Bajki Wuja

Pewnego dnia emeryt Protazy tradycyjnie kupił w kiosku swą codzienną gazetę/ Włożył ją do torby na zakupy i wrócił do mieszkania. Wyjmując gazetę z torby zauważył, że na podłogę wypadł mały, kolorowy kartonik. Prawdopodobnie był włożony do środka gazety, czego emeryt nie zauważył, wkładając ją do torby. Protazy podniósł kartonik, Zawierał on zaproszenie do udziału w grze miejskiej, która polegała na odpowiedzi na pytania związane z różnymi obiektami. Dla każdego z nich przewidziano trzy możliwe odpowiedzi, z których jedna była prawidłowa. Aby mieć pewność o wyborze właściwej opcji, należało odnaleźć taki obiekt w mieście i znaleźć ukryte tam dane zawierające prawidłową odpowiedź na pytanie.

Początkowo kartonik ten nie wzbudził zainteresowania Protazego. Udział w tej grze wiązał się z przemieszczaniem się po mieście, a on jako domator niechętnie ruszał się ze swojego małego mieszkanka. Odłożył więc początkowo kartonik na stół i poszedł do kuchni, aby zaparzyć sobie herbatę. Wracając spojrzał na leżący kartonik, który, kładąc poprzednio na stół, przełożył na drugą stronę. Początkowo jej nie przeczytał i dlatego dość obojętnie potraktował ewentualny udział w tej grze.

Okazało się, że właśnie na tej stronie była informacja o nagrodach, jakie można otrzymać za prawidłowe odpowiedzi. Jedną z nich była zgrzewka sześciu słoików dżemu morelowego. Informacja ta diametralnie zmieniła nastawienie Protazego do udziału w grze. Perspektywa wygrania tak cennej dla niego nagrody wydawała się na tyle ciekawa, że emeryt postanowił jednak zmienić swoje zamiary i podjąć trud uzyskania odpowiedzi na pytania.

Następnego dnia przywdział swój tradycyjny, wyjściowy strój, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy, buty na skórzanym obcasie i ciemnozielony beret. Wychodząc z domu, wziął oczywiście ze sobą kartonik, aby na bieżąco zakreślać na nim właściwe odpowiedzi. Przemieszczanie się po mieście nie wiązało się, na szczęście,
z żadnymi kosztami. Protazy, jako osoba uprawniona do bezpłatnych przejazdów komunikacją miejską, mógł do woli korzystać ze środków transportu. Było to o tyle ważne, że, aby dotrzeć do obiektów wymienionych w kartoniku, trzeba było pokonać niemałe odległości.

Emeryt dotarł wkrótce do pierwszego z obiektów wskazanych w kartoniku. Był to mały pałacyk z XVIII wiek, na fasadzie którego była informacja o jego fundatorach. Protazy z radością stwierdził, że znalazł tu właściwą odpowiedź na pierwsze pytanie. Następnie udał się tramwajem do drugiego z wymienionych obiektów. Tym razem było ro park nazywany imieniem jednego ze sławnych pisarzy. Tu też emeryt odnalazł potrzebną informację do prawidłowej odpowiedzi. W ten sposób zlokalizował jeszcze kilka obiektów. Kolejne, ostatnie już, pytanie związane było jednak z pewnym problemem. Trzeba było bowiem odgadnąć nazwę pewnego gospodarstwa rolnego, które znajdowało się na obrzeżach miasta. Emeryt długo szukał właściwej informacji o możliwości dojazdu do tego miejsca. Ponieważ nie miał dostępu do Internetu, musiał udać się do biura informacji, gdzie mógł się dowiedzieć, jak dojechać do poszukiwanego gospodarstwa. Okazało się, że kursuje tam autobus, który ma końcowy przystanek poza granicami miasta we wsi Konopka. Niezrażony tym faktem Protazy znalazł przystanek, z którego odjeżdża poszukiwany przez niego autobus. Niebawem pojazd ten nadjechał. Ponieważ były tam wolne miejsca siedzące, emeryt z ulgą skorzystał z jednego z nich. Parogodzinne przemieszczanie się po mieście nadwyrężyło już trochę jego siły. Dlatego podróż na skraj miasta w pozycji siedzącej dawała możliwość dłuższego odpoczynku.

Protazy siedział zatem sobie i wpatrywał się w okno, obserwując widoki ukazujące mu się podczas jazdy autobusu. Monotonny warkot silnika i pewne zmęczenie wywołane podróżą po mieście spowodowały, że w pewnym momencie emerytowi zamknęły się oczy. Protazy usnął i nawet nie wiedział, kiedy autobus dojechał do pętli we wsi Konopka. Kierowca wysiadł z pojazdu, chcąc rozprostować kości. Zajrzał jednak do wnętrza autobusu, w którym został tylko jeden pasażer. Był to oczywiście śpiący Protazy. Kierowca podszedł do niego
i chwycił go za ramię:
– Halo, proszę pana, w autobusie się nie śpi.

Protazy ocknął się nagle i w pierwszej chwili nie wiedział, co się z nim dzieje.

– Co? Ja spałem? Niemożliwe. Gdzie ja w ogóle jestem? – pytał zaskoczony.

– Jest pan na pętli autobusowej. To jest przystanek końcowy. Proszę opuścić pojazd – kategorycznym głosem mówił kierowca.
– Tak, tak, już wysiadam – odparł zmieszany nieco niezręczną sytuacją Protazy.

Po wyjściu z autobusu emeryt rozejrzał się dokoła, ale widok, jaki zobaczył, nie przypominał mu miasta. Owszem, poszukiwany obiekt był na jego skraju, ale
w niedalekiej odległości można było zobaczyć wysokie bloki. Tu zaś, jak okiem sięgnąć, były tylko pola i niewielkie zagajniki w oddali. Emeryt popatrzył
w głąb drogi, po której poruszał się autobus i stwierdził, że miejsce, w którym się znalazł, było mu skądś znajome. Zwłaszcza dom otoczony wysokim płotem, jaki kiedyś widział. Istotnie, Protazy się nie mylił. Był tu już raz przed kilkoma miesiącami, gdzie pomyłkowo wsiadł do niewłaściwej taksówki, która go tu przywiozła.

Chcąc się upewnić, że to był ten sam dom, podszedł do furtki wejściowej. W tym momencie przez przypadkowy zbieg okoliczności furtka się otworzyła i stanął
w niej barczysty osobnik w dresie i z wygoloną głową. Spojrzał na Protazego
i też przypomniał sobie, że gdzieś już widział tutaj tego osobnika. Zresztą charakterystyczny strój emeryta powodował, że Protazego łatwo było zapamiętać.

Gdy tylko zobaczył emeryta, zaraz zamknął furtkę i szybkim krokiem wszedł do domu. W środku przy dużym stole w rogu obszernego pokoju siedział szef podejrzanego interesu, jakim była plantacja konopi indyjskich skryta za wysokim ogrodzeniem. Po wejściu do pokoju osobnik w dresie od razu powiedział:

– Szefie, ten facet znowu się kręci koło naszego ogrodzenia.

– Co za facet? – Odparł szef, wystukując palcami ozdobionymi dwoma złotymi sygnetami jakiś bliżej nieokreślony rytm na blacie stołu.

– Ten w takim dziwacznym stroju. Pamięta pan, szefie, był to już jeszcze przed paroma miesiącami. Przyjechał wtedy taksówką. Wygląda niepozornie, ale może być policyjną wtyczką, która śledzi nasze poczynania – ostrzegał osobnik
w dresie.

Szef zmarszczył czoło i przez chwilę się zastanowił:
– Nie, to chyba niemożliwe. Gdyby chciał nas śledzić, to bywałby tu częściej.
Z drugiej strony nie zaszkodzi, żeby do troch e postraszyć. Niech nabierze respektu i przekona się, z kim ma do czynienia.

– Jasne, szefie – rzekł osiłek w dresie. Już ja to załatwię.

Wziął do ręki kij bejsbolowy i ruszył ku furtce. W tym czasie Protazy szedł wzdłuż tej wiejskiej ulicy, po której jeździł autobus. Minął zabudowanie
z wysokim płotem i szedł sobie dalej, nie spodziewając się niebezpieczeństwa.
W pewnym momencie się odwrócił i zauważył, że w odległości niespełna dwudziestu metrów podąża za nim osiłek z kijem bejsbolowym w ręku. Ten sam, który przed paroma minutami pojawił się w furtce i zaraz znikł.

Protazego zaczęły nachodzić nieciekawe myśli. Osobnik ten nieuchronnie zbliżał się do niego i zaczął poklepywać jedną dłoń tym kijem, który trzymał w drugiej dłoni. To poklepywanie niczego dobrego nie zwiastowało. Emeryt przyspieszył kroku, ale osiłek był coraz bliżej niego. W tym momencie Protazy ujrzał przed sobą przystanek autobusowy. Był to szczęśliwy zbieg okoliczności. Emeryt wsiadł do pojazdu i odjechał. Osiłek, nie chcąc się ujawniać, wrócił z kijem do domu. Tym razem emocje nie pozwoliły Protazemu na zaśnięcie. Wysiadł na właściwym przystanku, gdzie znajdowało się gospodarstwo rolne. Szybko odnalazł jego nazwę i w ten sposób miał już gotowe odpowiedzi na wszystkie pytania zawarte w kartoniku. Po powrocie udał się do biura informacji turystycznej, gdzie należało złożyć kartonik.

Po paru dniach emeryt usłyszał dźwięk dzwonka do drzwi. Zazwyczaj ostrożny
w pochopnym otwieraniu tym razem Protazy miał przeczucie, że dzwoni ktoś, kto ma dobre zamiary. Istotnie, był to kurier, który stwierdził:

– Dzień dobry, panu, mam dla pana przesyłkę z biura informacji turystycznej.

Kurier wręczył Protazemu niewielką paczkę i oddalił się. Po przyniesieniu paczki do pokoju emeryt otworzył ją i ku swej radości zobaczył zgrzewkę sześciu słoików dżemu morelowego jako nagrodę w grze miejskiej. Uznał, że dla takiej nagrody warto było doświadczyć dreszczyku emocji we wsi Konopka.