Czas płynie szybko. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z jego upływu. Emeryt Protazy również nie było tego świadomy. Dopiero jeden mały fakt przywrócił emerytowi tę świadomość.
Pewnego ranka w mieszkaniu Protazego zadzwonił telefon. Jak zawsze, taki dźwięk wzbudził niepokój i podejrzenia emeryta, że oto zaistniało jakieś zagadkowe wydarzenie. To spowodowało, że zachował się on w typowy dla niego sposób. Polegał on na wahaniach Protazego, czy podnieść słuchawkę. Emeryt był osobą ostrożną i każdy telefon budził u niego dwuznaczne skojarzenia. Przecież mógł ktoś zadzwonić, kto chciałby przez pozornie atrakcyjną ofertę wyłudzić od niego dane osobowe, a może skusić go na udział w jakiejś niepożądanej imprezie. Tym razem Protazy intuicyjnie wyczuł, że dzwoni ktoś, kto ma szczere intencje. Podniósł więc słuchawkę i usłyszał znajomy głos:
– Dzień dobry, stryjku, tu Wacuś, twój bratanek. Mam do ciebie małą prośbę.
Jestem dzisiaj z żoną i naszym niemowlakiem w Twoim mieście. Musimy coś załatwić w jednym urzędzie. Zajmie to nam nie więcej niż godzinę.
Z niemowlakiem byłoby nam trochę niewygodnie. Czy moglibyśmy ci podrzucić naszego bobasa na godzinkę? Raczej nie powinien ci sprawić kłopotu, bo zwykle w tym czasie śpi.
Protazy osłupiał. Myślał, że to, co słyszy, to mu się śni. Wacuś? Z żoną? Skąd ta żona? A jeszcze jakiś niemowlak? Po chwili zastanowienia przypomniał sobie, że przecież był na weselu Wacusia. Ale że to już było ponad roku temu? Wydawało się to niemożliwe, a jednak emeryt w tym momencie zdał sobie sprawę, że to już tyle czasu minęło od tamtego wydarzenia. No i na tyle dużo czasu, że i niemowlak mógł się pojawić.
Po tej krótkiej chwili refleksji Protazy odpowiedział:
– A tak, tak, Wacuś, witaj, oczywiście, pobędę z waszym bobasem.
– To świetnie – odrzekł Wacuś. W takim razie będziemy u ciebie za pół godziny.
Faktycznie, po upływie tego czasu rozległ się dźwięk dzwonka u drzwi. Wkrótce do mieszkania wjechał pokaźnych rozmiarów wózek, w którym spał niemowlak. Młodzi rodzice przywitali się z emerytem, po czym wyszli z mieszkania, aby załatwić swoją sprawę urzędową.
Protazy, jako człowiek, który nigdy nie zajmował się niemowlakami, w towarzystwie bobasa poczuł się trochę nieswojo. Zaczął rozmyślać, co zrobić, gdy niemowlak się obudzi. A może zacznie płakać i co wtedy? Pewnie czegoś będzie chciał. Tylko, jak tu się dowiedzieć, skoro on nie umie mówić. Taka ewentualność przerażała Protazego, który co chwila spoglądał na zegarek, jakby chciał sprawdzić, ile minut zostało jeszcze do upływu godziny i zapowiadanego powrotu Wacusia z żoną.
Niestety, obawy Protazego wkrótce się sprawdziły. Po mniej więcej dziesięciu minutach bobas się obudził i zaczął głośno płakać. Protazy na początek zastosował najprostszy sposób uspokojenia niemowlaka i zaczął kołysać wózkiem, licząc na to, że bobas ponownie uśnie. Nie na wiele to się zdało, bo maluch płakał jeszcze głośniej. Protazy uznał więc, że trzeba zmienić taktykę i może czymś go zabawić. Pochylił się więc nad wózkiem i zaczął robić śmieszne miny. Zdziwiony niemowlak, widząc obcą dla niego twarz wykrzywiającą się w najróżniejszy sposób, wydawał się być zainteresowany popisem Protazego, bo nawet na moment się uśmiechnął. Protazy też był zadowolony, bo myślał, że znalazł skuteczną metodę na przetrwanie z bobasem przez tę godzinę. Niestety, zachęcony swoimi popisami zrobił w pewnym momencie kolejną minę, która przestraszyła bobasa. Zaczął więc ponownie płakać.
Protazy spojrzał na zegarek. Minęło piętnaście minut od wyjścia Wacusia, a tu ten niesforny niemowlak znów płacze. A może jest głodny? Tylko, co mu dać do jedzenia”. Dżemem morelowym ani chlebem go nie nakarmi, bo takie maleństwo jeszcze pewnie może nie trawić tego typu przysmaków. Na pewno odpowiednie byłoby mleko, ale Protazy mleka nie pijał, więc tym bardziej trudno sobie wyobrazić, żeby miał je w domu. Emeryt obejrzał więc dokładnie wózek, spodziewając się, że może młodzi rodzice wyposażyli się w odpowiednią rezerwę pokarmową dla swej małej latorośli. Niestety, nic takiego nie znalazł. Jedyną rzeczą, jaka się tam znajdowała, była mała pusta buteleczka ze smoczkiem. Protazy wpadł więc na pomysł, żeby może dać bobasowi do picia chociaż zwykłej wody. Miał, co prawda, herbatę, ale nie miał pewności, czy to nie za wcześnie dla bobasa, aby spożywać takie napoje. Zostawił więc na moment płaczącego niemowlaka i poszedł do kuchni, aby wstawić wodę w czajniku do zagotowania.
Powrócił zaraz do pokoju, chcąc czymś zająć niemowlaka w oczekiwaniu, aż woda będzie gotowa. Znalazł w wózku jakąś grzechotkę i zamienił się w jednej chwili w śpiewaka akompaniującego sobie tym rytmicznym instrumentem. Nie znał żadnych przyśpiewek, więc zaczął na poczekaniu improwizować, wyśpiewując jakieś nieznane i nieskoordynowane wokalizy, intensywnie wymachując przy tym grzechotką.
Bobas znów przestał płakać, zainteresowany zmianą nastroju. Dobiegające do niego wokalne wyczyny Protazego wpłynęły widocznie na niemowlaka uspokajająco. Była to dla niego niewątpliwa nowość stanowiąca szczególne doświadczenie w swoim króciutkim życiu. Po kolejnych pięciu minutach Protazy usłyszał dźwięk czajnikowego gwizdka z kuchni. Był to niechybny znak, że właśnie zagotowała się woda. Poszedł więc do kuchni, aby ją wyłączyć i przelać do buteleczki. Musiał zatem przerwać swoje przedstawienie, co wyraźnie nie spodobało się bobasowi, który ponownie zaczął płakać.
Protazy z westchnieniem spojrzał na zegarek. Upłynęło dopiero dwadzieścia pięć minut od wyjścia Wacusia, a już tyle się wydarzyło. A przecież Wacuś zapewniał, że niemowlak będzie spał. Co to za rodzice, którzy nie znają swojego dziecka? A może dobrze wiedzieli, co się zdarzy i chcieli cały problem zostawić nieszczęsnemu i bezradnemu stryjkowi? Takie myśli dręczyły Protazego, który jednocześnie chciał przelać wodę z czajnika do buteleczki. Ponieważ była ona gorąca, musiał ją szybko ostudzić, bo niemowlak nie zamierzał ani na chwilę przestać płakać.
– Takie małe, a skąd to ma tyle siły? – rozmyślał Protazy. Mógłby już usnąć, przecież do powrotu Wacusia zostało jeszcze pół godziny. Po chwili emeryt jednak wyrwał się z tych zamyśleń, bo przypomniał sobie, że studzi wodę dla niemowlaka. Odlał jej więc trochę z czajnika do buteleczki i wkroczył do pokoju. dumnie ją wymachując. Gdy zobaczył to bobas, to od razu przestał płakać i zaczął wydawać z siebie dźwięki, które, jak przypuszczał Protazy, były wyrazem zadowolenia z widoku pełnej buteleczki. Niestety, zadowolenie niemowlaka trwało do momentu jego pierwszego kontaktu z butelką. Ledwo pociągnął za smoczek znajdujący się na butelce, a już wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie. Woda wyraźnie mu nie smakowała. Z wyrazem niechęci odsunął usta od butelki i powrócił do swej najczęściej ostatnio wykonywanej czynności, czyli do płaczu.
Zdesperowany Protazy znów spojrzał na zegarek. Brakowało jeszcze piętnastu minut do spodziewanego powrotu Wacusia i przez ten czas musiał jeszcze czymś tego bobasa zająć, żeby wreszcie zamilkł. Dla emeryta przyzwyczajonego do ciszy ustawiczny płacz niemowlaka nie najlepiej wpływał na usposobienie.
– Co za namolny i uparty bobas – mówił do siebie zdenerwowany Protazy. To mu daję i tamto, a jemu nic nie pasuje.
Emeryt zaczął zatem poszukiwać nowego rozwiązania, które w ciągu pozostających jeszcze dziesięciu minut do powrotu rodziców niemowlaka skutecznie by go uciszyło. Pomyślał więc, że może widok jakiegoś niekonwencjonalnego przedmiotu zwróci uwagę bobasa i tym samym uspokoi zszargane nerwy emeryta. Protazy przypomniał sobie, że w kuchennej szafce ma trzydziestoletni ręczny młynek do kawy. Był już mocno zużyty i kręcenie korbką wywoływało chrzęszczący dźwięk. Dodatkowo, żeby podkreślić oryginalność sytuacji, Protazy owinął sobie ręcznik dookoła głowy, tworząc coś w rodzaju turbanu. Tak wyposażony w unikalne rekwizyty Protazy powrócił do pokoju. Pochylił się na wózkiem przyozdobiony ręcznikowym turbanem i zaczął kręcić korbą młynka, który intensywnie wytwarzał chrzęszczące i chrypiące dźwięki. Niemowlak znów się zainteresował niecodziennym widokiem i przestał płakać.
W tym samym momencie Protazy usłyszał dzwonek do drzwi. Chcąc je szybko otworzyć, podszedł zaraz do nich z turbanem na głowie i starym młynkiem w ręku. Otworzył drzwi i zobaczył na progu stojącego Wacusia i jego żonę. Miny mieli co najmniej zdziwione. Widok Protazego w turbanie i z młynkiem w ręku raczej nie kojarzył im się z opieką nad niemowlakiem. Protazy, widząc zdziwienie na twarzach rodziców bobasa, zaczął tłumaczyć się chęcią uatrakcyjnienia niemowlakowi pobytu w nowym, nieznanym miejscu.
– Ale mam nadzieję, że stryjek nie miał kłopotów z naszym maleństwem? – spytał Wacuś .
– Nie, właściwie to nie miałem – odpowiedział dyplomatycznie Protazy.
Żona Wacusia od razu zajęła się niemowlakiem i stwierdziła, że trzeba go przewinąć i nakarmić. Mleka faktycznie nie było w wózku, ale rodzice po drodze je kupili. Przyrządzili bobasowi jedzenie, przewinęli i stwierdzili, że trochę im się spieszy, bo musieli wracać do domu.
Po wyjściu nieoczekiwanych gości Protazy opadł ciężko w fotelu, jakby odczuwał ulgę po godzinnych przeżyciach z niemowlakiem. Doszedł do wniosku, że konfrontacja emeryta z bobasem to zbyt duży przeskok pokoleniowy.