Bajki Wuja

Zdarzył się taki rok, w którym wiosna była słoneczna i wilgotna. Zwłaszcza na przełomie maja i czerwca na przemian świeciło słońce i padał deszcz. Taka pogoda sprzyjała wylęganiu się ślimaków, które w wyjątkowo dużych ilościach zrodziły się wśród okolicznych traw i krzewów.
Emeryt Protazy delektował się wiosennym ciepełkiem i kojącym szumem majowego deszczu spokojnie skrapiającego przydomową zieleń. Często otwierał balkon, by wpuścić do wnętrza swego mieszkanka dawkę świeżego powietrza. Po marcowo-kwietniowej porze zmagań zimy z wczesną wiosną taki prezent od natury wydawał się być idealny.
Pewnego dnia okazało się, że za tym ideałem kryją się też przykre niespodzianki. Protazy, jak co dzień w tym okresie, otworzył okno i ze zdumieniem ujrzał na podłodze balkonu kilka dziwnych i długich kształtów przypominających grube pijawki. Przestraszony tym nieoczekiwanym widokiem natychmiast zamknął okno. Wyjął z szafy starą encyklopedię, która tkwiła tam od ponad piętnastu lat. Przez ten cały okres stała sobie spokojnie na półce, bo nie było okazji, aby z niej skorzystać. Tym razem sytuacja była poważna. Inwazja nieznanych mu stworzeń spowodowała, że musiał sprawdzić, z czym ma do czynienia. Wertował strony encyklopedii, szukając zdjęcia zagadkowych zwierzątek. Przerzucał kartka po kartce, ale na żadnej fotografii nie znalazł nic, co mogłoby przypominać „gości” z balkonu. Dopiero, gdy dotarł do litery „Ś”, zobaczył, że na jednym ze zdjęć były identyczne stworki, jak te, które wpełzły na jego balkon.
Okazały się one ślimakami bez muszli. Mimo że Protazy miał już swoje lata, jakoś nigdy do tej pory nie miał okazji natknąć się na takie okazy. Teraz przynajmniej już wiedział. Niestety, encyklopedia nie zawierała informacji, jak ich się pozbyć. Dotykanie ich nie było przyjemną rzeczą. Pokryte lepkim śluzem budziły raczej niechęć, żeby nie powiedzieć, odrazę.
W tym dniu emeryt już nie otworzył okna, bojąc się, by ta armia pełzających, lepkich intruzów nie opanowała wnętrza mieszkania. Usiadł przy drzwiach balkonowych, obserwując ruchy ślimaków po balkonie. Przesuwały się wolno w różne strony, jakby czegoś szukały. Poruszały się jednak chaotycznie bez ładu i składu.
W pewnej chwili jakiś nieodpowiedzialny sąsiad zrzucił z piętra niedopałek papierosa, który wpadł na balkon emeryta. W pierwszej chwili Protazy się zdenerwował. W myślach wyrażał swe oburzenie:
– Jak tak można komuś wrzucać takie odpadki na balkon? Co za brak kultury! Taki niedopalony, rozżarzony papieros mógłby jeszcze wywołać pożar.
Wzburzenie emeryta zaczęło jednak z minuty na minutę maleć, gdy zobaczył, że ślimaki bardzo zainteresowały się tym niedopałkiem. Natychmiast wszystkie zaczęły pełzać w jednym kierunku. Gdy doszły do niedopałka, tłoczyły się, wchodząc na niego. Po chwili widać już tylko było zwój wijących się ślimaczych ciał, które skryły pod sobą niedopałek.
– Dziwne – pomyślał Protazy. Nigdy nie myślałem, że ślimaki lubią tytoń. To spostrzeżenie pobudziło emeryta do dalszych działań. Uznał, że jak zdobędzie więcej takich niedopałków, to może ślimaki się najedzą i opuszczą jego balkon.
Problem był jednak taki, że Protazy nie palił papierosów. Skojarzył jednak ten rzut niedopałka na balkon z tym lekkomyślnym palaczem na piętrze. Pomyślał, że skoro wyrzucił jeden niedopałek, to pewnie wyrzuca je systematycznie przez balkon na trawę, która rosła przy bloku.
Emeryt postanowił sprawdzić te domysły i wyszedł z mieszkania na drugą stronę bloku. Gdzie rosła bujna trawa, której dotąd nie skoszono. Szukanie niedopałków w głębokiej trawie nie było łatwe. Ukryte w zieleni nie rzucały się w oczy. Protazy zatem ukląkł i na czworakach przemieszczał się po trawie, wypatrując tkwiących w niej niedopałków.
Dziwną pozę emeryta dostrzegła pani wścibska, która właśnie w tym momencie wyszła na balkon.
– Co ten emeryt znowu wyprawia? – pytała samą siebie. Łazi na czworakach po trawie. Czy on jest normalny? Po chwili zapytała głośno z balkonu:
– Panie sąsiedzie, czego pan tam szuka w tej trawie?
– Niedopałków papierosów, droga pani – odpowiedział Protazy, unosząc głowę do góry.
– Niedopałków? – zdziwiła się pani wścibska. Po co one panu?
– To dla ślimaków – odpowiedział emeryt.
– Co takiego? – niedowierzała pani wścibska. Dla jakich ślimaków? Co panu przyszło do głowy?
– Jako to, jakich ślimaków? – kontynuował rozmowę Protazy. Tych , które weszły mi na balkon.
– Co pan chce karmić ślimaki tytoniem?
– Tak – ze szczerością odrzekł emeryt. One bardzo lubią tytoń.
– To chyba jakieś brednie! – oburzyła się pani wścibska.
– Nie, nie – odpowiedział Protazy. Muszę się ich jakoś pozbyć, bo inaczej wypełnią mi całe mieszkanie. Pani mieszka na górze, więc do pani tam nie wejdą, ale ja muszę coś wymyśleć, by się ich pozbyć.
– To nie może ich pan po prostu wyrzucić z balkonu? – upierała się pani wścibska. Przecież jeśli one lubią tytoń, jak pan mówi, to jeszcze bardziej będą pana odwiedzać na balkonie.
– Może jednak się tak najedzą, że wyjdą z balkonu – domniemywał Protazy.
W pewnym momencie do rozmowy włączył się sąsiad z parteru, który wychylił głowę z balkonu do góry i rzekł do pani wścibskiej:
– Proszę pani, u mnie też są te ohydne, lepkie ślimaki, ale na razie nie wiem, jak się ich pozbyć.
– Wygląda na to, że ten pan znalazł metodę, by temu zapobiec.
Mówiąc to, zwrócił się do Protazego:
– Panie sąsiedzie, może mi pan dać trochę tych niedopałków. Pewnie i na moim balkonie będą skuteczne.
– Proszę bardzo – rzekł emeryt, wstając z kolan i trzymając w dłoni całą ich garść.
Podzielił się z sąsiadem i wracał do swego mieszkania. Pani wścibska pokręciła tylko głową i opuściła swój balkon, znikając za uchylonymi drzwiami.
Tymczasem Protazy powrócił do swego lokalu. Podszedł do drzwi balkonowych, otworzył je i całą garść niedopałków rzuciła na podłogę balkonu. Ślimaki bardzo się uaktywniły. Dotąd splecione nad jednym niedopałkiem zaczęły się rozplątywać i rozchodzić się po całym balkonie tam, gdzie mogły znaleźć swój przysmak. Co ciekawe, że po nasyceniu się tytoniem schodziły z balkonu na trawę.
Protazy z jednej strony był zadowolony, że wynalazł przez przypadek skuteczną metodę pozbycia się ślimaków, ale z drugiej strony bał się, że następnego dnia znów się pojawią, licząc na smakowite śniadanko. Emeryt wyszedł więc ponownie przed blok, aby poszukać nowej partii niedopałków. Tym razem natknął się na dozorcę:
– Dzień dobry, panu – zapytał Protazego. Czego pan tak szuka?
– Niedopałków – odparł emeryt.
– No wie pan – zdziwił się dozorca/ Niedopałki? Po co pan te śmiecie? Ja tu co dzień znajduję ich pełno, jak sprzątam teren wokół bloku. Właśnie mam tu zmiecioną kupkę śmieci, w których są niedopałki. Musi mi jednak pan zdradzić, do czego panu są potrzebne.
– To dla ślimaków – odpowiedział Protazy.
– Co? – zdziwił się dozorca. Jeszcze nie widziałem, żeby ktoś karmił ślimaki tytoniem. To jakiś absurd.
– Nie, nie – uspokajał go emeryt. U mnie na balkonie ślimaki zajadają aż miło.
Dozorca też się zmagał z inwazją tych mięczaków, ale nigdy nie przyszło mu do głowy, aby częstować je tytoniem. Wzruszył tylko zdziwiony ramionami i pozwolił Protazemu, aby z tej mieszaniny zmiecionych śmieci wygrzebać kilka niedopałków.
Następnego dnia rano Protazy znów rozłożył je na balkonie, ale ku jego zaskoczeniu, ślimaki znikły. Nie wiedział , co się stało. Jak wytłumaczyć to zjawisko? Po dłuższym rozmyślaniu doszedł do wniosku, że te ślimaki to nałogowi konsumenci tytoniu. Widocznie przedawkowały i zakończyły swój żywot w gęstwinach trawnika.