Bajki Wuja

Miliarderzy nie znają granic możliwości finansowych. Mają różne zachcianki i kaprysy. Pewien taki bogacz zza oceanu wymyślił sobie, że poleci rakietą w przestrzeń kosmiczną. Nie widział jeszcze, gdzie. Może na Księżyc, może na Marsa? A może celowo ukrywał trasę planowanej podróży? Oczywiście całe przedsięwzięcie gotów był sfinansować z własnych środków. W tym celu zlecił produkcję niewielkiej rakiety przystosowanej dla dwóch osób. Tu zapewne zrodzi się pytanie, kto ma być tą drugą osobą.
Odpowiedź na to nie była łatwa. Miliarder wymyślił dość oryginalny sposób na wybór współtowarzysza lub może współtowarzyszki wyprawy w kosmos. Postanowił, że wśród wszystkich ludzi na świecie wybierze tę jedną osobę jako szczęśliwca, którym będzie z nim razem oglądał Ziemię z wysoka. Był to celowy gest sprawiający wrażenie, że miliarder traktuje na równi wszystkich obywateli świata, a wybór tej jednej osoby odbędzie się drogą losowania. Najpierw wylosuje on kraj, a potem jednego z mieszkańców tego kraju wybiorą jego władze.
Traf chciał, że wybór padł na kraj zamieszkania emeryta Protazego. Gdy dotarła tam wiadomość od miliardera, początkowo władze kraju poczuły się zaszczycone wyborem, ale jednocześnie zakłopotanie. Kłopot polegał na tym, że nie wiadomo, jak wybrać tego jednego szczęśliwca. Prowadzono długie dyskusje, aż wreszcie ktoś wpadł na pomysł, aby zorganizować losowanie według numerów PESEL. Wybrany numer będzie precyzyjnie identyfikował współtowarzysza lub współtowarzyszkę miliardera w podróży kosmicznej.
Losowanie transmitowano przez telewizję. Wylosowany numer został publicznie odczytany, ale dane osobowe utajniono. Szczęśliwy zwycięzca miał następnie dostać pismo informujące go o wygranej. Emeryt Protazy nie oglądał tej transmisji, ponieważ starym zwyczajem śledził informacje na swym lokalnym kanale, a transmisję z losowania nadano na kanale ogólnokrajowym.
Pewnego dnia emeryt zajrzał do swej skrzynki pocztowej i zobaczył tam jakąś dużą białą kopertę. Przyniósł ją zaraz do mieszkania. Już sama pieczątka wzbudziła w nim niepokój. Sugerowała, że pismo nadano z agencji kosmicznej. W pierwszej chwili Protazy pomyślał, że to z pewnością musi być jakaś pomyłka. Gdy jednak spojrzał na dane odbiorcy, zrozumiał, że ten list był adresowany właśnie do niego. Otworzył kopertę, wyjął pismo i zaczął czytać. Z każdym zdaniem twarz jego stawała się coraz bardziej blada, a ręce zaczęły drżeć z emocji. Z treści pisma wynikało bowiem, że Protazy został wylosowany wśród wszystkich mieszkańców kraju jako współpartner miliardera w podróży kosmicznej.
Emeryt doznał szoku. Groziło mu bowiem opuszczenie swych bezpiecznych czterech ścian i nie tylko w celu wyjścia na ulicę ani podróży po kraju, ale w ogóle opuszczenia Ziemi! To się nie mieściło w jego wyobraźni. Zaczął się zastanawiać, jak to jest możliwe i dlaczego akurat jego wybrano na tę przerażającą podróż. Nie wyobrażał sobie, jak to właściwie miałoby się odbyć. Postanowił się tym wcale nie przejmować, bo nawet nie dopuszczał myśli, że to się może zdarzyć.
Niestety, wkrótce okazało się, że musiał zmienić swoje spojrzenia na tę kwestię.
Pewnego ranka usłyszał dzwonek do swych drzwi. Jak zwykle, powoli i ostrożnie podszedł do nich i w wizjerze ujrzał dwóch nieznajomych osobników w ciemnych garniturach. Widok ten musiał wywołać niepokój u Protazego. Przecież to mogli być jacyś gangsterzy, którzy mogliby go porwać lub obrabować. Dla jasności zapytał jednak:
– Kto tam?
– Jesteśmy z agencji kosmicznej – usłyszał w odpowiedzi.
Protazy zesztywniał z wrażenia. Od razu pomyślał, że to pismo to nie informacja bez pokrycia i będą tego realne następstwa. Uznał, że ci panowie rzeczywiście nie sprawiają wrażenia gangsterów i otworzył im drzwi.
Po wejściu do wnętrza od razu zapytali emeryta:
– Otrzymał pan nasze pismo. Prawda?
– Tak – odparł zgodnie z prawdą Protazy.
– Gratulujemy panu wygranej w loterii. To duże wyróżnienie dla pana, ale i dla naszego kraju. Musi pan godnie reprezentować wszystkich rodaków tu na Ziemi i tam w kosmosie.
– Ależ, panowie – próbował tłumaczyć się Protazy. Ja nic z tego nie rozumiem. Jestem tylko skromnym emerytem. Nie znam żadnego języka obcego, nie mam paszportu. Gdzie mnie tam do jakichś podróży kosmicznych i to w towarzystwie jakiegoś nieznanego mi miliardera.
Tamci jednak próbowali wytłumaczyć Protazemu, że nie ma odwrotu. Nie może zlekceważyć gestu miliardera, który stwarzał równe szanse dla wszystkich ludzi na świecie, a teraz jeszcze stał się jakby ambasadorem ojczystego kraju w kosmosie.
– Niech pan się nie martwi o takie szczegóły, jak język i paszport. Dostanie pan automatycznego tłumacza. To taki mały aparacik, który sobie pan powiesi na szyi i każde pana słowo będzie natychmiast przetłumaczone. Tak samo będzie się działo, gdy ktoś do pana będzie mówił w obcym języku. Paszport załatwimy panu z dnia na dzień – pocieszali emeryta przedstawiciele agencji. Będzie musiał pan najpierw polecieć samolotem za ocean. Tam zaopiekują się panem pracownicy naszej ambasady, którzy zorganizują dojazd do kosmodromu, gdzie spotka się pan z miliarderem tuż przed startem rakiety.
Słuchając tych słów Protazy tkwił nieruchomo z kamienną twarzą, jakby nie dowierzał temu, co go miało czekać. Nie wyobrażał sobie, że pojedzie tam bez swego ulubionego dżemu morelowego. Przedstawiciele agencji zapowiedzieli, że odwiedzą ponownie Protazego za kilka dni, aby ustalić kolejne etapy przygotowań.
Emeryt, widząc, że nie ma wyboru, postanowił poczynić niezbędne przygotowania. Sprawdził przede wszystkim stan swojego reprezentacyjnego ubioru. Udaje się przecież w daleką podróż i powinien się odpowiednio pokazać. Poza tym uświadomił sobie rolę, jaką mu przydzielono. Będzie przecież reprezentował cały kraj i to w przestrzeni kosmicznej. Jako człowiek honorowy musiał przyjąć tę rolę i pogodzić się ze swoim przeznaczeniem. Z drugiej strony nie wyobrażał sobie długiego rozstania ze swym bezpiecznym mieszkankiem. Czasem jednak trzeba ponieść ofiarę dla dobra ludzkości kosztem własnych upodobań.
Jedyne, co w danym momencie mógł zrobić, to zgromadzić zapasy dżemu morelowego. W tym celu Protazy już następnego dnia rankiem udał się do sklepu. Zakupił tam dziesięć słoików dżemu, czym wywołał zdziwienie kasjerki:
– Co to się stało, że kupuje pan aż dziesięć słoików. Normalnie kupował pan tylko po dwa.
Protazy, nie chcąc zdradzić przyczyny tego zakupu, odpowiedział wymijająco:
– Wie pani, będę miał gości.
– To będzie pan ich karmił dżemem morelowym? – zdziwiła się kasjerka.
– Tak, bo oni bardzo lubią ten dżem – usiłował tłumaczyć swe zachowanie Protazy. Nie chcąc kontynuować tej rozmowy, szybko zapłacił i wyszedł ze sklepu. Na swoje nieszczęście po drodze natknął się na zbira. Ten od razu zaczął rozmowę:
– Cześć, staruszku. Co tam targasz w tej swojej torbie? Widzę, że dziś jest szczególnie wypchana.
Emeryt nie przepadał za zbirem i zawsze starał się skracać rozmowę, dlatego odparł krótko:
– To dżem.
– Dżem? Szkoda, bo myślałem, że to coś do wódeczki, bo właśnie idę na spotkanie z kumplami, to by się coś przydało na zagrychę. No, cóż. Dżem to nie najlepsza zakąska. Na razie, spieszę się – rzekł zbir i szybko się oddalił.
Protazy odetchnął z ulgą i dalej mógł wracać spokojnie do domu.
Po powrocie wykonał telefon do swego brata. Powiedział, ze dzwoni, by się pożegnać. Powód pożegnania brat przyjął z niedowierzaniem:
-Ty lecisz w kosmos? Jak to możliwe? W takim razie przyjedziemy razem z twoimi bratankami Wacusiem i Ignacym, żeby się pożegnać z tobą osobiście. Daj tylko znać, kiedy nastąpi wylot.
Rozmowę Protazego z bratem przypadkowo słyszała pani wścibska, która, stojąc na swym balkonie, nasłuchiwała dźwięków dobiegających przez otwarte drzwi balkonu od mieszkania emeryta. To wystarczyło, by następnego dnia pół bloku wiedziało o czekającej Protazego podróży. Dozorca i bracia-malarze dodawali mu otuchy przed tą niezwykłą wyprawą. Wieść ta trafiła też do komendanta policji. Wkrótce wiedział o tym i zbir i student Ewaryst, bracia-prawnicy Makary i Hilary oraz wiele innych osób, które zetknęły się kiedykolwiek z Protazym. Widocznie charakterystyczny strój emeryta tak zapadł im w pamięci, że łatwo kojarzyli go z postacią emeryta.
Efektem tego było uroczyste jego pożegnanie na lotnisku. Protazy nigdy nie latał samolotem. Teraz miał więc okazję, aby tego doświadczyć. Pozwolono mu nawet zabrać dziesięć słoików dżemu morelowego. W gronie żegnających byli wszyscy znajomi i krewni emeryta. Mimo że zawsze starał nie rzucać się w oczy, to tłum żegnających go osób sugerował, że robił to mało skutecznie.
Po paru dniach w telewizji nadano transmisję ze startu rakiety. Poinformowano, że pasażerami są miliarder i nieznany bliżej emeryt, który został szczęśliwym laureatem losowania. Wszyscy, którzy widzieli transmisję, zastanawiali się, dokąd leci ta rakieta, gdyż fakt ten był nadal utrzymywany w tajemnicy. Myśleli też, kiedy wróci Protazy z tej pozaziemskiej podróży.

A może ktoś z Państwa wie, kiedy emeryt znów dotknie nogą Ziemi?