Emeryt Protazy, jako zatwardziały domator, miał wreszcie okazję do dłuższego pobytu w swoim niewielkim mieszkaniu. Przed nim roztaczała się bowiem perspektywa odnowienia balkonu, co zapowiadało poważne przedsięwzięcia bez wychodzenia z domu.
Zaledwie Protazy otworzył oczy po nocnym śnie, zobaczył stojący w przedpokoju ogromny pakunek owinięty w przezroczystą folię. Uświadomił sobie, że powinien rozpocząć zmagania z tą bezkształtną bryłą, aby wydobyć z niej wszelkie przedmioty niezbędne do rozpoczęcia malowania balkonu.
Przedtem jednak wykonał tradycyjne czynności poranne. Schował pościel, umył się i zjadł tradycyjne śniadanie z dżemem morelowym w roli głównej. Wzmocniony porannym posiłkiem poczuł w sobie duży przypływ energii, dzięki czemu z ochotą zabrał się do rozpakowywania przesyłki. Problem polegał jednak na tym, że nie wiadomo było, od czego zacząć. Folia oklejająca całe wnętrze nie miała ani początku, ani końca.
Żeby ją odwinąć, emeryt musiał dokonać drastycznej operacji przecięcia folii w dowolnym miejscu, aby ją potem ściągnąć z ukrytych w niej materiałów i przyborów malarskich. W tym celu wziął nożyczki i przeciął folię na odcinku ok. pięciu centymetrów. Pech sprawił, że folia była samoprzylepna i podczas przecinania przykleiła się do nożyczek. Z tego powodu Protazy nie mógł ich wyjąć z opakowania. Szarpał się przez dłuższą chwilę, ale nożyczki sklejone folią ugrzęzły w jej czeluściach i dalsze odpakowywanie nie było możliwe.
Emeryt poszedł więc do kuchni i przyniósł najdłuższy nóż, jaki miał. Pomyślał, że takim nożem dokona na tyle długiego cięcia, że zrobi długi otwór w folii, przez co będzie mógł ją całkowicie zerwać. Niestety, operacja przyniosła podobny efekt, jak w przypadku nożyczek. Nóż ugrzązł w folii, która go oblepiła ze wszystkich stron, uniemożliwiając dalsze cięcie. Stan zdenerwowania Protazego pogłębiał się. Miał przecież dokonać przełomowej operacji, jaką było malowanie balkonu, a tu już na początku pojawiły się przeszkody.
Emeryt wpadł na kolejny pomysł. Przypomniał sobie, że pod wanną w łazience spoczywają nieużywane od dwudziestu lat różne narzędzia. Wśród nich były obcęgi. Nieco pokryte rdzą, ale to nie przeszkadzało roli, jaką dla nich wyznaczył emeryt. Wyjął więc je spod wanny i chwycił naderwany nożem brzeg folii, po czym zaczął za pomocą obcęgów ciągnąć folię z całej siły ku sobie. Ta jednak była mocno przyklejona do wnętrza opakowania i nie dała się oderwać. Trzeszczała tylko głośno, uparcie tkwiąc na swoim miejscu.
Protazy wpadł w panikę. Myślał, jak rozwiązać ten problem, Przecież nie pójdzie do sklepu i nie będzie prosił doradcy, aby mu przysłał ekipę do odklejenia folii. Był osobą na tyle ambitną, że uważał, iż sam sobie poradzi z tym problemem. Mógłby ją właściwie lekko przypalić, ale zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa pożaru, jaki mógłby powstać przy tej okazji. Miał też stojącą w kuchennej szafce i nieużywaną od kilkunastu lat butelkę octu. Taki kwas mógłby przecież wypalić sporo dziur nie tylko w folii, ale i we wnętrzu przesyłki. Porzucił jednak szybko tę myśl, bo doszedł do wniosku, że uszkodziłby tym samym znajdujące się pod folią dostarczone produkty.
Czas płynął, a Protazy wymyślał coraz bardziej wyrafinowane metody. A to gorąca woda, którą polałby folię, a to lód z lodówki, który mógłby skurczyć plastikowe opakowanie. Wszystko to jednak w opinii Protazego wydawało się nieskuteczne. W pewnym momencie wpadł na genialny pomysł. Włożył dwa palce w otworek, jaki powstał po cięciu nożyczkami i zaczął gołymi rękami rozrywać folię. Mimo pewnych oporów folia się powoli rozrywała. Niestety, do rąk się również kleiła i Protazy co chwila musiał odrywać jedną ręką od drugiej przyczepione kawałki folii.
Po półgodzinnych zmaganiach emerytowi udało się ściągnąć całą folię. Na podłodze pojawiła się ogromna bryła ściśniętej folii przypominająca ogromnych rozmiarów piłkę. Jakimś cudownym sposobem udało mu się wyrwać z objęć kleistego materiału zatopione w nim nożyczki, nóż i obcęgi.
Zmęczony tą niezwykłą operacją emeryt postanowił zrobić sobie chwilę relaksu i po przygotowaniu kawy usiadł w fotelu. Znużenie po walce z folią szybko dało znać o sobie. Protazy zdrzemnął się, a we śnie ujrzał piękny balkon o seledynowych ścianach z bujną roślinnością porastającą jego wnętrze. Szybko jednak ocknął i z niesmakiem stwierdził, że to tylko był sen, a na jawie czekało go jeszcze wiele pracy, by jego senna wizja spełniła się w rzeczywistości.
Westchnął więc tylko i wstał z fotela przybliżając się wolno do uwolnionego z objęć folii ładunku. Nietrudno się domyślić, że najwięcej kłopotów przysporzył mu 20-litrowy pojemnik z farbą. Ciągnął go przez całe mieszkanie po podłodze aż do drzwi balkonowych. Pozostałe materiały nie były tak ciężkie i niebawem cały zestaw emeryt umieścił przy wyjściu na balkon. Założył robocze ubranie, którego głównym elementem był granatowy, długi fartuch. Protazy znalazł go gdzieś na wieszaku w przedpokoju. Nawet nie pamiętał, skąd się tam wziął. Wisiał dobre dziesięć lat, ale jakoś nie zwracał uwagi Protazego. Do tego emeryt wykonał znaną od lat metodą okazyjną czapeczkę z gazety i tak przygotowany z dumą wkroczył na balkon, aby rozpocząć swe ambitne dzieło odnowy balkonu. Wyjął wałek, otworzył pojemnik z farbą. Po chwili zanurzył wałek w gęstej seledynowej cieczy i przejechał nim po ścianie. Efekt wydawał się być obiecujący. Farba ładnie przylegała do ściany i dawała ciekawy efekt kolorystyczny. Po kilku takich ruchach, które wymagały ciągłego schylania się do pojemnika, Protazy uznał, że trzeba usprawnić pracę. Przy takim ciągłym schylaniu mógłby go rozboleć kręgosłup. Trzeba więc było ustawić ten pojemnik nieco wyżej. Wtedy wygodniej byłoby mu kontynuować malowanie. Niestety, na balkonie nie miał żadnego stołka ani krzesła, na którym mógłby ten pojemnik postawić. Uznał więc, że najlepiej będzie, gdy ustawi go na barierce balkonu. Był, co prawda, szerszy niż barierka, ale przecież Protazy mógłby przytrzymywać go jedną ręką, a drugą malować. Podniósł więc z niemałym wysiłkiem ten pojemnik i postawił na barierkę. Chcąc sięgnąć po wałek, który akurat pozostawał na podłodze, na moment odruchowo puścił pojemnik, który zakołysał się na barierce i spadł z balkonu na trawę. Po chwili pokryła się ona seledynową mazią, która majestatycznie wypłynęła z pojemnika.
Mieszkająca piętro wyżej wścibska sąsiadka, która prawie całe dnie spędzała na balkonie, bacznie obserwując otoczenie, od razu usłyszała podejrzany huk, jaki powstał po uderzeniu pojemnika o trawę. Wyjrzała przez balkon i ze zgorszeniem powiedziała do siebie:
– Cóż ten emeryt z parteru wyprawia? Przecież to dewastacja osiedlowej zieleni. Taka ładna trawa rosła przed domem, a ten teraz wszystko zalał jakąś farbą. Nie, takiego wandalizmu nie będę tolerowała. Zaraz idę zgłosić to do dozorcy. Takiego typa trzeba zaraz ukarać.
Przezorna sąsiadka zaraz opuściła mieszkanie i udała się do dozorcy złożyć odpowiedni donos. Tymczasem Protazy patrzył bezradnie z przerażeniem w oczach na obszerną seledynową plamę, która pokryła spory kawałek trawy rosnącej pod jego balkonem. Obok leżał prawie już pusty pojemnik po farbie. Protazy spojrzał po ścianach balkonu i zobaczył, że tylko dwie z nich są do połowy seledynowe, a powyżej białe. Na suficie było kilka plam seledynowych jako efekt próby malowania, jakiej uprzednio dokonał emeryt. Przyglądał się swemu niedokończonemu dziełu przez parę minut i doszedł do wniosku, że w obecnym stanie biało-seledynowy balkon może być jeszcze bardziej oryginalny. Kontynuacja malowania była niewskazana. Musiałby przecież kupić następny pojemnik farby, co powodowałoby zwiększenie i tak już poniesionych znaczących wydatków. Jedynie niewykorzystane wałki i pędzle stanowiłyby pamiątkę z tej szczególnej akcji. Protazy uznał jednak, że mogą się przydać w przyszłości i schował je pod wanną w łazience.
Po chwili usłyszał wołanie dozorcy dochodzące z trawnika:
-Halo, panie Protazy, jest pan tam?
Emeryt wyszedł na balkon i zobaczył dozorcę stojącego nad seledynową plamą.
– Widzę, że coś się panu wylało – stwierdził dozorca. Pani sąsiadka mi doniosła, że podobno dewastuje pan zieleń, więc przyszedłem sprawdzić, co się stało.
– Ja dewastowałem? – zdziwił się Protazy. Nie miałem takiego zamiaru. Po prostu malowałem balkon, oparłem pojemnik z farbą na barierce, a ten się przechylił i spadł na trawnik.
– Dobrze, dobrze – odparł dozorca. Jakoś temu zaradzimy.
Przez następne pół godziny Protazy obserwował zmagania dozorcy z farbą, który ostatecznie usnął ją z trawy, wywożąc wszystko na taczkach do śmietnika.
Emeryt odetchnął z ulgą. Akcję malowania uznał za zakończoną. Uświadomił sobie jednak, że musi się mieć na baczności przed tajną donosicielką obserwującą poczynania współmieszkańców bloku.