Emeryt Protazy prowadził niezbyt intensywną wymianę korespondencji. Na ogół jego skrzynka pocztowa na korytarzu była pusta. Czasem znajdowały się w tam różne ulotki reklamowe, które Protazy wyrzucał od razu do kosza. Nie miał wielkich potrzeb, dlatego wszystkie zawarte w tych ulotkach informację z góry uważał za niepotrzebne.
Pewnego dnia, jak zawsze, podszedł do skrzynki, by sprawdzić nową korespondencję. Oczywiście dominowały reklamy, które Protazy ze złością ściskał w ręku, chcąc je wyrzucić do stojącego obok kosza. Wśród wielu większych i mniejszych papierków reklamowych dostrzegł nagle podłużną kopertę, na której znajdowało się logo banku. Ta nietypowa korespondencja wzbudziła zaciekawienie emeryta i jednocześnie zdenerwowanie.
Zwykle czynność opróżniania skrzynki była rutynowa. Z reguły bez emocji Protazy wyjmował dziesiątki reklam, mrucząc do siebie:
– Znowu mi zaśmiecają skrzynkę tymi bzdurami.
Następnie gniótł te wszystkie papiery w dłoniach i zdegustowany energicznym ruchem wyrzucał je do kosza. Tym razem w jego rutynowych czynnościach pojawił się wyłom. Tajemnicza koperta z banku wywołała od razu falę domysłów w umyśle Protazego. Wracał wolnym krokiem do mieszkania, rozmyślając nad tym, co mogło się znajdować we wnętrzu koperty. Po wejściu do środka od razu wziął do ręki nóż, aby rozciąć kopertę. Trzymając ją w ręku, wyczuł jednocześnie jakiś twardy przedmiot w środku. To jeszcze bardziej wprowadziło Protazego w stan nerwowości. Wreszcie, z przyśpieszonym biciem serca, otworzył kopertę i wyjął pismo z banku, do którego przyklejona była prostokątna tabliczka z kolorowymi nadrukami. Emeryt przeczytał pismo i wywnioskował, że bank chce ułatwić pobieranie pieniędzy z konta i w tym celu oferuje nowe formy swych usług. Okazało się, że tym tajemniczym prostokątem jest karta płatnicza, która umożliwia pobieranie gotówki z bankomatu bez konieczności składania wizyty w banku.
Protazy, jako zatwardziały konserwatysta, w pierwszej chwili poczuł się zdegustowany propozycją banku. Taki sposób pozyskiwania pieniędzy uniemożliwiał mu przecież wizyty w banku i bezpośredni kontakt z pracownikami. Zawsze był zwolennikiem rozmowy z żywym człowiekiem, a nie obcowania z jakimś automatem bezdusznie realizującym polecenia klienta banku. Zdegustowany Protazy odłożył więc na bok pismo banku, uznając, że do niczego mu się nie przyda.
Po kliku dniach emeryt, przechodząc obok skrzynek, zobaczył znów jakąś korespondencję. Ku swemu zdziwieniu znalazł kolejne pismo z banku. To już wydawało się Protazemu czymś podejrzanym. Nigdy nie przysyłano mu takich pism w tak krótkim odstępie czasu. Wyjął więc list z banku, wszedł do mieszkania i otworzył kopertę. Okazało się, że zawierała poufny kod PIN, który stanowił coś w rodzaju klucza umożliwiającego dokonywanie operacji bankomatowych. Przeczytawszy ostrzeżenia przed konsekwencjami zgubienia tego pisma i dostanie się go w niepowołane ręce, emeryt wpadł w stan zdenerwowania. Od razu w głowie zrodziły mu się nękające myśli o tym, co się może zdarzyć, gdy z różnych względów pismo to wymknie się spod kontroli.
Zawarta w nim propozycja dotycząca zapamiętania kodu nie wydawała mu się najlepsza. Mimo zaawansowanego wieku był jeszcze osobą świadomą, ale niczego nie można wykluczyć. A nuż z różnych powodów zapomni tego kodu i wtedy nieszczęście gotowe. Nawet jeśli nie będzie używał karty, to ktoś może mu ją wykraść, a jeśli do tego jeszcze uzyska kod PIN, to może ogołocić całe konto emeryta.
Ogarnięty paniką Protazy zaczął obmyślać skuteczne metody zabezpieczenia dostępu niepowołanych osób do danych, jakie przysłał mu bank. Najważniejszy wydawał nu się, i słusznie, kod PIN. Nawet gdy ktoś wykradnie mu kartę, a nie będzie znał kodu, to i tak nic nie zrobi.
Protazy postanowił więc uwiecznić ten kod na wypadek, gdyby go zapomniał. Wymyślił sobie, że ponieważ kod składa się z czterech cyfr, to na suficie w pokoju, w każdym z jego rogów namaluje jedną cyfrę i w ten sposób będzie miał gwarancję, że nie zapomni kodu. Pomysł dobry, tylko jak zapisać te cyfry, żeby nie pomylić kolejności ?. Postanowił więc, że zapisze je zgodnie z ruchem wskazówek zegara. W tym celu wyjął z szuflady czarny flamaster. Wszedł na krzesło i wspiąwszy się na palcach, namalował pierwszą cyfrę kodu w rogu sufitu. Czynność tę powtarzał jeszcze trzykrotnie i w ten sposób utworzył oryginalną „ściągawkę”, która przypominałaby mu te poufne cyfry. Oczywiście oryginalne pismo z kodem PIN schował do pustego pudełka po butach, które trzymał od kilkunastu lat na wszelki wypadek. Teraz, jak widać, przydało mu się ono znakomicie. Włożył więc pismo do pudełka wraz z kilkoma starymi gazetami jako warstwę maskującą. Otworzył tapczan i w samym rogu jego skrzyni umieścił bezcenne pudełko zawierające rozwiązanie bankowej tajemnicy.
Minęło kilka kolejnych dni. Protazy nie wydawał na co dzień dużych sum pieniędzy, ale z dnia na dzień stan gotówki w jego nieco zużytej portmonetce systematycznie się kurczył. Z tego powodu jego konserwatywne podejście do spraw bankowych ulegało stopniowej modyfikacji. Pewnego dnia postanowił więc wypróbować skuteczność działania karty, która spoczywała zamknięta w szufladzie regału. Protazy wyjął więc pismo z banku i zaczął szczegółowo studiować instrukcję korzystania z karty. Po trzykrotnym jej przeczytaniu uznał, że posiadł dostateczną wiedzę na temat obsługi bankomatu.
Nazajutrz od samego rana zaczęły targać nim nadzwyczajne emocje. Oto bowiem zaczął się epokowy dzień w życiu konserwatywnego emeryta. Miał przełamać barierę konserwatyzmu i zmierzyć się z nieznanym urządzeniem, które postrzegał jako bezwzględnego przeciwnika w walce o uzyskanie gotówki.
Ponieważ bankomat znajdował się w pobliskiej galerii handlowej, Protazy musiał pokazać się publicznie. Tu jednak nie pozbył się konserwatyzmu i uznał, że tradycyjnie musi przywdziać reprezentacyjny strój. W tym celu wyjął z szafy swój trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy i buty na skórzanym obcasie. Przywdział to wyjściowe ubranie, do kieszeni marynarki włożył kartę płatniczą o już miał wychodzić z mieszkania, gdy nagle uświadomił sobie, że potrzebny jest kod PIN, którego już zdążył zapomnieć. Pismo z banku schował do tapczanu, więc mógł tylko popatrzeć na sufit, w którego czterech rogach tkwiły poszczególne cyfry stanowiące poufny kod. Jaką jednak będzie miał gwarancję, że zapamięta je po wyjściu z mieszkania? Wymyślił więc dość oryginalny sposób na dostęp do tych cyfr. Wziął czarny flamaster i na dwóch palcach lewej ręki namalował dwie pierwsze cyfry kodu, a na tych samych palcach prawej ręki – dwie ostatnie. Teraz był już pewien, że nie zapomni kodu, a znajdujące się obok osoby i tak nie będą widziały, co to za cyfry.
Dumny ze sprytnego rozwiązania Protazy wyszedł więc z domu i udał się do bankomatu, który znajdował się przy wejściu do galerii. Gdy dotarł, zobaczył, że w kolejce stało kilka osób, Stanął więc na końcu i od czasu do czasu spoglądał nerwowo na palce, na których tkwiły wymalowane czarnym flamastrem cyfry. Gdy nadeszła jego kolej, serce skoczyło mu do gardła. Taki debiut w walce z szaloną maszyną i to na oczach przechodzących w tę i z powrotem osób stanowił nie lada wyzwanie. Podszedł więc do bankomatu, przypominając sobie poszczególne etapy postępowania zawarte w bankowej instrukcji. Wyjął kartę i włożył do czytnika, która zaraz znikła w jego czeluściach. Zniecierpliwiony Protazy pomyślał, że bankomat połknął kartę, która już do niego nie wróci. Chciał zatem sprawdzić, czy przypadkiem karta nie utknęła gdzieś w szczelinie . Była ona jednak zbyt wąska, żeby włożyć tam palec. Protazy pomyślał, że krawat jest cieńszy i to za jego pomocą można sprawdzić wnętrze szczeliny. Włożył więc końcówkę krawatu do jej środka, a bankomat automatycznie wciągnął ją do wnętrza, uniemożliwiając Protazemu jakiekolwiek ruchy. Przywiązany krawatem do bankomatu stał bezradnie przygarbiony, co wzbudziło zainteresowanie i zniecierpliwienie osób, które ustawiły się za nim w kolejce.
– Co pan tak długo obsługuje ten bankomat? – spytał stojący za nim jegomość.
Protazy odpowiedział zachrypłym głosem z powodu zaciśniętego wokół szyi krawatu:
– Nie wiem, co się stało, bankomat wciągnął mi krawat.
– A po co pchał tam pan krawat? – zdziwił się jegomość.
– Chciałem sprawdzić, czy karta jest w środku – drżącym głosem odpowiedział emeryt.
– Na pewno była – rzekł jegomość – tylko pan nie poczekał, aż bankomat ją panu odda.
W tym momencie Protazego otoczyła grupa stojących za nim w kolejce osób i innych przechodzących obok klientów galerii. Protazy, usiłując uwolnić się od pętającego go bankomatu, zaczął gwałtownie uderzać pięścią w okolice otworu do kart.
– Co pan wyprawia? – krzyknęła pewna starsza niewiasta stojąca w pobliżu.
– Ludzie, to wandal, chce uszkodzić bankomat! Proszę wezwać policję!
Krzyki nerwowej niewiasty usłyszeli pracownicy ochrony, którzy zaraz przybyli na miejsce zamieszania. W pierwszej chwili poczuli się lekko rozbawieni, widząc przywiązanego krawatem do bankomatu emeryta. Na dodatek bankomatu wydobywał się dźwięk alarmu, a na wyświetlaczu pojawił się napis ”Operacja niedozwolona”. Po chwili z ich twarzy znikły jednak oznaki relaksu. Podeszli do Protazego i uznali go za włamywacza, który chciał nielegalnie opróżnić bankomat z gotówki. Wezwali też policję. Przedtem jednak musieli uwolnić Protazego z uścisku bankomatu. Po kilku minutach przybył pracownik serwisowy bankomatów, który otworzył wnętrze i umożliwił wyciągnięcie krawatu ze szczeliny czytnika oraz tkwiącej tam karty płatniczej Protazego.
Uwolniony z uścisku emeryt, zobaczywszy kartę w ręku serwisanta, powiedział uradowany:
– O, dziękuję panu, to moja karta.
– To nie tak prosto – odpowiedział serwisant. Skąd mogę wiedzieć, że to pana karta. Może chciał pan przechwycić jakąś cudzą kartę, wkładając krawat do czytnika. To jednak, jak pan widzi, prymitywna metoda. Muszę zanieść kartę do oddziału banku, żeby zweryfikować jej właściciela.
– To dobrze – rzekł Protazy – pójdę z panem, to zaraz sprawa się wyjaśni.
– O, nie – rzekł ochroniarz – już przyjechała policja i będzie pan musiał jechać na komisariat, żeby się wytłumaczyć ze swego chuligańskiego czynu. Tłukł pan w ten bankomat, jak opętany.
– Ja tłukłem ? – zdziwił się Protazy – parę razy stuknąłem, żeby wyciągnąć krawat i kartę, A poza tym się nie rozdwoję. Być jednocześnie w banku i na komisariacie to niemożliwe.
– To bank musi pan w takim razie odłożyć na później – odpowiedział zdecydowanym głosem ochroniarz.
Po chwili rzeczywiście zjawili się policjanci i zawieźli Protazego na posterunek policji, gdzie przez godzinę tłumaczył się ze swego czynu. Ostatecznie przekonał komisarza o swych szczerych intencjach, a jego bokserskie wyczyny w walce z bankomatem to tylko chęć uwolnienia się z uścisku tego urządzenia i odzyskania karty.
Po wizycie na komisariacie Protazy wrócił do galerii, w której znajdował się oddział banku. Pani urzędniczka sprawdziła autentyczność karty i dane jej posiadacza. Na szczęście Protazy miał przy sobie dowód osobisty, który pozwolił na szybką identyfikację. Przy okazji wysłuchał kilku porad odnośnie obsługi bankomatu, gdzie wskazana jest cierpliwość i spokój.
Przybity nieudaną misją pojednania się z nieprzyjaznym bankomatem speszony Protazy wrócił do mieszkania. Pospiesznie zmył czarny flamaster z palców, żeby nie nosić na ciele elementów kodu.
Uznał jednak, że lepiej będzie złożyć bezpośrednią wizytę w banku i uzyskać gotówkę z rąk urzędnika. Do walki z bankomatem musi jeszcze dojrzeć mentalnie.