Bajki Wuja

Pewnego dnia emeryt Protazy przeczytał w gazecie ogłoszenie o prowadzonych w pobliskim klubie emeryta kursach nauki gry na instrumentach muzycznych. 

W pierwszej chwili potraktował tę wiadomość bez specjalnych emocji. Pomyślał, że tego typu zajęcia nic nie dadzą osobom w zaawansowanym wieku. Taka nauka ma sens tylko dla ludzi młodych. Żeby opanować grę na jakimkolwiek instrumencie, trzeba zacząć już od dzieciństwa. 


Dziwnym trafem Protazy nie mógł zapomnieć o tym ogłoszeniu. Bił się 

z myślami przez dłuższy czas. Wreszcie doszedł do wniosku, że może warto byłoby spróbować swych umiejętności i zmierzyć się z jakimś instrumentem muzycznym. Kariery jako wirtuoz to zapewne nie zrobi, ale dla własnej satysfakcji nie zaszkodzi nauczyć się przynajmniej podstaw gry. Tym bardziej, że kurs był bezpłatny. 


Protazy postanowił więc, że uda się do klubu emeryta, aby uzyskać szczegółowe informacje. W tym celu przywdział swój reprezentacyjny ubiór, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy, buty na skórzanym obcasie i ciemnozielony beret z antenką. Wyszedł z domu i po kliku minutach znalazł się w klubie. Stanął trochę zdezorientowany, bo nie bardzo wiedział, dokąd się udać. Z kłopotu wybawiła go pewna młoda osoba:

– Przepraszam, pan w jakiej sprawie?

– Przyszedłem się dowiedzieć o szczegółach nauki gry na instrumentach – odrzekł Protazy.

– To zapewne w związku z naszym ogłoszeniem. Proszę pójść do pokoju numer 10 – odpowiedziała emerytowi.


Protazy udał się zatem do tego pokoju. Gdy wszedł, zobaczył stojący na środku duży, czarny fortepian. Pod ścianą ustawiono harfę, a obok znajdowały się  instrumenty dęte: trąbka, puzon i saksofon. W pokoju był pewien starszy jegomość, zapewne instruktor gry na instrumentach muzycznych.

– Dzień dobry panu – rzekł do Protazego. Zapewne przyszedł pan na kurs nauki.

– Tak – potwierdził emeryt. 

– Widzi pan tu różne instrumenty – rzekł instruktor. Zastanawiam się, na jakim 

z nich mógłby się pan uczyć grać. Sądząc po pana posturze, instrumenty dęte nie wchodzą w rachubę. Tu trzeba mieć duże płuca i rozwiniętą klatkę piersiową. Pan raczej nie dysponuje tymi cechami. Myślę, że możemy spróbować najpierw fortepianu. Proszę podejść bliżej i przyjrzeć się temu instrumentowi. Zanim dotknie pan klawiatury, zobaczy pan, w jaki sposób wydobywa się dźwięki.


Fortepian miał postawioną wielką klapę, którą przytrzymywał smukły drążek. Protazy zaciekawiony budową fortepianu nachylił się nad strunami, chowając głowę po klapę. W pewnej chwili zawadził ręką o drążek, który się przewrócił, 

a wielka klapa spadła wprost na głowę emeryta. Protazy krzyknął z całej siły, licząc na to, że ktoś go uwolni z tej pułapki. Instruktor też się wystraszył, Podszedł szybko do fortepianu i podniósł klapę do góry. Spod niej wynurzył się Protazy ze sporym guzem na głowie. 

– Widzę, że ten instrument jest dla pana pechowy. Nie będziemy kontynuować na nim nauki, Proponuję harfę – ocenił sytuację instruktor.


Obydwaj panowie podeszli do instrumentu. 

– Niech tylko pan się nie przestraszy ilością strun, jaki ma ten instrument – uspokajał Protazego instruktor, widząc niepewną minę emeryta.

Po paru uwagach wstępnych Protazy przy harfie, aby w ramach ćwiczenia szarpnąć kilka strun. Niestety, zrobił to zbyt gwałtownie i trzy palce jego dłoni zaplątały się między strunami. Protazy usiłował wyjąć palce, ale im bardziej czynił gwałtowne ruchy, tym trudniej było mu wyzwolić się ze strunowej pułapki. Co więcej, poranił sobie dwa palce aż do krwi. Otarł też kawałek dłoni. Na domiar złego włożył stopę pomiędzy dwa z siedmiu pedałów, jakie ma harfa 

i ledwo wyciągnął ją, skręcając staw w kostce.


Zrezygnowany instruktor tylko machnął ręką i stwierdził:

– No cóż, myślę, że powinien pan już więcej nie próbować nauki na instrumentach muzycznych.


Zaraz potem wezwał pielęgniarkę dyżurującą w klubie. Ta pojawiła się natychmiast i opatrzyła Protazemu rany. Pechowy emeryt z zabandażowaną dłonią i stopą wracał powoli do domu. Starał się rękę ułożyć blisko tułowia, aby nikt z przechodniów nie zauważył opatrunku. Mógłby się zapytać, co się stało. Niezręcznie byłoby odpowiedzieć, że to efekt nauki na instrumentach muzycznych. 


Szedł wolnym krokiem, żeby nie pogorszyć stanu kostki. Po przybyciu do domu Protazy włączył telewizor, gdzie akurat trwała transmisja z koncertu muzyki symfonicznej. Uznał, że jednak lepiej posłuchać mistrzów niż czynić samemu próby z góry skazane na niepowodzenie.

Opatrunek na dłoni długo będzie mu się kojarzył ze zdradliwym działaniem strun.