Bajki Wuja

Pewnego ranka do drzwi mieszkania emeryta Protazego rozległo się dość mocne pukanie. Jak zwykle wywołało to jego niepokój i domysły. Podszedł niepewnie w kierunku drzwi, jakby nie chciał się zdradzić, że jest w domu. Ostrożnie spojrzał przez wziernik i ku swemu zadowoleniu zobaczył dwie znajome postacie. Byli to jego sąsiedzi-malarze, bracia Jedynakowie. Protazy szybko ochłonął i otworzył drzwi.
– Dzień dobry, drogi sąsiedzie – zagadnęli niemal jednocześnie. Chcielibyśmy pana zaprosić na nasz plener malarski.
– Plener? – zawahał się emeryt.
– Tak, wie pan, taką wystawę na świeżym powietrzu – tłumaczył Dariusz, jeden z braci.
– Będą tam pokazywane nasze obrazy – dodał drugi z braci Mariusz.
– Tam? – zdziwił się Protazy.
– Tam, czyli w naszym osiedlowym parku – uzupełnił swą wypowiedź Mariusz.
– Jutro będzie organizowany festyn z okazji dziesięciolecia istnienia naszego osiedla. Oprócz naszej wystawy znajdą się też inne atrakcje. Myślę, że pan znajdzie chwilę czasu, żeby tam jutro zawitać. Będziemy bardzo zadowoleni, widząc pana – zachęcał Dariusz.
Emeryt poczuł się wyróżniony takim zaproszeniem. Osobista propozycja takich artystów była, według Protazego, docenieniem jego osoby. Nie mógł więc odmówić, dlatego zaraz odpowiedział:
– Bardzo panom dziękuję, naturalnie będę. Od kiedy zaczyna się festyn?
– Od dziesiątej – odpowiedział Mariusz, ale nie musi pan się spieszyć. Będziemy tam cały dzień, więc może pan przyjść w dowolnym czasie.
Po tej rozmowie obydwaj bracia wrócili do swego mieszkania. Protazy, który myślał, że spędzi cały dzień w spokoju, w swych czterech ścianach, zaczął się denerwować. Znów będzie musiał się pokazać publicznie, co nie było dla niego łatwym przeżyciem. Z drugiej strony nie wypadało mu odmówić braciom, skoro wśród mieszkańców bloku został wyróżniony osobistym zaproszeniem.
Myśl o festynie nie dawała Protazemu spokoju aż do wieczora. Miał kłopoty nawet z zaśnięciem. Gdy jednak już zmorzył go sen, zaledwie po paru godzinach się obudził. Za oknem było jasno. Mimo że zegar wskazywał godzinę siódmą, Protazy uznał, że to najwyższy czas, aby rozpocząć przygotowania do tej niecodziennej imprezy.
Jak zwykle w przypadku publicznego pojawienia się emeryt musiał zadbać o odpowiedni strój. Miał o tyle ułatwione zadanie, że stale pokazywał się w tym samym ubranie. Nie musiał więc dokonywać skomplikowanych wyborów. Mimo to zawsze sprawdzał stan, w jakim są poszczególne części reprezentacyjnego ubioru. Strzepywał drobne pyłki z trzydziestoletniego garnituru, oglądał dokładnie różową koszulę, czy nie ma jakichś zagnieceń. Gdy takie się zdarzyły, to wyciągał z szafy wiekowe żelazko i starannie prasował całą koszulę. To samo robił też z krawatem. Buty poddawał natomiast starannym zabiegom pastowania. Nic więc dziwnego, że cała ta procedura trwała nieraz dwie godziny. To uzasadniało dość wczesne przygotowywanie się emeryta do każdego wyjścia poza mieszkanie. Nic dziwnego, że zanim w pełni przygotował się do wyjścia, zbliżała się już godzina dziesiąta.
Protazy nie lubił się spóźniać. Mimo że bracia uspokajali go i nie zmuszali do przyjścia na samym początku, emeryt uznał, że musi się pojawić na festynie punktualnie o godzinie dziesiątej. Z tego powodu Protazy szybko przywdział przygotowany przedtem reprezentacyjny strój, włożył jeszcze na głowę ciemnozielony beret i udał się do parku.
Gdy się do niego zbliżał, z każdym krokiem doznawał oszołomienia. Oprócz zapowiedzianej wystawy braci Jedynaków zobaczył jeszcze dwie sceny, kilka namiotów, niewielkie podium i duże drewniane koło przypominające parkiet taneczny. Ponieważ przyszedł jako pierwszy, poczuł się trochę zagubiony.
Z każdego miejsce zerkali na niego przedstawiciele organizatora, licząc na to, że Protazy podejdzie do sceny, namiotu lub podium.
Emeryt był jednak przede wszystkim zobowiązany braciom Jedynakom za zaproszenie, skierował się więc najpierw w kierunku obrazów. Były one ustawione na sztalugach w długim rzędzie pod drzwiami. Bracia od razu dostrzegli Protazego:
– Witamy pana, panie sąsiedzie. Dziękujemy za przyjście. Milo nam, tym bardziej, że przyszedł pan tu jako pierwszy. Zapraszamy, proszę obejrzeć nasze dzieła.
Przez następna dwadzieścia minut bracia-malarze chodzili z Protazym od obrazu do obrazu i opowiadali mu historię powstania każdego malowidła.
Po skończeniu oglądania obrazów okazało się, że w parku znajdowała się już duża grupa osób. Na terenie festynu było dużo różnych atrakcji. Istniała możliwość sprawdzenia swoich umiejętności w różnych grach i konkurencjach zręcznościowych. Kto chciał, miał okazję sprawdzenia się w konkursie karaoke. Protazy, jak zawsze w przypadku imprez masowych, skrył się pod jednym z drzew i obserwował rozwój sytuacji.
Bracia Jedynakowie nie mogli dłużej zajmować się Protazym, gdyż pojawiło się wiele innych osób, którym też musieli poświęcić uwagę. Zresztą emeryt nie oczekiwał, że przez cały czas będzie przebywać w ich towarzystwie. Rozumiał, że ich wystawa nie będzie jedynym elementem festynu, dlatego chciał popatrzeć na inne atrakcje w ramach tej imprezy.
Organizatorzy przewidzieli też pewien punkt programu, który miał na celu integrację mieszkańców osiedla. Był nim taniec zbiorowy wykonany w formie długiego węża wokół wytyczonego koła. W środku koła mieli znaleźć się główni bohaterowie festynu, czyli bracia Jedynakowie. W rytm muzyki z głośników uczestnicy tańca wolnym krokiem, jeden za drugim, przemieszczali się, wykonując kolejne okrążenia po obwodzie koła. Organizatorzy chcieli zaprosić do tego tańca maksymalną ilość obecnych na festynie mieszkańców. Oczywiście, nie wszystkich udało się namówić, bo część osób stała z boku i przyglądała się tańczącym.
Prowadzący ten taniec stał na podium, miał więc dobry widok na cały teren, na którym odbywał się festyn. Chcąc zachęcić jak najwięcej uczestników, spoglądał od czasu do czasu na różne zakamarki. W pewnej chwili dojrzał przyczajoną pod drzewem sylwetkę Protazego. Emeryt myślał, że tu czułby się bezpieczny. Niestety, czujne oko prowadzącego taniec dostrzegło Protazego. Nic dziwnego, że wkrótce przez megafon rozległ się głos:
– Proszę pana, który skrył się pod drzewem. Do pana się zwracam, szanowny panie w zielonym berecie. Proszę się tak nie chować! Zapraszamy do naszego węża. Zachęćmy tego pana do udziału w naszej zabawie.
Powiedziawszy to, prowadzący taniec zaczął bić brawo i poprosił, aby to samo zrobili wszyscy uczestnicy zabawy. Po chwili rozległ się prawdziwy huragan braw. Zaskoczony taką życzliwą reakcją emeryt nie miał innego wyjścia. Nie wypadało mu tak dłużej tkwić pod drzewem. Podszedł więc do długiego węża, w którym zaraz zrobiono mu miejsce.
Emeryt musiał dostosować się do rytmu tańca. Nie czuł się komfortowo. Nie umiał i nie lubił tańczyć, a teraz musiał wykonywać jakiś idiotyczny pląs na ugiętych nogach. Co gorsza, za plecami zaczął słyszeć dziwne sapanie i bezustanne mruczenie „tralalala” pod nosem. Zaciekawiony emeryt odwrócił na moment głowę i zdębiał. Zobaczył za sobą otyłą, na oko co najmniej stukilową niewiastę, która mimo okazałej tuszy nie bała się podjąć tej ruchowej próby. Perspektywa słuchania sapiących oddechów i podśpiewywanego „tralalala” nie napawała Protazego optymizmem. Co więcej, taniec zdawał się nie mieć końca.
W pewnym momencie prowadzący taniec wpadł na pomysł. Nieoczekiwanie dla wszystkich zapowiedział przez mikrofon:
– Proszę państwa, zmieniamy kierunek ruchu. Proszę się odwrócić i nasz wąż będzie teraz podążał w drugą stronę. Wszyscy posłusznie wykonywali polecenie wodzireja. Protazy też nie chciał być gorszy. Odwrócił się, ale w tym momencie jeden z jego starannie wypastowanych butów na skórzanym obcasie zawadził o kępkę trawy. Stracił równowagę i upadł do przodu. Niestety, otyła pani przemieszczająca się za emerytem nie zdążyła się odwrócić. W efekcie Protazy, upadając do przodu, wylądował na jej ciele, a jego nos znalazł się w samym środku jej okazałego biustu. Stukilogramowa amatorka tańca przeraziła się i zaczęła krzyczeć. Stojący z boku jej mąż, chyba jeszcze grubszy niż ona, natychmiast zareagował. Podbiegł do emeryta, któremu dzięki oparciu niewiasty udało się utrzymać na nogach.
– Co pan sobie wyobraża? – grzmiał potężnym basem. Zaczepia pan bezczelnie moją żonę, publicznie ją dotykając!
– Ależ, proszę pana – tłumaczył się Protazy – to był przypadek.
– Przypadek? – zagniewanym głosem nadal grzmiał otyły małżonek, który aż poczerwieniał na twarzy. To ja przez przypadek zaraz mogę panu wybić z głowy te amory! W takim wieku jeszcze się panu zachciewa jakichś zalotów!
– Jakich zalotów? – bronił się Protazy. Ja się do nikogo nie zalecałem. Po prostu potknąłem się o kępkę trawy.
Incydent ten spowodował rozpadnięcie się węża. Wszyscy przerwali taniec i obserwowali rozmowę otyłego małżonka z Protazym. Na szczęście, znajdujący się w środku węża bracia Jedynakowie też nie byli ułomkami. Podeszli do rozwścieczonego małżonka i zaczęli mu przemawiać do rozsądku. Ten, widząc dwie potężne sylwetki malarzy, mruknął tylko coś pod nosem i wziąwszy za rękę swą otyłą żonę wyszedł z parku.
Protazy podziękował braciom za obronę. Ci odpowiedzieli, że nie mogli inaczej postąpić w obliczu wydumanych oskarżeń otyłego osobnika. Mimo niefortunnego finału Protazy powrócił do domu. Poczuł nawet zadowolenie. Miał rzadką okazję spędzenia czasu na łonie natury.