Bajki Wuja

Pewnego dnia w mieszkaniu emeryta Protazego zadzwonił telefon. Każdy taki dźwięk wzbudzał u niego niepokój. Słyszał wiele opowieści i informacji
o fałszywych wiadomościach i pozornie korzystnych ofertach, które przekazują anonimowi rozmówcy mający na celu wyłudzenie danych, pieniędzy lub inne oszustwa. Protazy w związku z tym niechętnie podnosił słuchawkę. Tym razem jednak zaryzykował, Usłyszał znajomy głos. To był jeden z jego bratanków – Wacuś. Poinformował, że jutro będzie ma przyjechać do miasta , gdzie zamieszkiwał Protazy, aby załatwić drobną sprawę w urzędzie. Prosił emeryta, by mógł z nim pojechać, co ułatwiłoby poruszanie się po mieście. Po załatwieniu sprawy Wacuś miał zaraz wrócić do domu. W zamian za spełnienie prośby zadeklarował, że w drodze powrotnej zafunduje stryjkowi taksówkę, aby nie musiał wracać w tłoku komunikacją miejską.

Następnego dnia wczesnym rankiem Wacuś pojawił się w mieszkaniu Protazego. Zaczekał tylko kilka minut, aby stryjek mógł przywdziać swój reprezentacyjny zestaw wyjściowy, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy, buty na skórzanym obcasie
i ciemnozielony beret z antenką. Po spełnieniu tej formalności obydwaj udali się na pobliski przystanek. aby pojechać do urzędu. Protazy pochwalił się swojemu bratankowi swym niedawno uzyskanym biletem uprawniającym do bezpłatnego korzystania z komunikacji miejskiej.

Podróż przebiegła dość sprawnie. W urzędzie też nie mieli żadnych problemów, więc wkrótce mogli wracać – Wacuś do swego miasta, a Protazy do domu. Zgodnie z obietnicą Wacuś chciał zapewnić stryjkowi podróż powrotną do domu taksówką. W tym celu wykonał telefon do jednej z korporacji taksówkowej
o nazwie Kuper. Co ciekawe, w mieście działała też korporacja o nazwie Cooper. Pisownia angielska, lecz wymowa była identyczna, jak nazwa tej drugiej korporacji. Często w związku z tym dochodziło do pomyłek
i nieporozumień.

W tym samym czasie i miejscu kurs zamówił pewien tajemniczy osobnik. Zamówienie złożył jednak w firmie Cooper. Oficjalnie załatwiał też sprawę
w tym samym urzędzie, co Wacuś. Krążyły jednak słuchy, że był związany
z pewną grupą prowadzącą podejrzane interesy. Podobno miał uprawę konopi indyjskich, z której czerpał nielegalne zyski.

Po paru minutach w niewielkim odstępie przyjechały taksówki z obydwu korporacji. Pierwsza przybyła z firmy Cooper. Wacuś, słysząc w telefonie nazwę korporacji, myślał że chodzi o firmę Kuper. Gdy więc taksówka podjechała, powiedział kierowcy, żeby odwiózł do domu swego stryjka. Kierowca firmy Cooper miał dziwną cerę, był śniady z krótko obciętymi czarnymi włosami, Osobnik prowadzący uprawę konopi w tym momencie odwrócił się, paląc papierosa. Gdy spojrzał w kierunku jezdni, zobaczył, że taksówka firmy Cooper właśnie odjechała.

Tymczasem w taksówce trwał dialog kierowcy z Protazym.
– Pana jechać pod miasto – zagadnął kierowca, który okazał się być cudzoziemcem. Takie osoby zatrudniała firma Cooper. Oferowała obywatelom obcych państw niższe płace, co obniżało koszty działalności korporacji. Gdy Protazy usłyszał wypowiedź kierowcy, mocno się zdziwił:
– Pod miasto? Nie, mój bratanek zamawiał kurs do miejsca mojego zamieszkania.
– Ja mieć zamówienie pod miasto – wieś Konopka – wyjaśniał kierowca.
– Jaka Konopka? – zdziwił się Protazy. Nie chcę jechać do żadnej Konopki. Jedziemy do mojego mieszkania.
– Ja nic nie wiedzieć. Jechać do Konopka – kontynuował kierowca.
– Protestuję! Proszę się zatrzymać. Chcę wysiąść! – krzyczał Protazy.
– Nie, nie – rzekł cudzoziemiec. Dostać zlecenie, trzeba wykonać.
– Kto panu dał takie zlecenie? – dopytywał Protazy.
– Korporacja Cooper – odparł kierowca.
– Jak to? – dziwił się Protazy. Przecież mój bratanek zamówił kurs właśnie
w firmie Kuper.
– To trzeba rozmowa z korporacja. Dostał zlecenie i jadę – wyjaśniał kierowca.
Było zamówienie. Trzeba płacić.
– Jak to płacić? – obruszył się Protazy. Przecież mój bratanek zapłacił z góry.
– Nie wiem, nic nie dostać – tłumaczył kierowca.
– Tego już za wiele – rzekł Protazy. Coś tu nie gra, to chyba jakaś pomyłka.
– Przyjedziemy do Konopka, to się wyjaśni – uspokajał kierowca.

Cóż miał uczynić Protazy? Kierowca nie chciał się zatrzymać i jechał dalej, a przecież emeryt nie będzie wyskakiwać w biegu. Nawet gdyby chciał, nie miał takiej możliwości, bo kierowca w obawie przed ucieczką klienta zablokował wszystkie zamki w drzwiach.
Po mniej więcej trzydziestu minutach taksówka dojechała do wsi Konopka. Kierowca sprawdził adres i zatrzymał się przy posesji oznaczonej numerem 13.
Za ogrodzeniem widać było wysokie szklarnie. Niewykluczone, że uprawiano
w nich konopie. Protazy nie wierzył w przesądy, ale podświadomie wydawało mu się, że może to przynieść jakieś kłopoty. Tak zresztą się zaraz stało, gdy po zatrzymaniu taksówki kierowca rzekł:
– Płacić 150 złotych.
– Ile? – rzekł Protazy. Nie ma mowy. Nie zamawiałem tego kursu.
– Pan pasażer. Musi płacić, – upierał się kierowca.

Sytuacja wydawała się patowa. Na szczęście zza ogrodzenia wyszedł jakiś nieznajomy mężczyzna w granatowym dresie, który powiedział:
– O, szef przyjechał.
Podszedł do taksówki, lecz kierowca natychmiast się odezwał:
– Proszę pan, ten pan w środku. Brak pieniędzy. Płacić nie chce.
Człowiek w granatowym dresie zajrzał w głąb taksówki i zobaczył nieznaną mu twarz Protazego.
– Ależ to nie szef! Kogo pan przywiózł? – rzekł do taksówkarza.
– Mieć kurs i przyjechać – tłumaczył kierowca.

Po chwili przyjechała taksówka z firmy Kuper. Wysiał z niej czerwony ze złości szef.
– Co za matoły! – krzyczał na cały głos. Zamawiałem kurs w firmie Cooper,
a ten zamiast zabrać mnie, to zabrał tego dziwaka w różowej koszuli
i w idiotycznym bereciku z antenką. Okazało się, że miał jechać tą taksówką, którą ja przyjechałem. Protazy przestraszony agresją szefa nawet nie zareagował na obraźliwy tekst pod jego adresem.

Dla świętego spokoju i być może w obawie, żeby przed zabudowaniami nie było zbyt dużo osób szef zapłacił kierowcy firmy Cooper żądane 150 złotych,
zapłacił też kierowcy firmy Kuper i polecił mu odwieźć Protazego we wskazane przez niego miejsce. Dzięki temu uniknął sytuacji, w której emeryt i kierowcy mogliby snuć domysły, co się znajduje w tych wysokich szklarniach.

Po mniej więcej godzinie Protazy został dowieziony do domu. Zaledwie zdołał zamknąć za sobą drzwi, gdy zadzwonił telefon. Emeryt chyba był w szoku po tym niespodziewanym zamieszaniu, bo mimowolnie podniósł słuchawkę
i roztrzęsionym głosem spytał:
– Kto tam?
– To ja, stryjku, Wacuś. Chciałem się dowiedzieć, jak stryjek dotarł do domu.
– Właśnie przyjechałem – odpowiedział Protazy.
– Dopiero teraz? – zdziwił się Wacuś.
– Wiesz – rzekł Protazy – to przez drobne nieporozumienie mój powrót do domu trochę się przedłużył.