił sobie mały spacer. Tam wybrał około trzydziestu różnych kwiatów, czym wywołał niemałe zdziwienie sprzedawcy:

– Musi pan mieć spory grób, skoro chce go pan przyozdobić aż trzydziestoma kwiatami.

– Nie, ja nie kupuję ich na grób – wyjaśnił Protazy. Chcę je ustawić na balkonie.

– Na balkonie? – zdziwił się sprzedawca. Pierwszy raz spotykam się z tym, żeby na balkonie trzymać sztuczne kwiaty.

Protazy opowiedział sprzedawcy swą historię przygotowań do konkursu na najładniejszy balkon, aby uzasadnić swój nietypowy zakup. Po powrocie do domu emeryt zaczął wtykać w ziemie poszczególne kwiatki na cienkich zielonych łodygach. Były tam i frezje, i lilie, i róże, i gerbery, czyli cała mozaika stanowiąca różnokolorową całość. Uznał, że oto nadszedł finał przygotowań i z niecierpliwością oczekiwał następnego dnia, w którym jury miało oglądać balkony.

Już od rana Protazy kręcił się w mieszkaniu w pobliżu drzwi balkonowych i oczekiwał momenty, kiedy przy jego balkonie pojawią się członkowie jury.

Po upływie godziny usłyszał narastający gwar. Wychylił się nieznacznie przez drzwi balkonowe, aby nie być widzianym przez innych i zobaczył członków jury zbliżających się do balkonu. Były to trzy osoby. Jedna z nich –to wysoki, łysawy jegomość mówiący dość cienkim, wręcz piskliwym głosem. Obok niego stała dość otyła niewiasta w ciemnoniebieskim kostiumie i z ustami wydatnie pomalowanymi czerwoną szminką. W ręku trzymała dużą kartkę, na której coś zapisywała. Najwyraźniej pełniła funkcję sekretarza. Trzeci członek jury – to barczysty młodzieniec z efektownym irokezem na głowie i w nieco przykrótkim zielonym garniturku, Ten dla odmiany mówił niskim silnym basem. Ożywiona dyskusja między nimi wywoływała mieszankę różnych dźwięków na przemian piskliwych i basowych. Protazy uklęknął na podłodze i podsłuchiwał rozmowy jury, nie chcąc się pokazać. Obawiał się bowiem ewentualnych niewygodnych pytań lub negatywnych uwag. Jury przeszło następnie do innego balkonu.

Zgodnie z zapowiedziami werdykt miał być ogłoszony w ciągu trzech dni i opublikowany w ogłoszeniu, jakie miało się pojawić przy drzwiach wejściowych do bloku. Te trzy dni wydawał się Protazemu wiecznością. Czekał i w myślach rozważał wszystkie plusy i minusy swojej nietypowej dekoracji.

Na trzeci dzień Protazy z bijącym mocno sercem wyszedł na korytarz i zobaczył na drzwiach wyjściowych duży arkusz papieru. Był na nim ogłoszony werdykt jury. Protazy w pośpiechu czytał to ogłoszenie i raptem, ku nieukrywanej radości, ujrzał swoje dane osobowe wśród wyróżnionych. Otrzymał ten laur za niekonwencjonalną artystyczną wizję ukształtowania przestrzeni balkonowej.

Następnego dnia zapukało do drzwi emeryta dwóch przedstawicieli organizatora konkursu. Tym razem Protazy, ogarnięty konkursowymi emocjami, nawet nie zastanawiał się nad tym, kto to może być i bez wahania otworzył drzwi. Okazało się, że ci dwaj dżentelmeni przynieśli Protazemu dyplom potwierdzający wyróżnienie w konkursie i mały upominek w postaci słoika dżemu morelowego. Protazy podziękował i długo nie mógł wyjść z podziwu, w jaki sposób organizator dowiedział się o ulubionej potrawie emeryta.