Bajki Wuja

Pewnego dnia emeryt Protazy wybrał się na spacer. Właściwie niechętnie opuszczał cztery ściany swojego mieszkania, tym bardziej zaskakująca była decyzja o wyjściu na dwór, zwłaszcza że dzień był pochmurny i zanosiło się na deszcz.

Protazy poczuł jednak potrzebę zaczerpnięcia świeżego powietrza i dlatego podjął taką nietypową dla niego decyzję. Naturalnie założył swój wyjściowy, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy i buty na skórzanym obcasie.

Spacerował sobie wolno po chodniku bez jakichś konkretnych planów określenia trasy spaceru.

Przechodził właśnie obok niewielkiego sklepu i zobaczył stojący przed nim dziecięcy wózek.

– Pewnie matka zostawiła wózek i weszła do sklepu – pomyślał. Z ciekawości zbliżył się do wózka, żeby sprawdzić urodę niemowlaka. Zajrzał do środka i istotnie ujrzał małe stworzonko ubrane w różowe śpiochy, które patrzyło na niego czarnymi oczkami i nawet się lekko uśmiechnęło na widok emeryta. Protazy zachęcony reakcją niemowlaka chciał nawiązać z nim bliższy kontakt. Naturalnie z oczywistych względów rozmowa nie wchodziła w rachubę. Od czego jest jednak język gestów ? Niemowlak na pewno zainteresuje się różnymi minami i układami dłoni, i palców. Protazy zaczął więc zabawiać niemowlaka. Próbował tak przez kilka minut i trzeba przyznać, że niemowlak wyrażał coraz większe zadowolenie. W tym czasie zaczął siąpić deszcz. Ponieważ wózek stał pod gołym niebem i nikt nie wychodził ze sklepu, Protazy postanowił ochronić niemowlaka przed deszczem. Chwycił więc wózek i przejechał z nim parę metrów pod drzewo, które stało z boku sklepu.

Wkrótce ze sklepu wyszła matka dziecka. Zobaczywszy, że wózek zniknął, podniosła krzyk:

– Ludzie, ktoś mi ukradł dziecko ! Łapać złodzieja !

W ciągu kilku chwil zebrało się przy nim kilkanaście osób, które pytały o wygląd jej dziecka, kolor wózka i inne mniej istotne drobiazgi. Nikt jednak nie spojrzał za ścianę budynku sklepu, gdzie pod drzewem stał Protazy, chroniąc niemowlę przed deszczem. Już miał wyjechać z tym wózkiem do wyjścia sklepowego, żeby oddać niemowlaka matce, ale uświadomił sobie, że może być posądzony o porwanie. Odjechał więc po cichu wózkiem w kierunku ruchliwej ulicy.

Powoli oddalał się z wózkiem od sklepu, idąc chodnikiem w nieznanym dla niego kierunku.

Wkrótce zmieszał się z tłumem przechodniów, wśród których były też osoby z wózkami. Fakt ten spowodował, że zidentyfikowanie potencjalnego sprawcy kradzieży i porwania niemowlaka było utrudnione.

Tymczasem pod sklepem zebrał się już tłum ludzi, którzy rozprawiali nad tym, co się stało. Przechodzący obok przypadkowi przechodnie pytali o powód takiego zgromadzenia. Gdy się dowiedzieli, co się stało, zgłaszali różne, ich zdaniem, złote pomysły ujęcia porywacza. Zdesperowana matka, słysząc rozmaite podszepty i propozycje, zdecydowała się wezwać policję.

Wkrótce przybyli funkcjonariusze, którzy przyjęli zgłoszenie, sporządzili protokół na podstawie zeznań matki niemowlaka i postanowili nagłośnić sprawę w mieście na wszelkie sposoby. Już po dwudziestu minutach w lokalnym programie telewizyjnym i radiowym zamieszczono komunikat o groźnym porywaczu uprowadzającym niemowlaki. Wkrótce też na jeżdżących po mieście autobusach i tramwajach zamontowano głośniki, z których rozlegał się podobny komunikat.

Protazy tymczasem, ogarniany coraz większą paniką i zdający sobie sprawę z komplikującej się z minuty na minutę sytuacji, pokonywał kolejne metry po ulicy. Taki monotonny marsz sprzyjał emerytowi, bo dzięki niemu niemowlak usnął. Gdyby zaczął płakać, to sytuacja stałaby się bardziej skomplikowana, gdyż zwróciłoby to uwagę mijających go osób.

Po głowie Protazego chodziły różne myśli. Nie wiedział, czy lepiej zawrócić i przyjść do sklepu, czy może zgłosić się do komisariatu. Uznał, że nie będzie to dobrym rozwiązaniem , bo wtedy zostanie zidentyfikowany jako porywacz. Słyszał bowiem rozlegające się wokół komunikaty i już wiedział, że został uznany za porywacza, mimo że nie miał wcale zamiaru uprowadzić niemowlaka.

Z drugiej strony, jeśli nie wróci pod sklep lub nie pójdzie na policję, to zostanie z niemowlakiem, z którym nie wiadomo, co robić. Przecież trzeba go nakarmić, przewinąć, przebrać, wykąpać, uśpić. Nie, dla emeryta, który nie miał sowich dzieci, takie czynności wydawały mu się obce i niosące ze sobą spore ryzyko. Jeszcze mógłby takiemu maleństwu zrobić krzywdę.

Z dylematu wyzwoliła go pewna starsza, dociekliwa pani, która w tłumie przechodniów dostrzegła Protazego wprost go spytała:

– Przepraszam pana, czy pan nie jest przypadkiem tym porywaczem, o którym teraz tak wszędzie głośno ? Jakoś pan mi nie pasuje do tego wózka. Sądząc po pana wyglądzie, nie jest pan chyba ojcem tego dziecka.

Protazy, zaskoczony słowami starszej pani, próbował wybrnąć z kłopotliwej sytuacji:

– A czy myśli pani, że tylko ojcowie wychodzą z dziećmi na spacer ? Dziadkowie też to mogą robić.

– Może ma pan rację – odparła rozmówczyni – ale pan tak trzyma ten wózek, jakby robił to pierwszy raz w życiu. Tak jakoś niefachowo.

– A czy do tego trzeba jakiejś fachowości ? – bronił się Protazy.

– Oczywiście, że trzeba – odpowiedziała starsza pani. To jeszcze bardziej świadczy o tym, że wydaje mi się pan jakiś podejrzany.

Przechodzący obok ludzie słyszeli ten dialog i z zaciekawieniem zatrzymywali się obok wózka. Wkrótce oboje rozmówców otoczył gęsty krąg słuchaczy. W tej sytuacji ewentualna ucieczka emeryta nie wchodziła w rachubę. Na domiar złego niemowlak się obudził i zaczął gwałtownie płakać. To jeszcze bardziej przyciągnęło uwagę gapiów, których ilość rosła z każdą chwilą. Słuchając dialogu Protazego ze starszą panią uznali, że faktycznie Protazy może być poszukiwanym porywaczem. Zdecydowano się więc na wezwanie policji.

Po przybyciu funkcjonariuszy Protazy usiłował szukać rozpaczliwie argumentów na swoją niewinność, ale policjanci nie dawali temu wiary i zabrali go wraz z wózkiem na pobliski komisariat.

Wezwano matkę niemowlaka, która wkrótce pojawiła się w pokoju komisarza.

Zobaczywszy stojący tam wózek, podbiegła do niego i zaraz żałosnym głosem wyszeptała:

– Moje maleństwo, co się z tobą stało ? Kto cię uprowadził ?

Po chwili popatrzyła na siedzącego obok Protazego. Twarz jej zrobiła się czerwona. Ze złością krzyknęła do emeryta:

– Ty obrzydliwy zboczeńcu, porywaczu, pedofilu, obleśny staruchu ! Chciałeś odebrać mi moje maleństwo ! Pewnie po to, żeby sprzedać je za granicę ! Powiedz panom policjantom, do jakiej grupy handlarzy dziećmi należysz !

Już ja się postaram, żebyś resztę życia spędził za kratkami !

Protazy spokornianym głosem odparł napastliwej matce dziecka:

– Ależ, proszę pani, ja wcale nie chciałem porywać pani dziecka. Co ja bym z nim zrobił ? Z takim maleństwem to tylko kłopot. Po prostu odprowadziłem wózek pod drzewo, żeby nie zmokło. Gdy pani była w sklepie, to zaczął padać deszcz.

– To dlaczego pan odszedł z tym wózkiem ? – spytał komisarz.

– Jak usłyszałem, że ktoś porwał to dziecko, to myślałem, że nikt mi nie uwierzy, gdy powiem, jaki miałem zamiar – odparł Protazy.

Komisarz sprawdził dane emeryta i stwierdził:

– Zobaczyłem w naszej bazie, że nie jest pan notowany. Może faktycznie przypadkowo wplątał się pan w ten galimatias. Na razie wypuszczą pana do domu, ale będziemy obserwować pana dalsze poczynania.

Zaraz zwrócił się do matki dziecka:

– Proszę, może pani zabrać wózek, ale na przyszłość niech pani nie zostawia dziecka bez opieki.

Kobieta ochłonęła już z emocji, gdy zobaczyła, że z jej dzieckiem nic złego się nie stało. Niemowlak tak się zmęczył płaczem, że ponownie zasnął.

Za namową komendanta sprawę załatwiono polubownie.

Protazy wrócił wkrótce do mieszkania. Afera z niemowlakiem kosztowała go wiele sił i nerwów. Żeby odreagować, zrobił sobie herbatę i kanapki z dżemem morelowym i zagłębił się w swym wiekowym fotelu. Tylko to pozwoliło mu wrócić do równowagi.