Bajki Wuja

Był wczesny świt, gdy emeryt Protazy przebudził się po nocnym śnie. Przeciągnął się w łóżku, by wyprostować kości, podniósł się i wolnym krokiem poszedł do łazienki w celu wykonania porannej toalety. Nie miał zaplanowanych żadnych spraw do załatwienia w tym letnim, lipcowym dniu, więc specjalnie się nie spieszył. Spodziewał się, że będzie mógł poświęcić czas aż do wieczora na przejrzenie prasy, posłuchanie radia, a potem obejrzenie telewizji.

Szybko okazało się że oczekiwania emeryta zweryfikowała brutalna rzeczywistość. Protazy wychodził właśnie z łazienki, gdy usłyszał ostry dzwonek do drzwi i gwałtowne łomotanie. Emeryt przestraszył się na dobre, bo hałas był tak gwałtowny, że groził wypadnięciem nie najnowszego już skrzydła drzwiowego. Jako człowiek przezorny spojrzał przez wizjer i zobaczył dwóch osobników ze straży miejskiej z kimś, kto był ubrany w kombinezon przypominający pracownika pogotowia gazowego.

– Proszę natychmiast otworzyć ! – usłyszał dramatyczny okrzyk za drzwiami. Protazy, przeczuwając, że coś się stało poważnego, otworzył i natychmiast został schwycony pod ręce przez dwóch pracowników straży miejskiej.

– Proszę zaraz zamknąć mieszkanie i wyjść z nami na zewnątrz. Stwierdzono wyciek gazu w przyłączu do budynku. Dalsze przebywanie w domu, przy zagrożeniu wybuchem, jest niemożliwe – kontynuował strażnik.

Protazy usiłował jeszcze coś powiedzieć, ale tylko zdążył przekręcić klucz w zamku, gdy strażnicy wzięli go pod pachy i siłą wyciągnęli na podwórze przed blok. Protazy zobaczył tam dużą grupę lokatorów, którzy przed nim opuścili budynek. Mieli chyba więcej czasu lub szybciej zareagowali, bo wszyscy byli ubrani. Protazemu nie dano, niestety, takiej możliwości, więc jako jedyny opuścił dom w piżamie.

Lokatorzy z pewnym zdziwieniem zerkali na nieco zgarbioną postać szczupłego emeryta, który czuł się nieco zmieszany faktem przebywania w piżamie. Musiał wyglądać dość komicznie, bo niektórzy z trudem tłumili śmiech. Inni odwracali głowę, aby ukryć ironiczne uśmieszki. Faktycznie, piżama, którą nosił Protazy, była trochę za duża dla niego. Zwisała, jak kotara, z chudych ramion emeryta, a spodnie opadały na prawie niewidoczne spod nich kapcie. W takim stroju Protazy się jeszcze nie pokazywał na forum publicznym, więc musiał być mocno zestresowany tym faktem.

Zebrani przy budynku mieszkańcy zostali poproszeni o oddalenie się, gdyż awaria groziła wybuchem gazu mogącym mieć poważne konsekwencje. Lokatorzy, dając sobie sprawę z zagrożenia, natychmiast odeszli od budynku na odległość około stu metrów. Razem z nimi oddalił się też Protazy. Tak jednak był zainteresowany akcją ustalania źródła wycieku przez pracowników pogotowia gazowego, że nie zauważył, jak w pewnym momencie stanął tyłem do piaskownicy. Mimowolnie zrobił krok do tyłu, zawadził o drewnianą obudowę i wpadł do środka, lądując plecami na piasku. Obecne tam dzieci natychmiast wybuchnęły śmiechem. Rodzice ich, co prawda, uciszały, ale w upadku Protazego widziały zapowiedź dalszej zabawy. Podbiegły do piaskownicy i zanim Protazy wygramolił się piaszczystego podłoża, już zaczęły go obsypywać piaskiem. Widocznie Protazy kojarzył im się z plażą nad morzem, gdzie można zakopać się w piasku po szyję. Pewnie chciały tak zakopać emeryta. Na szczęście niesforne latorośle zostały zaraz przywołane do porządku przez rodziców, ale mimo to Protazy wstawał z piaskownicy w mocno zapiaszczonej piżamie. Czuł, że ziarnka powchodziły przez tkaninę i drażnią mu ciało. Zaczął się więc otrzepywać, wykonując różne nieskoordynowane ruchy przypominające afrykański plemienny taniec. To również rozradowało dzieci, bo mogły oglądać nieoczekiwany spektakl, jaki zaprezentował im Protazy.

Awaria nie była łatwa do usunięcia i oczekiwanie na powrót do domu trochę się przedłużało. Część mieszkańców rozeszła się więc po okolicy. Niektórzy poszli do pobliskich sklepów, inni do kawiarni, która znajdowała się nieopodal. Protazy, nie chcąc się narażać na dodatkowe kpiny, też nieco się oddalił, idąc po chodniku w kierunku przystanku autobusowego.

W tym samym czasie po ulicy przejeżdżała karetka pogotowia ratunkowego. Okazało się, że jeden z pacjentów samowolnie opuścił szpital. Sanitariusze jeździli po mieście, by go poszukać, odnaleźć i dowieźć z powrotem do szpitala. Z okien karetki dostrzegli Protazego stojącego w piżamie na ulicy. Wygląd emeryta sugerował, że to zaginiony pacjent szpitala. Podjechali więc szybko do przystanku, przy którym stal Protazy. Podeszli do emeryta i powiedzieli:

– No ładnie to tak bez pozwolenia samowolnie uciekać ze szpitala ? Pan wie, że wszelkie wyjścia są możliwe tylko za zgodą lekarza. Całe szczęście, że udało nam się pana znaleźć. Proszę wsiadać, jedziemy do szpitala.

– Jakiego szpitala ? – odparł Protazy. Ja nie jestem pacjentem szpitala. Znalazłem się tu przypadkowo z powodu awarii gazu.

Sanitariusze spojrzeli po sobie. No tak, facetowi coś się zrobiło w mózgu. Opowiada jakieś brednie o awarii, a na dodatek paraduje po mieście w piżamie.

– Dobrze, dobrze – odrzekł jeden z sanitariuszy. Tak, awaria na pewno wystąpiła, ale chyba nie z gazem. Pojedzie pan z nami, to w szpitalu ustalimy, co to za awaria.

– Ależ panowie, ja jestem zdrowy, nie muszę jechać do żadnego szpitala, chcę wrócić do domu, może już ta awaria została usunięta.

– Spokojnie – łagodnym głosem odpowiedział inny sanitariusz. Niech pan tak się nie spieszy. W szpitalu panu powiedzą, czy pan jest zdrowy, czy może tylko panu tak się wydaje.

Nie czekając na odpowiedź Protazego, barczyście sanitariusze wepchnęli wątłego emeryta do wnętrza pojazdu i ruszyli w kierunku szpitala.

Po przyjeździe wprowadzili emeryta do izby przyjęć.

W tym momencie z gabinetu wyszedł lekarz, który miał akurat ostry dyżur.

– Panie doktorze – powiedział jeden z sanitariuszy – znaleźliśmy tego pacjenta, który uciekł ze szpitala. Znaleźliśmy go na przystanku autobusowym. Zdążył się już oddalić na sporą odległość.

– Hm – zdziwił się lekarz. Proszę tu poczekać z tym pacjentem. Muszę ustalić, na który oddział mam go skierować, bo nie wiem, skąd uciekł. Po tych słowach lekarz udał się do szpitalnej rejestracji, by uzyskać więcej danych o zbiegłym pacjencie.

Po piętnastu minutach lekarz powrócił i powiedział:

– Tak, już ustaliłem, ten zbiegły pacjent był na oddziale kardiologicznym . Zaprowadźcie, panowie, tego pacjenta na czwarte piętro, tam gdzie jest kardiologia.

Protazy próbował jednak wyjaśnić zaistniałe nieporozumienie i wyzwolić się

z tej sytuacji, w jaką przypadkowo się wplątał:

– Panie doktorze, jaka kardiologia ?. Przecież mówiłem panom sanitariuszom, że z powodu awarii gazu musiałem natychmiast opuścić mieszkanie. Nie miałem nawet czasu, żeby się ubrać.

– Spokojnie – rzekł lekarz. Na kardiologii pan wszystko jeszcze raz dokładnie opowie.

Jednocześnie spojrzał wymownie na sanitariuszy, dając do zrozumienia, że pacjent ma zaburzenia umysłowe.

Wkrótce emeryt znalazł się na oddziale kardiologicznym. Sanitariusze przyprowadzili Protazego do pielęgniarki oddziałowej i od razu z dumą oświadczyli:

– Proszę, przyprowadziliśmy zgubę. Udało nam się znaleźć tego pacjenta na przystanku autobusowym.

Pielęgniarka popatrzyła zdziwiona na Protazego i rzekła, wytrzeszczając oczy:

– Ale to nie ten pacjent ! Tamten miał naszą szpitalną piżamę i był o wiele grubszy.

– A jak pan ma na imię ? – zwróciła się nagle do emeryta.

– Protazy – odrzekł emeryt oszołomiony tym nieprawdopodobnym przebiegiem zdarzeń. Ja już mówiłem tym panom i lekarzowi, że nie jestem w szpitalu.

– To jak pan się tu znalazł ? – kontynuowała rozmowę pielęgniarka.

Sanitariusze zorientowali się w pomyłce i po cichu oddalili się, zostawiając Protazego samego z pielęgniarką.

Emeryt opowiedział jej całą historię z awarią gazu, jaka go spotkała.

Pielęgniarka cierpliwie wysłuchała opowieści Protazego, ale jednocześnie zatroskana o dalsze losy emeryta spytała:

– No dobrze, ale nie wiem, jak pan się stąd wyjdzie. Po ucieczce tamtego pacjenta wzmocniono straż szpitalną. Przy każdym wyjściu stoi po trzech strażników. Jak pana zobaczą w piżamie, to zaraz pana zatrzymają.

 A dokumentów pewnie też pan nie ma przy sobie.

– Nie mam, wszystko tak się szybko działo, że nic nie zdążyłem zabrać. Mam przy sobie tylko klucze do mieszkania – odparł emeryt

– Coś trzeba będzie wymyślić… – zadumała się pielęgniarka.

W pewnej chwili doznała olśnienia:

Już wiem ! Za pół godziny będzie ze szpitala wyjeżdżał ordynator oddziału. Kończy dyżur i będzie wracał do domu. Jeśli on pana ulokuje w swym samochodzie, to nawet w piżamie nie będzie pan przez nikogo zatrzymany.

Proszę poczekać, pójdę do ordynatora, żeby mu o wszystkim powiedzieć.

Po dziesięciu minutach pielęgniarka wróciła i oznajmiła Protazemu:

– Opowiedziałam ordynatorowi całą pana historię, W pierwszej chwili nie chciał w to uwierzyć, ale w końcu udało mi się go przekonać. Będzie przechodził tutaj obok mojego stanowiska, to pana weźmie ze sobą.

Istotnie, po kilkunastu minutach przyszedł ordynator. Wziął ze sobą Protazego do samochodu i podwiózł go do domu.

Awarię już usunięto i emeryt mógł powrócić do mieszkania.

Było już późne popołudnie, gdy po całodziennych przeżyciach opadł ciężko na swym wiekowym fotelu. Siedział jeszcze przez dłuższą chwilę, nie mogąc się nadziwić tym, co go spotkało. Odczuwał niewątpliwą dumę z faktu, że sam ordynator przywiózł go do domu. Jedyne, co nie dawało mu spokoju, to naruszenie swych żelaznych zasad ubioru, gdy publicznie się pojawiał. Nigdy nie przypuszczał, że tym razem będzie prezentował się w piżamie.