Jak wiadomo, szczyt truskawkowych plonów przypada zwykle na początku czerwca. Właśnie rozpoczął się ten miesiąc, gdy pewnego poranka emeryt Protazy wyszedł z domu do sklepu po tradycyjne zakupy. Wracając, dostrzegł słup ogłoszeniowy. Była na nim przyklejona niewielka karteczka z informacją, że właściciel plantacji truskawek poszukuje chętnych do ich zbioru. Wymieniona tam cena zaciekawiła emeryta. Uznał, że nie zaszkodzi dorobić paru groszy do niezbyt wysokiej emerytury.
Następnego dnia rano zaraz po śniadaniu Protazy wyszedł z domu na przystanek autobusowy. Jego końcowa stacja znajdowała się niedaleko plantacji na obrzeżach miasta. Tym razem emeryt nie przywdział swego tradycyjnego strony wyjściowego. Uważał, zresztą słusznie, że zbieranie truskawek w garniturze i krawacie, nie mówiąc już o sztywnym obuwiu na skórzanym obcasie, byłoby raczej trudne i nie wskazane.
Protazy założył więc strój sportowy, na który składały się jego klasyczne białe tenisówki pamiętające klika minionych epok. Czuł się w takim ubraniu trochę niezręcznie.
– Co pomyślą o mnie ludzie – mówił w myślach do siebie, W tradycyjnym stroju wyglądał godnie i dostojnie. Wiedział, że w oczach obserwatorów mógł uchodzić za statecznego, wartego zaufania obywatela. A tak, to jak go będą postrzegać, widząc emeryta w jakichś nie najnowszych już sztruksowych spodniach, mocno zużytym sweterku i białych tenisówkach na nogach ?
Gotów był jednak przetrwać te trudne chwile, w których widziałby podejrzliwe spojrzenia mijających go osób ironicznymi uśmieszkami na twarzach. Przecież jedzie zbierać truskawki, a nie przecinać wstęgi honorowe, czy też uczestniczyć w imprezach kulturalnych. Protazy przemykał więc chyłkiem z boku chodnika, aby nie rzucać się za bardzo w oczy. Gdy dotarł do przystanku autobusowego, też schował się za wiatą, żeby nie obserwowało go zbyt wiele ludzi.
Po kilku minutach nadjechał autobus, Protazy, jak zwykle, usadowił się na końcu pojazdu, gdzie udało mu się znaleźć wolne miejsce siedzące. Nie mając nikogo za sobą i nie siedząc w centralnym punkcie autobusu mógł nie rzucać się w oczy współpasażerom. Upłynęło około pół godziny i autobus dotarł do pętli.
Protazy wysiadł i udał się w kierunku miejsca, w którym znajdowała się plantacja. Idąc po żużlowej drodze, już z daleka dostrzegł pola, na których czerwieniły się truskawki na tysiącach małych krzaczków. Przed nim przybyło już paru chętnych, którzy pochyleni pracowali w polu, cierpliwie zrywając dojrzałe owoce. Protazy przybliżył się do ogrodzenia, za którym znajdowały się zabudowania gospodarstwa plantatora. Na spotkanie wyszedł mu solidnie zbudowany z lekko wystającym brzuchem i czerwoną, rumianą twarzą osobnik, który od razu nawiązał rozmowę:
– Pan w jakiej sprawie? – spytał Protazego.
– Ja przyszedłem do zbioru truskawek – odpowiedział emeryt.
Osobnik, który okazał się być plantatorem, zmierzył wzrokiem Protazego i od razu przekazał mu swe spostrzeżenia:
– Pan do zbioru? Jakiś taki pan mizerny i już niemłody. U mnie trzeba ciężko pracować, a dniówka obejmuje dwanaście godzin pracy.
– Myślę, że dam sobie radę – z optymizmem odpowiedział Protazy.
– Dobrze, zobaczymy – odparł plantator – niech pan weźmie sobie pustą łubiankę z tych, które tam leżą i rusza do pracy. Tam będzie pana rejon – wskazał dłonią na długi zagon sięgający prawie do samego lasu.
Protazy wziął więc łubiankę i przystąpił do zbierania truskawek. Niestety, ciało emeryta nie jest już tak elastyczne, jak nastolatka. Po kilku minutach Protazy poczuł ból w plecach. Ponieważ do tej pory przyjmował pozycję na wpół pochyloną, stojąc na ugiętych nogach, wiadomo było, że w takiej pozie długo nie wytrwa. Ukląkł więc i dalej już przesuwał się na czworakach, zrywając truskawki z kolejnych krzaczków.
Inni zbierający truskawki z zaciekawieniem przyglądali się emerytowi, którego wygięty grzbiet wolno przemieszczał się wśród sadzonek. Sami nazbierali już dosyć dużo i obserwowali wysiłki ambitnego emeryta usiłującego nadrobić zaległości.
Protazy tymczasem zbliżał się do końca zagonu, który graniczył z okolicznym lasem. W pewnej chwili chciał sięgnąć po kolejną truskawkę, gdy nagle zobaczył długi kształt poruszający się leniwie po ziemi. Protazy zesztywniał ze strachu, bo ujrzał na czarnym ciele żółte zygzaki. Nie ulegało wątpliwości, że to była żmija.
Protazy wydał z siebie okrzyk przerażenia. Żmija spłoszona umknęła w kierunku lasu, ale pozostali zbierający wraz z plantatorem, słysząc dramatyczny krzyk emeryta, przybiegli do Protazego.
– Co się stało, czemu pan tak krzyczy? – spytał plantator.
– Spotkałem żmiję – odpowiedział roztrzęsiony Protazy,
– Żmiję ? – zdziwił się plantator. Tu nigdy nie było żmij.
– A może się panu wydawało? – dodał jeden ze zbierających.
– Ależ skąd –stwierdził kategorycznie emeryt. Widziałem ją na własne oczy.
– No dobrze – rzekł plantator. Na dzisiaj kończymy.
Po tym oświadczeniu wypłacił wszystkim dniówkę i zaprosił na dzień następny do kontynuowania zbiorów.
Protazy zadowolony z niewielkiego dodatku do emerytury powrócił do domu. Zbliżał się wieczór, więc tradycyjnie przygotował sobie kolację składającą się z dwóch kanapek z dżemem morelowym. Popił je, jak zawsze, herbatą i zmęczony całodzienną pracą położył się spać. Noc jednak nie minęła spokojnie. Dręczył go upiorny sen, w którym bez przerwy pojawiał się czarny wydłużony łeb ze świecącymi ślepiami i rozwartymi szczękami gotowymi do ugryzienia. Bez wątpienia była to żmija. Przerażony Protazy parokrotnie zrywał się z łóżka z nieludzkim okrzykiem. Nic więc dziwnego, że z ulgą przywitał poranne słońce, którego promienie przenikały przez zasłonięte jeszcze okno.
Pokusa zarobienia kolejnej dniówki była jednak na tyle silna, że emeryt postanowił po raz kolejny pojechać na plantację. Tym bardziej, że zdobył już pewne doświadczenia w sposobie zbierania truskawek.
Ponownie więc pojawił się przed ogrodzeniem gospodarstwa plantatora. Zmęczony sennym koszmarem był nieco przytłumiony, ale postanowił przemóc się i kontynuować zmagania z truskawkowym polem.
– A, witam pana – przywitał Protazego plantator. Mam nadzieję, że nie spotka pan już tej żmii.
Emeryt zdobył się tylko na niewyraźny uśmieszek, wziął łubiankę i wyruszył na kolanach podobną trasą w kierunku lasu, zmieniając tylko rząd sadzonek. Niestety, sytuacja z dnia poprzedniego się powtórzyła. Emeryt zbliżał się do końca tego rzędu, gdy wtem spod truskawkowych liści przywitał go czarny łeb z błyszczącymi ślepiami i syczącym dźwiękiem. Protazy znów nie mógł się opanować i głośnym krzykiem wypłoszył żmiję, ale spowodował podobną reakcję pozostałych zbierających i plantatora.
– I co? – spytał właściciel plantacji. Czyżby znów pan zobaczył żmiję?
– Niestety, tak – odpowiedział roztrzęsionym głosem Protazy.
– Nie, to chyba ma pan jakieś omamy – z niedowierzaniem skomentował słowa emeryta jeden ze zbierających.
Protazy upierał się jednak przy swoim stwierdzeniu:
– Jakie omamy? Daję słowo, że widziałem tu prawdziwą żmiję. Taka czarna
z żółtym zygzakiem na grzbiecie, to kto, jak nie żmija?
– To może pana tak polubiła, skoro tylko pan ją spotyka – domniemywał plantator.
– W pewnym wieku zdarzają się jednak częste przywidzenia – ironicznie dodał kolejny ze zbierających.
Protazy zapewne zdenerwowałby się jeszcze bardziej, gdyby plantator nie ogłosił zakończenia zbiorów w kolejnym dniu. Roztrzęsiony nerwowo emeryt wracał do domu z męczącymi go myślami. Owszem, zarobił kolejną dniówkę, ale jeśli znów będzie go w nocy dręczyć ta przeklęta żmija i ponownie wyjrzy spod truskawkowych krzaczków, to wpadnie w chorobę psychiczną i leczenie będzie kosztować drożej niż ten truskawkowy zarobek. Postanowił więc, że w kolejnym dniu nie pojedzie na plantację. Ostatecznie dwie dniówki są co prawda niewielkim, ale jednak wzmocnieniem jego skromnego emerytalnego budżetu.
Wolał jednak wieść spokojne życie emeryta niż doświadczać kolejnego spotkania z prześladującą go żmiją.