Bajki Wuja

Pewnego dnia  emeryt Protazy wracał z kiosku do domu. Niósł pod pachą swoją ulubioną gazetę. Nagle jego uwagę przykuł duży plakat wiszący na pobliskim słupie ogłoszeniowym. Z treści plakatu wynikało, że w czasie nadchodzącego weekendu zorganizowany zostanie jarmark.  Ludowi twórcy i producenci będą tam prezentować wyroby spożywcze i produkty rękodzieła artystycznego.
Protazy rzadko bywał na takich imprezach, a już nigdy mu się nie zdarzyło oglądać przedmiotów rękodzielniczych wykonywanych przez ludowych twórców. Może był kiedyś na takim jarmarku, ale na pewno nie wczoraj Raczej ponad dwadzieścia lat temu. Pora więc była dogodna, aby odświeżyć kontakty z rynkiem sztuki ludowej.
Emeryt postanowił zjawić się na jarmarku już na samym początku, czyli w sobotę rano. Zbudził się wcześniej niż zwykle, spożył, jak zawsze, dwa kawałki chleba z dżemem morelowym, popijając herbatą. Potem wyjął z szafy reprezentacyjny trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy, buty na skórzanym obcasie. Na koniec założył ciemnozielony beret. Okoliczności wymagały, aby Protazy mógł godnie wyglądać w miejscy publicznym, w jakim niewątpliwie był jarmark.
Emeryt wyszedł z domu i wkrótce znalazł się w miejscu, gdzie wzdłuż ulicy ustawiony był rząd straganów. Ulokowano je w miejscu szczególnym. Ulica znajdowała się na szczycie zbocza, u stóp którego znajdowała się inna ulica. Wystawcy musieli zatem uważać, bo z tyłu straganów teren opadał mocno w dół.
Protazy tymczasem wolno przemieszczał się wzdłuż straganów ustawionych tuż przy chodniku. Nie był zresztą sam. Zainteresowanych pojawiło się tam dość sporo. Panował więc tłok i gwar. Emeryt musiał nieraz wspiąć się na palcach, aby zobaczyć, co się znajduje na danym straganie, Oglądał więc różne wyroby wędliniarskie, serki wędzone z oscypkami włącznie, gliniane figurki i ozdoby.
Na końcu jarmarku stał stragan,  przy którym zgromadzono wyroby wikliniarskie. Były tam różnej wielkości koszyki, pudelka, ale największym wymiarowo produktem okazał się ogromny kosz do bielizny. Protazy podszedł, żeby obejrzeć kosz z bliska. Był on zamykany na pokrywę. Emeryt uchylił pokrywę i zajarzał do środka kosza.
W tym samym momencie jakieś nieodpowiedzialne i lekkomyślne indywiduum z dużą szybkością wjechało na hulajnodze elektrycznej na chodnik. Potrącony przez hulajnogę emeryt wpadł do kosza, a ten się przewrócił. Co gorsza, zaczął się toczyć po zboczu w dół z Protazym w środku. Stojący obok ludzie zamarli z przerażenia. Kosz wykonywał kolejne obroty po trawiastej, pochyłej powierzchni. W pewnym momencie natrafił na niewidoczną, zaszytą w zieleni skarpę.
W wyniku zderzenia ze skarpą kosz z Protazym wystrzelił w górę, przeleciał kilka metrów i szczęśliwym zbiegiem okoliczności wylądował na skrzyni ładownej wywrotki, która jechała akurat ulicą położoną u stóp zbocza. Przewoziła piasek, więc upadek był dość łagodny.
Emeryt usiłował wydostać się z wnętrza kosza. Nie było to jednak łatwe. Wywrotka jechała po nierównej nawierzchni ulicy, co wywoływało ustawiczne wstrząsy. Tym samym kosz przetaczał się po piasku, a Protazy razem z nim.
Po paru minutach wywrotka dojechała do miejsca przeznaczenia. Był to plac budowy, gdzie należało dostarczyć piasek. Samochód podjechał do wyznaczonego miejsca. Skrzynia ładowna z piaskiem zaczęła się unosić do góry, aby zrzucić piasek na ziemię.
Jakież było zdziwienie stojących tam robotników, gdy z wysypywanego piasku wynurzył się kosz ze sterczącymi z niego nogami emeryta. Wszyscy zgromadzeni podeszli do kosza, aby przekonać się, do kogo należą wystające z niego nogi. Postawili więc kosz w pozycji pionowej, z którego wyłoniła się przestraszona twarz emeryta z rozwichrzonymi, przerzedzonymi włosami. Nie bardzo wiedział , co się z nim dzieje. Przecież niedawno był na jarmarku wśród barwnych straganów. Teraz zobaczył przed sobą sterczący, wysoki dźwig, stertę piachu i bryłę budynku w trakcie budowy. Odruchowo dotknął ręką głowy i mocno się zaniepokoił, pytając patrzących na niego ze zdziwieniem robotników:
– Gdzie się podział mój beret?
Robotnicy jeszcze bardziej zdumieli się, słysząc to pytanie. Spodziewali się, że emeryt zapyta ich o to, jak tu się znalazł. Skoro jednak zapytał o beret. Robotnicy  wyzwolili Protazego z kosza i okazało się, że beret tkwił w ściance kosza zaczepiony o kawałek wikliny. Dopiero teraz zadowolony z odnalezienia beretu Protazy spytał o przyczynę obecności na budowie.
– To pan się pyta? – zdziwił się kierowca wywrotki. Przecież to pan powinien wiedzieć. Ja pana z piaskiem nie ładowałem. Musiał pan się znaleźć tam  w trakcie jazdy. Dopiero teraz Protazy przypomniał sobie, jak frunął w powietrzu i upadł na piaszczystą powierzchnię,  Ponieważ jednak miał głowę w koszu, nie skojarzył, że ten piasek był na wywrotce.
– Tak, teraz już kojarzę sobie. Spadłem w koszu na piasek przewożony wywrotką.
Słysząc te słowa, zebrani robotnicy nie bardzo potrafili sobie wyobrazić, jakim cudem Protazy trafił na ten piasek. Spytali więc, co robi ten kosz na budowie. Emeryt wyjaśnił, że wpadł do niego przypadkowo na jarmarku. Jego wrodzona uczciwość nakazywała, by odniósł kosz właścicielowi, czyli wrócił na jarmark
Oczywiście nie mógł liczyć na to, że będzie odwieziony wywrotką w drogę powrotną. Zmuszony był zatem wracać pieszo. Ponieważ kosz był dość duży i emeryt nie mógł go objąć rękami, zarzucił go sobie na głowę, podtrzymując rękami od dołu. Przed sobą miał dobre trzy kilometry.  Ruszył więc przed siebie, niosąc na głowie ogromny kosz dnem do góry.   
Gdy tak kroczył  po ulicy, w górze zaczęły krążyć nad nim ptaki. W wielkim stadzie były tam wrony, kruki, sroki i gawrony, Kosz wydawał im się idealnym miejscem na założenie gniazda. Nie zrażało ich nawet to, że takie miejsce się poruszało. Słysząc gwałtowne dźwięki ptaków walczących o miejsce na koszu, Protazy chciał się zorientować, co się dzieje. Zdjął więc kosz z głowy i ujrzał z przerażeniem kłębowisko skrzydeł i dziobów unoszące się nad koszem. Odsłonił jednak tym samym swój ciemnozielony beret
Ptaki zachęcone szukaniem miejsca na gniazda widocznie uznały, że beret emeryta jest bardziej atrakcyjnym miejscem. Zaczęły więc siadać Protazemu na głowie. Tego było już emerytowi za wiele. Zaczął gwałtownie machać rękami, odgarniając ptaki.
Walka z koszem i skrzydlatymi stworzeniami trwała jeszcze długo, Ptaki zrezygnowały dopiero wtedy, gdy emerytowi pozostawało dwieście metrów do jarmarku. Mocno zdyszany Protazy dotaszczył kosz do właściciela, który ze zdumieniem ujrzał swoją zgubę. Myślał, że kosz został bezpowrotnie stracony,
Podziękował Protazemu za uczciwość, a emeryt wrócił do domu, aby wreszcie trochę odpocząć.
Następnego dnia oglądał, jak zwykle, lokalny program telewizyjny. Zamieszczono tam krótki film z jarmarku. Protazy ze zdumieniem usłyszał informację  o wyjątkowo uczciwym starszym panu, który zwrócił właścicielowi zagubiony kosz. Emeryt uznał, że dla usłyszenia takiej wiadomości warto było stoczyć zmagania z koszem i ptakami.