Bajki Wuja

Emeryt Protazy codziennie oglądał lokalny program telewizyjny. Pewnego dnia podano do wiadomości, że w najbliższą sobotę przypada Dzień Transportu Miejskiego. W związku z tym zapraszano mieszkańców do zajezdni tramwajowej, gdzie będzie można zapoznać się bliżej z pracą motorniczych i obejrzeć zabytkowe tramwaje, które są tam zgromadzone jako eksponaty do przyszłego muzeum transportu.

Protazy przyjął tę informację bez emocji. Niechętnie wychodził ze swego emerytalnego mieszkanka. Z tego względu perspektywa podróży do zajezdni, gdzie pewnie zgromadzi się cała masa ludzi, wydała mu się nieciekawa. Program obchodów musiał chyba zostawić w pamięci emeryta jakiś ślad, bo przez parę najbliższych godzin Protazy nie mógł się opędzić od natrętnych myśli kłębiących się w głowie: a może jednak zaryzykować i pójść na tę imprezę? Nic to go nie kosztuje. Dojedzie za darmo, bo ma przecież bezpłatny bilet na wszystkie środki transportu, a przy okazji może poznać jakieś nowe informacje
o szczegółach trudnej pracy motorniczych, ale i mechaników oraz konserwatorów dokonujących napraw i remontów, a także utrzymania dróg torowych. Najciekawszym jednak elementem zajezdni była z pewnością możliwość zobaczenia tramwajów, zwłaszcza tych starszych okazów.
Z pewnością przypomniałyby Protazemu lata młodości, w których te tramwaje użytkowano. Z każdą chwilą emeryt nabierał coraz więcej chęci na wyprawę do zajezdni.

Gdy nastała sobota, Protazy ubrany w trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy, buty na skórzanym obcasie i ciemnozielony beret z antenką wyszedł z domu na pobliski przystanek. Zadowolony z faktu posiadanych uprawnień do bezpłatnych przejazdów wsiadł do tramwaju, który właśnie nadjechał. Słysząc rozmowy pasażerów zorientował się, że nie tylko on jedzie na tę imprezę. Rozentuzjazmowane dzieci pytały rodziców o szczegóły czekających ich uroczystości w zajezdni. Nie mogły się doczekać przybycia do miejsca imprezy.

Protazy widział spojrzenia niektórych pasażerów w jego stronę. Wyrażały one zdziwienie, a czasem z ich twarzy pogardliwe uśmieszki prawdopodobnie związane z jego strojem. Zwłaszcza beret z antenką wywoływał takie reakcje. Był bowiem dość staromodny i nikt już nie chodził w takim nakryciu głowy. Być może niektórzy przypuszczali, że Protazy celowo tak się ubrał, żeby wystąpić w stroju z czasów, w których jeździły po ulicach stare typy tramwajów.

Ich domysły mogły okazać się prawdziwe, gdy tramwaj zatrzymał się przy zajezdni, a połowa pasażerów wysiadła na tym przystanku. Oczywiście wśród nich był Protazy. Wszyscy wyszli na teren zajezdni . Z minuty na minutę przybywało ludzi. Kierownik zajezdni przywitał zebranych. Po chwili głos zabierało kilku motorniczych i pracowników serwisu, którzy opowiadali o swojej pracy i przygodach, jakie często spotykały ich w takiej pracy. Po tych przemowach kierownik zaprosił wszystkich do zwiedzania zgromadzonych tam pojazdów. Wszystkie drzwi tramwajów były otwarte, żeby odwiedzający mogli sobie dokładnie obejrzeć ich wnętrza.

Uwagę Protazego przyciągnął tramwaj starego typu pochodzący z lat 60-tych XX wieku. Drzwi w nim otwierało się ręcznie, przesuwając je za pomocą klamki. W wagonie były dwa pomosty z przodu i z tyłu z miejscami stojącymi. W środku było kilka drewnianych twardych ławek stanowiących miejsca siedzące.

W pamięci emeryta odżyły wspomnienia z przeszłości. Gdy wszedł do środka tramwaju, poczuł się, jak kilkadziesiąt lat temu, gdy jako uczeń jeździł takim tramwajem do szkoły. Największą ochotę miał jednak Protazy obejrzenie kabiny motorniczego. jako pasażer widział ją tylko przez szybę, gdyż pomieszczenie to było oddzielone od pasażerów, Gdy zatem inni zwiedzający chodzili po pasażerskiej części tramwaju, emeryt delikatnie przesunął drzwi od kabiny motorniczego i wślizgnął się do środka. Usiadł na fotelu i rozglądał się wokół. Przed sobą miał duży pulpit, którego główne miejsce zajmowała korba. Służyła do zmiany kierunku ruchu tramwaju.

Protazy dla zabawy pokręcił korbą i nacisnął nogą na pedał, który był zamontowany na podłodze i służył do regulowania prędkości poruszania się pojazdu. Emeryt nie wiedział, że przez roztargnienie zapomniano odłączyć tramwaj od sieci zasilającej. Gdy więc nacisnął na pedał, tramwaj niespodziewanie ruszył z miejsca. Zaczął wolno jechać po torach, czym wzbudzał nagle zdziwienie, które po chwili przerodziło się w panikę. Ludzie zaczęli wyskakiwać z tramwaju, a ci, którzy tam nie wsiedli, uciekali na boki.
W efekcie w pustym tramwaju został tylko Protazy w roli motorniczego. On jednak też uległ panice, bo nie spodziewał się, że ruchomi pojazd, a już na pewno nie miał pojęcia, jak go zatrzymać.

Tramwaj toczył się dość wolno po torach, ale nieuchronnie zbliżał się do bramy wyjazdowej z zajezdni. na tory miejskie Na szczęście brama była otwarta. Nie doszło do zderzenia, ale tramwaj wyjechał na ulice miasta. Toczył się majestatycznie po torach, lecz mimo to spowodował niemałe zamieszanie
w ruchu. Gdy wyjechał na ulicę, właśnie za nim jechał tramwaj linii miejskiej. Motorniczy, widząc wyjeżdżający z zajezdni zabytkowy pojazd, nagle przyhamował, żeby nie doszło do zderzenia. Wskutek tego niektórzy pasażerowie przewrócili się i trzeba było wezwać pomoc medyczną, aby opatrzyć obrażenia odniesione w wyniku nagłego hamowania. Na szczęście nic w tym momencie nie jechało przed pojazdem z Protazym w środku. W przeciwnym razie zabytkowy pojazd mógł najechać na jakiś jadący przed nim tramwaj.
Protazy naciskał różne przyciski i przełączniki, ale nic to nie dało. Jako wiekowe po prostu nie działały. Emeryta ogarniało coraz większe przerażenie. Mimo że tramwaj jechał wolno, nie mógł wyskoczyć w biegu. Jako osoba w nie najmłodszym już wieku mógłby odnieść obrażenia lub wyskakując, wpadłby po nadjeżdżający samochód.


Tymczasem kierownictwo zajezdni zaczęło uruchamiać środki zaradcze. Ustalono, że za tramwajem wyruszy samochód pogotowia technicznego,
z którego pracownicy zajezdni mogliby wskoczyć do tramwaju i unieruchomić go. Gdyby to nie było możliwe, trzeba by w krańcowym przypadku wyłączyć zasilanie w sieci miejskiej, co z kolei spowodowałoby większe komplikacje.

Zabytkowy tramwaj zbliżał się do skrzyżowania, gdzie właśnie zapaliło się czerwone światło. Tramwaj powinien się zatrzymać, lecz to nie było możliwe.
Pojazd wtoczył się na skrzyżowanie, czym spowodował kompletny paraliż. Samochody gwałtownie hamowały, omal nie doprowadzając do stłuczek. Tramwaje, które miały zielone światło i już ruszyły, też musiały hamować.
Na dodatek po ulicy mknął na sygnale pojazd pogotowia technicznego.

W pewnym momencie samochód dogonił tramwaj, a jeden z członków obsługi przeskoczył w biegu z samochodu do wnętrza tramwaju. Szybko przemieścił się do kabiny motorniczego. Odnalazł hamulec ręczny i jednym ruchem zatrzymał tramwaj. Popatrzył srogim wzrokiem na Protazego i spytał:

– Co pan najlepszego narobił? Trzeba było niczego nie dotykać. Czy pan wie, że w ogóle jest zakaz dotykania mechanizmów zabytkowych pojazdów i to nie tylko w muzeach?
– Ale, proszę pana – tłumaczył się skruszonym głosem Protazy. Nigdy nie byłem w kabinie motorniczego. Chciałem sprawdzić, co robił prowadzący pojazd przed laty.

Pracownik tylko wzruszył ramionami i z politowaniem pokiwał głową. Kazał emerytowi opuścić tramwaj. Sam zaraz odjechał nim do zajezdni. Protazy stał bezradnie na chodniku. Uświadomił sobie, że czasem kontakt z przeszłością przynosi nam niezbyt miłe niespodzianki.