Pewnego popołudnia emeryt Protazy oglądał, jak zwykle, lokalny program telewizyjny. Jego uwagę zwrócił reportaż z toru wyścigów konnych. Po paru migawkach z rozegranych poprzednio gonitw podano informację, że nazajutrz odbędzie się tam prestiżowy bieg o puchar prezydenta miasta. Do wyścigu tego zgłoszono szereg koni mających na swym koncie znaczące sukcesy. Impreza zapowiadała się więc bardzo atrakcyjnie. Również Protazy był pod jej wrażeniem więc podjął decyzję o osobistym uczestnictwie w tym wydarzeniu. Podano nawet cenę biletu wstępu w kwocie dziesięciu złotych, co nie wydawało się emerytowi zbyt wygórowanym wydatkiem.
W zasadzie mógłby oddać się swojej ulubionej czynności, jaką było spędzanie czasu w zaciszu czterech ścian swojego małego mieszkanka. Takie wydarzenie na tyle jednak wzbudziło emocje u Protazego, że postanowił zrobić wyjątek od swojej zasady.
Następnego dnia wczesnym rankiem zaczął niezbędne przygotowania. Ponieważ teren wyścigów konnych znajdował się na drugim końcu miasta, musiał odpowiednio wcześnie wyruszyć z domu, aby się nie spóźnić. Oczywiście sceneria, w której planował się znaleźć wymagała odpowiedniego zaprezentowania się na forum publicznym. W tym celu wyjął z szafy swój reprezentacyjny ubiór, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy i buty na skórzanym obcasie. Sprawdził jeszcze stan poszczególnych części garderoby. Strzepnął szczotką drobne pyłki z marynarki, aby wyglądać nienagannie i w ten sposób zyskać uznanie wśród obecnych tam osób.
W czasie tej imprezy przyjmowano zakłady na wytypowanie kolejności koni na mecie. Protazy unikał jednak hazardu, dlatego postanowił udać się tam tylko z zamiarem obejrzenia wyścigu. Wyruszył z domu na dwie godziny przed terminem wyścigu. Przejechał najpierw tramwajem kilka przystanków, potem przesiadł się na inną linię i po prawie godzinie dotarł na teren wyścigów. Nie był jednak jedynym uczestnikiem tego wydarzenia. Na trybunach siedziało już kilkanaście osób, a co chwila przybywali następni chętni do obejrzenia tej gonitwy, a także do obstawienia zakładów konnych.
Narastający tłok i gwar onieśmielał Protazego. Był tu pierwszy raz i czuł się, jakby wszyscy obserwowali go jako kogoś nowego i obcego w środowisku bywalców wyścigów konnych i wytrawnych graczy. W pewnym momencie z megafonu rozległ się głos zapraszający chętnych do zawierania zakładów.
Wszyscy hazardziści zerwali się z miejsc i ruszyli do kas, aby obstawiać zakłady.
Tymczasem na padoku obok trybuny odbywała się prezentacja koni, które miały wziąć udział w tej prestiżowej gonitwie. Protazy był ciekaw, jak z bliska będą wyglądać uczestnicy wyścigu. Wstał więc z trybuny i zszedł na padok. Stanął za ogrodzeniem i obserwował prezentację poszczególnych koni. Były tam różne okazy maści karej, kasztanowej, siwej, a nawet w cętki. Uwagę emeryta zwróciła jednak pewna klacz o imieniu Klara. Smukła, o błyszczącej sierści w kolorze kasztanowym i z długim, starannie wyczesanym ogonem wyglądała bardzo efektownie. Jej duże ciemne oczy sugerowały, że było to zwierzę inteligentne i łatwo nawiązujące kontakt z ludźmi. Oczywiście głównie z hodowcą i dżokejem, ale i na zgromadzonych obserwatorów patrzyła dość spokojnie bez znaku agresji ani wrogości.
Dżokej maszerował wokół padoku, prowadząc za uzdę tę klacz. W pewnym momencie Klara dostrzegła Protazego i pociągnęła nieznacznie za sobą dżokeja, przybliżając się do ogrodzenia. Stanęła obok emeryta i radośnie zarżała. Zdziwiony Protazy był zaskoczony i nie wiedział, z jakiego powodu właśnie jego, a nie innych Klara tak szczególnie powitała. Może garnitur emeryta kolorystycznie pasował do jej sierści, a może lubiła kolor różowy, w jakim była koszula Protazego ? Niewykluczone, że barwny krawat przypominał jej łąkę i to wzmogło taką reakcję. Po chwili dżokej przywołał jednak Klarę do porządku. Ściągnął lejce i zmusił ją do powrotu na właściwą drogę. Wkrótce konie zeszły z padoku i udały się na miejsce startu. Protazy wrócił na trybunę, ale chcąc mieć lepszy widok na tor, usiadł w najniższym rzędzie tuż obok linii mety.
Niebawem konie pojawiły się na linii startu. Padł strzał i cała grupa ruszyła przed siebie. Protazy ogarnięty emocjami wynikającymi ze spotkania z Klarą wypatrywał jej intensywnie wśród stawki koni. Sytuacja nie przedstawiała się jednak najlepiej. Klara od startu plasowała się na końcu stawki. Dominowały dobrze zbudowane ogiery, które od razu wyszły na czoło i zaciekle rywalizowały ze sobą o miejsce na początku tego końskiego peletonu. Protazy zaciskał pięści i zagryzał wargi, jakby chciał dodać Klarze energii w tej nierównej, zdawałoby się, rywalizacji. Dystans był dość długi, bo wynosił 2600 metrów i jeszcze wszystko mogło się zmienić, ale obserwując poszczególne konie, trudno było liczyć na to, że Klara coś zwojuje. W porównaniu z prowadzącymi w wyścigu ogierami wydawała się słabsza fizycznie i wolniejsza.
Konie znajdowały się na przeciwległej prostej i do mety pozostawała jeszcze połowa dystansu, ale na trybunach wzrastało podniecenie i związany z tym gwar. Ten, kto postawił na swego konia, starał się go dopingować na swój sposób. Oczywiście konie tego nie mogły słyszeć, niemniej każdy chciał dodać sobie animuszu. Licząc na sukces tego, na którego postawił pieniądze.
Protazy może nie ulegał aż takiemu napięciu, bo nie miał nic do stracenia. Przecież nie brał udziału w zakładach, więc nie groziła mu utrata pieniędzy. Uległ jednak nastrojom, jakie panowały na trybunach.
Konie tymczasem zbliżały się do ostatniego wirażu, za którym pozostawała już tylko ostatnia prosta do mety. Niestety, Klara nadal znajdowała się na końcu stawki. Protazemu żal się zrobiło biednego zwierzęcia, które obdarzyło go na padoku taką sympatią.
– No, cóż – pomyślał – widocznie lubią mnie konie skazane z góry na porażkę.
Nie wiadomo jednak, czy zdecydowało takie przekonanie emeryta, czy też uczucie desperacji, jakie wypełniło jego myśli, że w pewnym momencie Protazy, jakby mimowolnie, wydał głośny okrzyk: „Klara !”. Trudno powiedzieć, czy to klacz usłyszała ten okrzyk, czy może to był zbieg okoliczności, ale tuż po tym, gdy konie wyszły na ostatnią prostą, w Klarę wstąpiły jakieś tajemnicze siły. Może to był celowa taktyka dżokeja, a może i nie, trudno powiedzieć. W każdym razie Klara z kolejnym metrem błyskawicznie nadrabiała dystans do czoła stawki i tuż przed metą wyszła na pierwsze miejsce, zostawiając za sobą mocno podmęczone prowadzeniem ogiery. Na trybunach zapanowała wrzawa. Jedni, którzy postawili na Klarę, krzyczeli z zadowolenia, inni wydawali okrzyki rozpaczy i złości z powodu przegranych zakładów.
Po zakończeniu wyścigu przewidziano na padoku dekorację zwycięskich koni, Ponieważ Protazy nie widział nigdy tej ceremonii, ponownie udał się na padok, aby zobaczyć dekorację z bliska. Gdy przyszła kolej na Klarę, przypięto jej do uzdy barwną wstążkę. W tym momencie klacz ponownie zobaczyła Protazego za ogrodzeniem. Nagle stanęła dęba. Oparła się na tylnych nogach, a przednie uniosła do góry, intensywnie rżąc. Cały ten pokaz wykonała tuż przed Protazym, który nie mógł wyjść ze zdziwienia, że Klara znów przed nim demonstruje takie przywiązanie. Niektórzy z obecnych będących tam też przed rozpoczęciem wyścigu, zaczęli podejrzewać, że Protazy może być właścicielem klaczy, skoro ta darzy go taką sympatią, jakby go dobrze znała. Słysząc te komentarze, Protazy poczuł się zagrożony, bo chciał, zgodnie ze swoją naturą, pozostać anonimowy. Wycofał się więc po cichu, torując sobie drogę przez tłum ku wyjściu.
Wrócił do swego małego mieszkanka i długo jeszcze myślał, co mogło być źródłem nienaturalnej sympatii, jaką okazywała nie będąca w gronie faworytów do zwycięstwa klacz Klara.