Bajki Wuja

Emeryt Protazy nigdy nie miał okazji grać w karty. Nawet w najprostszą grę, nie mówiąc już o brydżu. Mimo konserwatywnej natury emeryta, który nie lubił zmian i nie zachwycał się nowościami, perspektywa poznania zasad gry w brydża wydawała się atrakcyjna. Sprzyjało temu ogłoszenie, które wywieszono przy drzwiach wejściowych bloku, w którym mieszkał Protazy. Zawarta w nim była informacja o zawodach brydżowych organizowanych przez osiedlowy klub emeryta. Protazy oczywiście nie zamierzał wziąć udziału jako zawodnik, ale uznał, że jako kibic może zapoznać się z zasadami tej gry.
W dniu zawodów emeryt od samego rana żył tym wydarzeniem. Szybko spożył śniadanie tradycyjnie zawierające kanapki z dżemem morelowym. Założył również wyjściowy strój, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, niebieski krawat w zielone grochy, buty na skórzanym obcasie i ciemnozielony beret. Potrzeba założenia reprezentacyjnego stroju była podyktowana tym, że jako kibic może być widziany przez inne osoby, Skoro tak, to musiał się godnie zaprezentować.
W takim właśnie ubraniu Protazy wyszedł z mieszkania i udał się do klubu emeryta. Oczywiście, jak to miał w zwyczaju, przyszedł przed terminem rozpoczęcia zawodów. Zajął miejsce na widowni i cicho siedział na wybranym przez siebie miejscu w pierwszym rzędzie. Uznał, że stamtąd będzie lepiej widział zmagania brydżystów.
Niebawem organizatorzy ustawili na niewielkim podium cztery stoliki. Zawody przebiegały w systemie pucharowym. Oznaczało to, że po każdym pojedynku ilość stolików się zmniejszała. W finale pozostawał tylko jeden stolik, przy którym walkę o zwycięstwo miały toczyć dwie najlepsze pary.
Powoli zbliżała się godzina rozpoczęcia zawodów. Publiczność też się zebrała. Przedstawiciel organizatorów zerkał jednak nerwowo na zegarek i błagalnym wzrokiem spoglądał w stronę drzwi wejściowych do sali. Wkrótce tajemnica takiego zachowania wyjaśniła się. Okazało się, że jeden ze zgłoszonych zawodników nie przybył na zawody. Brak jednej osoby zakłóciłby cały zaplanowany system rozgrywek. Trzeba było więc ratować imprezę. Metodą na to było dokooptowanie kogoś z widowni.
Przedstawiciel organizatorów patrzył więc na salę, usiłując wyłowić kogoś chętnego. Ponieważ Protazy usiadł w pierwszym rzędzie, od razu rzucił się w oczy.
– Proszę pana – rzekł przedstawiciel organizatorów cichym głosem, pochylając się w stronę emeryta. Muszę panu wyznać prawdę. Tylko proszę być cicho, żeby nikt nie usłyszał, bo inaczej impreza zakończy się skandalem. Chodzi o to, że brakuje nam jednego zawodnika, Myślę, że pan mógłby wypełnić tę lukę.
– Ależ proszę pana – rzekł poruszony Protazy
– Ciszej, proszę, niech pan mówi szeptem o uspokajał go przedstawiciel organizatorów.
– Dobrze – uspokoił go emeryt. Problem w tym, że nigdy nie grałem w brydża.
– To nie szkodzi – rzekł przedstawiciel organizatorów. Będzie miał pan w parze doświadczonego gracza. On panu pomoże. Tylko niech pan nie protestuje. Trzeba ratować imprezę.
Protazy, jako człowiek uczynny i doceniający misję, jaką mu powierzono, z powagą kiwnął głową, potwierdzając tym samym zaoferowaną mu propozycję. Po chwili przedstawiciel zaprowadził emeryta na scenę i poprosił, aby usiadł przy stoliku, przy którym siedział jego partner. Protazy usiadł, podniósł oczy do góry, aby zobaczyć, kto będzie uczestnikiem brydżowej pary. Spojrzał i …zesztywniał. Naprzeciw niego siedział nie kto inny, jak tylko zbir!
– Co za los! – dziwił się emeryt. Czy ja zawsze muszę na niego trafiać? W ogóle, jak on się tutaj znalazł? Ten kryminalista miałby grać w brydża? Przecież to jakieś totalne nieporozumienie. Zapewne przyszedł tu, aby coś zbroić lub wywołać jakąś aferę – myślał Protazy.
Tymczasem zbir, widząc emeryta, pojaśniał na twarzy i korzystając z tego, że przeciwnicy jeszcze nie przyszli do stołu, rzekł:
– Witaj, staruszku, po raz kolejny się spotykamy.
– Tak – przyznał Protazy, tylko że ja nie umiem grać w brydża. Nigdy nie grałem. Posadzono mnie tu awaryjnie. Mówiąc to myślał, że zniechęci zbira do wspólnej gry i zostanie zwolniony z grania roli awaryjnego zawodnika. Bardzo się jednak mylił, bo zbir zaraz odpowiedział:
– Nie przejmuj się, staruszku. Ja w brydża gram od dawna. Miałem parę odsiadek i w celi często grywaliśmy w karty. Przeszedłem tam niezłą szkołę, która teraz procentuje. Ja biorę wszystko na siebie. Ty mów tylko „pas”.
– Pas? -zdziwił się Protazy. Dlaczego pas? Co ma wspólnego pas z brydżem?
– Nie filozofuj, staruszku – uspokajał go zbir. To taka karciana odzywka. Mów tylko to, a damy sobie radę.
Po chwili do stołu podeszli przeciwnicy i rozpoczęła się gra. Zbir umiejętnie rozgrywał poszczególne partie, a gdy przyszła kolej na Protazego, ten niezmiennie powtarzał „pas”. Po kilku takich odzywkach przeciwnicy zaczęli podejrzewać, że albo emeryt nie więcej nie potrafi mówić poza tym jednym słowem, albo jest to jakaś wymyślna taktyka ich rywali. Tak dalece pogrążyli się w domysłach, że z minuty na minutę coraz bardziej się dekoncentrowali i zanim porzucili te domysły okazało się, że przegrali mecz. To samo zdarzyło się w półfinale. Tym dość niespodziewanym sposobem Protazy i zbir awansowali do finału.
Publiczność bardzo się ożywiła. Co chwila rozlegały się szmery, jakby widzowie chcieli wyrazić swe uznanie lub krytykę dla grających finalistów. Oczywiście przebieg gry był utajniony, aktualnego układu kart nie można było pokazać publiczności. Tym bardziej wszyscy byli ciekawi stanu pojedynku.
Podobnie jak w poprzedniej rozgrywce, również i tu z ust emeryta padało tylko jedno słowo. Taktyka uzgodniona ze zbirem także w tym przypadku okazała się skuteczna. Z każdą chwilą przeciwnicy coraz bardziej byli zdekoncentrowani bezustannym powtarzaniem słowa ”pas” przez Protazego. Również i ten pojedynek zakończył się zwycięstwem tej naprędce dobranej pary.
Organizatorzy ogłosili sukces zbira i Protazego. Przedstawiciel, który namówił emeryta do udziału w turnieju, gratulował Protazemu:
– Mówił pan, że nigdy nie grał w brydża, a tu, proszę, zwycięstwo i to w pięknym stylu. Nawet nie trwało to wszystko godziny. Taka błyskotliwa gra to świadectwo wysokiego poziomu. Żartowniś z pana.
– Ja naprawdę nie żartuję – tłumaczył się Protazy. To zasługa mojego partnera, mój udział w tym jest minimalny.
– Niech pan nie będzie taki skromny – odrzekł przedstawiciel organizatorów, który zwrócił się w stronę publiczności i rzekł na cały glos:
– Proszę państwa, nadszedł czas na przyznanie nagród. Nie dysponowaliśmy wysokim budżetem, dlatego nagrodą za zwycięstwo jest butelka francuskiego wina.
– Żałuję – rzekł do zwycięskiej pary – że mamy tylko jedną butelkę, ale może panowie jakoś się podzielą.
Butelkę otrzymał zbir i chciał ją przekazać Protazemu, lecz ten przecząco pokręcił głową:
– O, nie. Nie należy mi się żadna nagroda. Po pierwsze, nie piję alkoholu, a po drugie, mój udział był praktycznie żaden.
– Skoro nie chcesz, staruszku, to ja chętnie wezmę tę butelkę – rzekł zbir. Co prawda, moc tego wina nie jest zbyt duża, ale po tych grach trochę mi wyschło w gardle. Dziękuję, staruszku, że odstąpiłeś mi swój udział w nagrodzie. Może kiedyś się zrewanżuję.
– Może lepiej nie – pomyślał Protazy i szybko wyszedł z klubu, udając się wprost do domu.
Zbir tymczasem wyszedł wolno z klubu, skręcił w boczną uliczkę, odkorkował butelkę i wysączył całą jej zawartość, z dużą ulgą gasząc pragnienie.