Bajki Wuja

Konserwatywny w swym postępowaniu emeryt Protazy pewnego dnia znów zrobił wyjątek od swej zasady spędzania czasu w swym mieszkaniu. Zobaczył bowiem ogłoszenie klubu seniora wywieszone przy drzwiach wyjściowych z bloku. Okazało się, że jest organizowana wycieczka do gospodarstwa agroturystycznego. Celem jej było zapoznanie emerytów ze stylem życia w takich gospodarstwach. Oferta taka była tak ciekawa dla Protazego, że, założywszy swój strój wyjściowy, udał się niezwłocznie do siedziby klubu. Ubrany w swój trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy, buty na skórzanym obcasie i ciemnozielony beret wszedł do środka i tuż przy wejściu zobaczył stolik, nad którym wisiał duży plakat o treści ”Zapisy na wycieczkę do gospodarstwa agroturystycznego”. Przy stoliku siedziała młoda urzędniczka, która przyjmowała zapisy.
Protazy bardzo poważnie potraktował to zaproszenie na wycieczkę, bo okazało się, że na liście chętnych znalazł się na pierwszym miejscu. Dodatkowym plusem propozycji klubu było to, że za wycieczkę nie trzeba było nic płacić. Koszty jej sfinansował urząd dzielnicy jako prezent dla emerytów zamieszkujących na osiedlu.
Już nazajutrz w godzinach porannych podstawiono pod klub autokar, który miał zabrać na tę wycieczkę chętnych emerytów. Protazy oczywiście przyszedł w reprezentacyjnym stroju jako pierwszy i czekał przed klubem. Wkrótce zaczęły schodzić się osoby, które zgłosiły się na wycieczkę. Wszyscy wsiedli do środka autokaru. Starym swoim zwyczajem Protazy, nie chcąc rzucać się w oczy, przeszedł na koniec autokaru i usiadł na tylnym siedzeniu. Na szczęście nikt nie usiadł obok niego i dzięki temu nie był obserwowany rzez inne osoby.
Po upływie godziny autokar przyjechał na miejsce. Uczestnicy wycieczki weszli na przestronne podwórze. Zostali przywitani przez gospodarzy. Na terenie ich posiadłości było wiele ciekawych zakątków, ale szczególne miejsce zajmowała tam niewielka pasieka oraz zagroda, w której przebywało mnie więcej trzydzieści danieli.
Uczestnicy wycieczki udali się najpierw w stronę uli. Gospodarze opowiadali o hodowli, pszczół, o zbiorach miodu, po czym przeszli do następnych zakątków. Z tyłu pozostał tylko Protazy. Jego nadmierna ciekawość spowodowała, że nachylił się nad jednym z uli. Jego pokrywa była trochę uchylona i emeryt zajrzał w powstały otwór, aby zobaczyć, co dzieje się w środku. W tym momencie, może przypadkowo, z ula wyleciała wielka pszczoła. O wiele większa niż inne, z bardziej kolorowym ubarwieniem na czubku głowy. Niewątpliwie była to królowa roju. Nie wiadomo, czy zainteresował ciemnozielony beret Protazego, czy jego zielony krawat w niebieskie grochy. W każdym razie pszczoła usiadła na karku Protazego i zaczęła się przechadzać po ciele emeryta, schodząc czasem na kołnierz jego marynarki. Protazy przeraził się na dobre. Zaczął biec, krzycząc na cały głos. W tym momencie za królową podążyły wszystkie pszczoły z ula. Widocznie chciały chronić królową. Latały nad głową biegnącego emeryta wielką, ciemną chmurą. Część pszczół obsiadła marynarkę na plecach, gdzie przechadzała się królowa.
Krzyki Protazego usłyszeli pozostali członkowie wycieczki i właściciele gospodarstwa, którzy zdążyli już odejść o jakieś sto metrów od pasieki. Tymczasem emeryt biegł z przerażeniem w oczach i z rojem owadów nad głową i na plecach. Nie zwracając uwagi, gdzie się przemieszcza, przybył do furtki, która zamykała wybieg dla danieli; Otworzył ją i wbiegł na teren ich zagrody. Daniele zobaczyły uchyloną furtkę i całym stadem ruszyły przez nią, jakby chciały szukać nowych terenów do wędrówki. Porozchodziły się po całym terenie gospodarstwa, a Protazy biegał po terenie zagrody.
Pszczoły nie ustępowały. Królowa dziwnym trafem nie chciała odlecieć z karku Protazego i tym samym cały rój trzymał się jej w pobliżu. Gospodarze spostrzegli, że nie mogą odprowadzić do dalszych szkód i postanowili działać. Poprosili uczestników wycieczki, aby pozostali na miejscu i nigdzie się nie ruszali. Założyli siatki na głowy, na ręce przywdziali rękawice i ruszyli w kierunku Protazego, chcąc uwolnić go od pszczelego oblężenia.
Nie było to łatwe, bo Protazy biegał po zagrodzie danieli, jak szalony, jakby wstąpiły w niego jakieś nadzwyczajne siły.
– Niech pan się zatrzyma! – krzyknął gospodarz.
– Nie mogę, przecież te pszczoły siedzą mi na karku i latają nad głową! – zdyszanym głosem odpowiedział Protazy, nie przerywając biegu.
– Bieganiem nic pan nie wskóra – wspierała gospodarza jego żona. Jeszcze bardziej je pan rozdrażni. Trzeba przede wszystkim złapać królową, a ona teraz weszła na pana beret.
– Co? Na mój beret!? – krzyknął przestraszony emeryt. To muszę go zaraz ściągnąć.
– Nie! Niech pan nie zdejmuje. W ogóle, to niech pan wreszcie stanie i się nie rusza! – niecierpliwił się gospodarz. Jak będzie pan stał spokojnie, to przejmiemy królową i wszystkie pszczoły posłusznie wrócą do ula.
Do Protazego dotarły wreszcie te słowa, bo stanął, ciężko dysząc ze zmęczenia. Gospodarze podeszli do niego. Właścicielka delikatnie chwyciła królową przez rękawiczkę i poszła z nią w kierunku ula. Cały rój oczywiście ruszył za nią. Żona właściciela włożyła królową do ula, a wszystkie pszczoły zaraz wleciały za nią i znikły w środku.
Jeden problem został rozwiązany. Pozostawała jeszcze inna kwestia. Trzeba było złapać te trzydzieści danieli, które rozbiegły się po gospodarstwie i zaprowadzić je do zagrody. Sami gospodarze nie byli w stanie tego zrobić. Poprosili więc uczestników wycieczki o pomoc. Oczywiście Protazy też ochoczo włączył się do tej akcji. Ustalono, że na każdego daniela przypadają dwie osoby. Każda taka para powinna wybrać sobie daniela i spróbować zagnać go do zagrody. Traf chciał, że liczba uczestników był nieparzysta i akurat na jednego z danieli przypadał tylko Protazy.
Wkrótce zapanował chaos, bo daniele rozbiegły się po całym gospodarstwie, a wraz z nimi uczestnicy wycieczki. Niektóre daniele poganiane przez wycieczkowiczów zderzały się ze sobą, a z nimi też uczestniczący w ich zaganianiu do zagrody.
Protazy upatrzył sobie rosłego daniela, który niełatwo dał się nakłonić do powrotu na właściwe miejsce. Zaczął uciekać emerytowi, który biegł za nim. W pewnej chwili daniel wbiegł w jakieś zarośla rosnące tuż przy ogrodzeniu, Goniący go emeryt zaplątał się w jakieś pnącza i runął jak długi, znikając w zaroślach. Gospodarze zauważyli w tym momencie samotnego daniela stojącego przy tych zaroślach, który, jak gdyby nigdy nic, spokojnie szczypał sobie trawę. Gospodarze przybliżyli się do daniela i nagle zobaczyli wystający nieopodal z głębokich zarośli ciemnozielony beret. Podeszli bliżej i ze zdziwieniem zobaczyli leżącego emeryta, który usiłował wygramolić się z pnączy. Gospodarze podnieśli Protazego i pomogli stanąć mu na nogi.
– Coś ma pan dzisiaj pecha – zwrócił się do emeryta gospodarz. Najpierw zaatakowały pana pszczoły, teraz gdzieś pan przepadł w zaroślach. Goniąc daniela.
– Tak jakoś się zdarzyło – chaotycznie odpowiedział emeryt, jakby chciał jak najszybciej wyzwolić się z tej niezręcznej sytuacji i wrócić do domu.
Na szczęście po następnych piętnastu minutach udało się zagonić wszystkie daniele do zagrody. Zrobiło się jednak późno i uczestnicy wycieczki wsiedli do autokaru, by wyruszyć w drogę powrotną.
Protazy, świadom swoich wyczynów, pierwszy wszedł do środka i tradycyjnie usiadł na końcu autokaru, ukrywając twarz w rękach. Nie chciał, by ludzie zauważyli jego obecność, co mogłoby wywołać niepochlebne dla niego komentarze. Na szczęście uczestnicy wycieczki rozmawiali na inne tematy i podróż powrotna przebiegła bez żadnych przygód.
Następnego dnia Protazy znalazł w swej skrzynce pocztowej bezpłatny numer gazetki osiedlowej, w której zawarto relację z wycieczki emerytów do gospodarstwa agroturystycznego. Protazy ze zdumieniem zobaczył tam swoje zdjęcia. Jedno w towarzystwie roju pszczół, a drugie z danielem w zaroślach. Przeczytał też komentarz pod zdjęciami opisujący przygody niefortunnego emeryta w czasie wycieczki. Dziwił się, jak te zdjęcia tam się znalazły. Widocznie nie zauważył, jak ktoś z ukrycia sfotografował go telefonem.
Zdeprymowany tym faktem Protazy pomyślał, że teraz nie powinien przez parę dni pokazywać się na osiedlu.