Bajki Wuja

Niedaleko bloku, w którym mieszkał emeryt Protazy, był niewielki stadion. Działała tam sekcja lekkoatletyczna, która głównie trenowała. Zawody właściwie nie były tam rozgrywane z uwagi na słaba jakość bieżni, skoczni
i rzutni. Członkowie sekcji jeździli na zawody na duży stadion w centrum miasta, bądź w ogóle wyjeżdżali do innych miejscowości.

Pewnego dnia nad miastem spadł rzęsisty deszcz, który uniemożliwił przeprowadzenie treningu na stadionie. Wśród grupy sportowców były dwie młode, dorodne niewiasty, których kariera zawodnicza była na wczesnym etapie. Uprawiały pchnięcie kulą. Jedna z nich miała na imię Larysa, a druga – Klarysa.

Tego dnia uznały, że rzutnia nie nadaje się do treningu. Była pokryta wodą, a nawet po jej wysuszeniu byłaby zbyt śliska, co groziła kontuzją. W tej sytuacji postanowiły pójść do sąsiedniego parku, aby tam potrenować na trawniku znajdującym się na małym pagórku. Dzięki temu woda deszczowa spłynęła w dół i trawa szybciej wyschła niż na stadionie. Obie kulomiotki wyszły zatem poza teren stadionu. Nawet trener nie zauważył ich zniknięcia. Oczywiście każda z nich miała w ręku kulę. Wytyczyły sobie na trawie koło i z niego wykonywały rzuty.

W tym samym czasie nieopodal przechodził emeryt Protazy. Dlaczego tam się znalazł? Tego dokładnie nie wiadomo. Było to o tyle dziwne, że cały dzień lubił spędzać w mieszkaniu, a tu raptem pojawił się na zewnątrz i w dodatku po deszczu. Prawdopodobnie chciał lepiej domyć swoje buty na skórzanym obcasie. Po poprzednim wyjściu z domu zabłociły się one dość mocno i Protazy nie mógł ich doczyścić. Uznał, że nic tak dobrze nie usunie resztek błota, jak mokra trawa. Stąpał zatem po trawniku, stawiając mocne kroki.

Dochodził do niewielkich krzaków, za którymi znajdował się wspomniany wcześniej pagórek. Z niego to rzucały obydwie kulomiotki. W pewnym momencie Larysa wykonała chyba rzut życia. Kula wystrzeliła w górę i nieuchronnie zbliżała się do krzaków, za którymi właśnie przechodził Protazy. Kulomiotki widziały tylko jego ciemnozielony beret przemieszczający się wzdłuż zarośli.
W tym momencie kula przeleciała nad krzakami oraz nad beretem Protazego, strącając go z głowy emeryta,

Protazy mocno się przestraszył. Szedł sobie spokojnie po trawniku, aż tu nagle znad krzaków wyleciał jakiś kulisty kształt, pozbawiając go nakrycia głowy.
Obie kulomiotki przestraszyły się nie na żarty. Uświadomiły sobie, że kula mogła nawet zabić przypadkowego przechodnia, jakim był Protazy. Podbiegły zaraz do zaskoczonego emeryta, pytając, czy nic mu się nie stało. Protazy opanował emocje i odparł, że wszystko w porządku, podnosząc beret z ziemi. Kulomiotki poczuły się jednak winne i postanowiły w ramach rekompensaty zaprosić emeryta do restauracji na obiad. Protazy wzbraniał się początkowo przed tą propozycją, ale energiczne sportsmenki ważące każda po około 100 kg chwyciły szczupłego emeryta w swe mocarne dłonie i zaprowadziły go do klubu na stadion. Tam zostawiły kule i stamtąd, nawet nie zdejmując dresów, zaprowadziły oszołomionego emeryta do pobliskiego lokalu.

Zestresowany Protazy został wręcz wniesiony pod pachami przez dwie potężne kulomiotki. Nic dziwnego, że jakiekolwiek protesty nie wchodziły w rachubę. Kulomiotki nawet nie pytały emeryta, przy którym stoliku chciałby siedzieć, tylko same zaraz wybrały.

Gdy cała trójka usiadła, zjawił się kelner i przyniósł menu.
– Co pan sobie życzy, panie..? – spytała Larysa. Właściwie, to jak pan ma na imię?

– Protazy – cichym głosem szepnął emeryt, nie mogąc dojść do siebie po tym przymusowym doprowadzeniu go do lokalu.

– Fajnie – odrzekła Larysa. Bo ja jestem Larysa, zdrobniale Larcia, a moja koleżanka – to Klarysa, dla znajomych Klarcia.

– Przejdźmy teraz do konkretów – kontynuowała swój monolog Larcia. Co pan sobie życzy?

– Cóż – odrzekł Protazy – poproszę czysty barszcz i makaron.

– Pan chyba żartuje – odparła Klarcia. Co pan chce tu zemdleć? Owszem, odniesiemy pana do domu, ale nie wiemy, gdzie pan mieszka. Niech pan posłucha, co my zamawiamy.

Po chwili obie kulomiotki ustaliły własne zamówienie, które zmroziło krew w emerytalnych, nieco skurczonych, naczyniach Protazego. Na przystawkę zażyczyły sobie bowiem podwójną porcję tatara dla każdej z nich. Zamówiły też podwójne porcje grochówki, dwie kilogramowe golonki, po dwa kotlety schabowe z ziemniakami.

Emeryt obliczył, że musiałby chyba poświęcić tydzień, żeby to wszystko zjeść.
Kulomiotki nalegały jednak na Protazego, aby rozszerzył swoje zamówienie. Przyparty do muru zdecydował się jeszcze na sałatkę jarzynową. Po złożeniu zamówienia kelner przyniósł żądane potrawy. Obydwie kulomiotki ze zdwojoną energią rzuciły się na jedzenie, połykając je w błyskawicznym tempie.
Protazy z przerażeniem w oczach obserwował poruszające się policzki Larci i Klarci, które pochłaniały kolejne golonki i kotlety.

– Pan to jakiś jest oszczędny w tym jedzeniu – zauważyła Larcia. My musimy zachować masę. Pan rozumie, kulą nie mogą rzucać ułomki.

Protazy tylko kiwnął głową, bo przełykał makaron, który uniemożliwił rozmowę. Nagle w drzwiach wejściowych restauracji pojawił się trener kulomiotek. Gdy zobaczył je siedzące w towarzystwie Protazego, zmarszczył brwi:

– Larcia i Klarcia, a co wy tu robicie? Szukałem was, ale nie znalazłem. Uciekłyście ze stadionu, przerywając trening. To niedopuszczalne! – grzmiał na całą restaurację.

Wszyscy goście aż podnieśli głowy znad talerzy, słuchając słów trenera. Ten spojrzał nagle na Protazego i zrobił jeszcze bardziej groźną minę:

– Pan, jak sądzę, chce zapewne skaperować moje kulomiotki do innego klubu i pan je tu zwabił, żeby im obiecać górę pieniędzy. Nie ze mną te numery – kontynuował wzburzonym głosem trener. Jestem zbyt doświadczonym działaczem, żeby nie wyczuć, na co się tu zanosi.

Protazy zbladł na twarzy, bo nie przypuszczał, że ktoś go posądzi o jakieś kaperownictwo. Nim zdołał wydusić z siebie słowo, sprawę w swoje ręce, a raczej usta, wzięła Larcia:

– Trenerze, niech pan nie przesadza. Po prostu z Klarcią chcemy wynagrodzić temu panu szkodę, jakiej doznał z powodu naszej kuli.

– Co takiego? – zdziwił się trener. Gdzie pana trafiła ta kula i co pan w ogóle robił na stadionie?

– Ja nie byłem na żadnym stadionie – bronił się Protazy.

Po chwili Larcia opowiedziała trenerowi całą historię, jaka wydarzyła się w parku. To nie uspokoiło trenera, który poczynania Larci i Klarci uznał za naganne i lekkomyślne. Nakazał im uregulowanie rachunku i szybki powrót na stadion w celu przeprowadzenia z nimi rozmowy wychowawczej.

Protazy został przez chwilę w restauracji, po czym wyszedł i zmierzał w kierunku domu. Rozglądał się tylko na wszystkie strony, jakby się obawiał, że jakaś inna kula może znowu strącić mu beret.