Bajki Wuja

Emeryt Protazy wychodził zwykle rano po zakupy do sklepu i kiosku. Pewnego dnia jego uwagę zwróciło ogłoszenie wiszące na ścianie przy drzwiach wyjściowych z budynku. Wynikało z niego, że w najbliższą sobotę na osiedlu będzie przeprowadzona akcja zbiórki używanej odzieży dla ubogich. Mieszkańcy, którzy chcieliby ofiarować jakąś garderobę, byli proszeni o wkładanie jej do pojemnika. Został on ustawiony niedaleko bloku, w którym mieszkał Protazy.

Myśl o pomocy biednym ludziom nie dawała Protazemu spokoju. Sam nie był zamożny, ale w ramach swych skromnych środków chciał spełnić dobry uczynek. Po powrocie z zakupów, spożyciu śniadania z obowiązkowym udziałem dżemu morelowego i po przejrzeniu porannej prasy zaczął przeglądać swe zasoby odzieżowe. Nie miał ich zbyt wiele, ale znalazł w szafie flanelową koszulę, której nie nosił od dłuższego czasu. Uważał, że nadawałaby się doskonale jako dar dla ludzi potrzebujących pomocy. Złożył więc tę koszulę bardzo starannie
i przygotował do złożenia w pojemniku.

Protazy nie miał dotąd do czynienia z oddawaniem używanej odzieży, a zatem jego kontakt z pojemnikiem był jego debiutem w tej kwestii. Zawinął więc swą kilkunastoletnią koszulę w plastikową torebkę i z drżącym sercem wyszedł przed blok. Ponieważ pojemnik stał o kilkanaście metrów dalej, nie zakładał swego reprezentacyjnego ubioru wyjściowego, bo zakładał, że zaraz wróci do domu. Nawet nie przypuszczał, jak bardzo się mylił.

Ponieważ nie bardzo wiedział, jak włożyć koszulę do pojemnika, postanowił poczekać do czasu, gdy zjawi się ktoś inny, kto będzie chciał przekazać swe dary. Usiadł więc na pobliskiej ławce, udając, że patrzy w niebo, ale kątem oka śledził obszar wokół pojemnika.

W pewnym momencie pojawił się jakiś nieznany mieszkaniec z sąsiedniego bloku. Chwycił za rączkę znajdującą się w połowie wysokości pojemnika
i przyciągnął do siebie. W ten sposób otworzyła się klapa, do której trzeba było włożyć odzież i ją zamknąć. Operacja ta wydawała się Protazemu tak prosta, że był pewien, iż bez problemu sobie z tym poradzi. Rzeczywiście, podszedł do pojemnika i zrobił dokładnie to samo, co jego poprzednik. Gdy zamknął klapę, torebka z koszulą znikła w czeluściach pojemnika.

W tym momencie przypomniał sobie, że wyjmował koszulę z szafy i położył ją na stole. Obok leżała jego legitymacja ZUS. Odruchowo schował ją do kieszonki tej koszuli. Teraz dopiero uświadomił sobie, że w pojemniku znajdowała się nie tylko koszula, ale też tkwiąca w niej legitymacja. Emeryta oblał zimny pot. Co teraz pocznie? Brak legitymacji skomplikuje mu mocno życie. Postanowił zatem za wszelką cenę ją odzyskać. Nie było to proste. Jedynym sposobem, jaki pozostawał – to wyjęcie koszuli z pojemnika. Taką też próbę podjął Protazy.
Ponownie odchylił klapę i zaczął zaglądać do środka, ale klapa była zbyt wysoko i nic przez nią nie było widać. Protazy zaczął więc szukać bardziej skutecznego sposobu zajrzenia do wnętrza pojemnika. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności w pobliżu ktoś zostawił drewnianą skrzynkę. Emeryt przysunął ją do pojemnika i otworzył klapę. Wsunął głęboko głowę do środka. Szukając po omacku swej koszuli na tyle mocno przechylił ciało do przodu, że klapa się nagle zamknęła, a Protazy wpadł cały do wnętrza.

Początkowo był oszołomiony tym, co się stało. Wokół panowała ciemność. Emeryt czuł wokół siebie tylko jakieś miękkie tkaniny, ale w mroku nie był
w stanie znaleźć koszuli.

W tym samym czasie pani wścibska mieszkająca w bloku Protazego też chciała podarować część swej garderoby. Protazy w tym momencie ukląkł na zgromadzonej pod nim odzieży. Gdy pani wścibska odsunęła klapę pojemnika, ujrzała głowę emeryta. Przerażona zaczęła krzyczeć:

– Ratunku! Duch w pojemniku! Pomocy!

Jej dramatyczna reakcja przyciągnęła okolicznych mieszkańców. Przede wszystkim pojawił się niedawno poślubiony jej mąż, czyli dozorca budynku, ale również z sąsiednich bloków przybyli lokatorzy. Zebrała się grupa kilkunastu osób, które zaczęły pytać panią wścibską o szczegóły:

– Co tam pani naprawdę widziała? – spytał jeden z mieszkańców.

– Gdy otworzyłam klapę, zobaczyłam jakąś pomarszczoną twarz podobną do tego samotnego emeryta z parteru – wyjaśniała panu wścibska.

– Może się pani tylko wydawało? – spytał nieufnie inny z przybyłych lokatorów.

– Nie, nie, nic mi się nie wydawało. Naprawdę widziałam – odrzekła.

W tym czasie, słysząc dobiegające go glosy, Protazy zaczął szukać pomocy, stukając o ścianki pojemnika.

– O, proszę, ten duch musi tam być. Słychać, jak się tam szamocze – podniesionym głosem mówiła pani wścibska.

– Może to jakiś bezdomny zrobił sobie tam lokum? – przypuszczał dozorca.

– No co ty? – skarciła męża pani wścibska. Ty myślisz, że nie ma innego lepszego miejsca, tylko wciskać się do jakiegoś ciasnego i ciemnego pojemnika? – odparła pani wścibska.

– Trzeba chyba zawiadomić odpowiednie służby – zauważył ktoś inny.

– Tak, to dobry pomysł – przytaknęli pozostali zebrani. Wezwijmy straż miejską.

Po kilku minutach przyjechał samochód straży, a powiadomieni o całym zdarzeniu funkcjonariusze obeszli pojemnik dookoła i coś zapisywali w swoich notatnikach. Protazy nadal pukał o jego ścianki, ale może funkcjonariusze też się bali zajrzeć do środka. Postanowiono, aby wezwać przedstawicieli PCK, którzy są upoważnienie do opróżnienia pojemnika.
Po następnych piętnastu minutach przyjechał samochód z czerwonymi krzyżami namalowanymi po jego obu bokach, Wysiadło z niego dwóch rosłych młodzieńców. Podeszli do pojemnika i otworzyli jego wnętrze. Na ziemię wysypała się cała sterta ubrań, a spod niej wynurzył się przerażony Protazy, który co chwila krztusił się z powodu braku powietrza we wnętrzu pojemnika.

– Czego pan tu szukał i jak pan trafił do środka? – spytał jeden z funkcjonariuszy straży miejskiej.

– Proszę pana, to sąsiad z parteru w naszym bloku. To jakiś podejrzany osobnik, bo stale się w coś musi wplątać – komentowała pan wścibska.

Jej wypowiedź przerwał Protazy, który wyjaśnił, że szukał tam swojej koszuli.

– Jak to? – zdziwił się funkcjonariusz. Co właściwie pan zamierzał? Czy oddać odzież, czyją zabrać?

– Oczywiście, że oddać p tłumaczył Protazy. Problem był tylko w tym, że pomyłkowo w koszuli, którą wrzuciłem do pojemnika, była moja legitymacja ZUS.
-Ładne rzeczy! – krzyknęła pani wścibska. Jak się nie pilnuje ważnych dokumentów, to się później tak ma. Same kłopoty.

– Dobrze, już niech pani skończy – przerwał funkcjonariusz i zwrócił się do Protazego:

– Gdzie właściwie jest ta pana koszula? Potrafi pan ją znaleźć w tym kłębowisku ubrań?

– Wiem, że była w torebce plastikowej, ale trzeba by jej poszukać – odparł emeryt.

Przez następne parę minut strażnicy miejscy, pracownicy PCK i zgromadzeni mieszkańcy przerzucali całą stertę odzieży wyjętej z pojemnika. Wreszcie Protazy zauważył swoją koszulę:

– O, mam ją, widzę, jest tutaj.

Szybko wyjął koszulę z torebki i z kieszonki – legitymację ZUS.

– Nareszcie ją odzyskałem – szepnął uradowany.

Strażnicy pokiwali tylko głowami i powiedzieli Protazemu, by na przyszłość sprawdzał zawartość odzieży, której chce się pozbyć. Przedstawiciele PCK załadowali odzież do samochodu i odjechali.

– Coś takiego! – oburzała się pani wścibska i kręcąc głową wróciła z dozorcą do budynku. Inni mieszkańcy też powrócili do swych lokali. Protazy stał jeszcze samotnie w miejscu, oglądając dokładnie ze wszystkich stron emerytalną legitymację, jakby chciał się upewnić, że odzyskał właściwy dokument.