Bajki Wuja

Pewnego ranka emeryt Protazy, jak zwykle, spożywał śniadanie. Rozkoszował się kanapką z chleba i dżemu morelowego. W pewnym momencie ugryzł skórkę od chleba i poczuł w ustach jakiś trzask. Wydawało mu się, jakby jego jama gębowa wypełniła się nowym materiałem. Okazało się, że jego noszona od kilkunastu lat górna, sztuczna szczęka pękła na pół!
To był prawdziwy cios dla konserwatywnego emeryta, który lubił stabilizację i brak kłopotów. Aż tu nagle takie nieoczekiwane wydarzenie! Cóż, nic nie jest wieczne. Nawet najlepsze materiały ulegają zużyciu. Protazemu nie pozostało więc nic innego, jak tylko udać się do protetyka i poprosić o naprawę protezy.
Nie dokończył nawet śniadania. Nie chcąc tracić czasu, szybko założył swój tradycyjny strój wyjściowy i udał się do zakładu protetycznego. Brak protezy powodował, że Protazy nie mógł wyraźnie mówić.
Nic więc dziwnego, że gdy zgłosił się w recepcji, urzędująca tam pani nie bardzo mogła zrozumieć, o co mu chodzi. Po paru minutach bezproduktywnego dialogu recepcjonistka podała emerytowi kartkę z długopisem, aby napisał, w jakiej sprawie przyszedł. Dopiero wtedy wszystko się wyjaśniło. Protazy miał usiąść i czekać na wezwanie. Gdy wywołano jego nazwisko, wszedł do gabinetu protetycznego. Ponieważ Protazy dość mocno seplenił, nie powiedział ani słowa, tylko pokazał pękniętą protezę. Technik-protetyk popatrzył na protezę emeryta. Zmarszczył brwi i przez chwilę się zamyślił. Oglądał protezę ze wszystkich stron i stwierdził:
– Ciężka sprawa, Pęknięcie jest dość duże, ale zobaczymy, co się da zrobić. Niech pan przyjdzie za trzy dni.
Protazy podziękował i wyszedł z gabinetu. Gdy wracał do domu, nagle uświadomił sobie, że przez trzy dni będzie musiał radzić sobie bez protezy. Oznaczało to, że z nikim nie będzie mógł rozmawiać. Spędzał, co prawda, większość dnia sam, ale idąc do sklepu, czy po gazetę, musiał jednak zamienić parę słów. Postanowił zatem zawiązać sobie usta szalikiem, aby stworzyć wrażenie, że ma coś w ustach i nie może mówić.
Następnego dnia wyszedł z domu otulony szalikiem aż po same oczy. Ja na ironię, od razu natknął się na dozorcę:
– Dzień dobry, panie Protazy, cóż to się panu stało? Bolą pana zęby?
– Tak, tak – odparł Protazy przez szalik. Nie wiem, co się stało. Może mnie po prostu przewiało.
– Musi pan zaraz iść do dentysty. Żeby nie było jakiegoś zapalenia – zatroskanym głosem odparł dozorca.
– Tak, muszę pójść – odpowiedział emeryt, chcąc jak najszybciej zakończyć rozmowę, Zresztą jego słowa były niewyraźnie wypowiadane, a poza tym szalik dodatkowo utrudniał mu mówienie. Z drugiej strony, dzięki szalikowi emeryt mógł ukryć brak protezy.
Taką samą taktykę przyjął w sklepie i w kiosku. Wszędzie go pytano, co się stało, a on odpowiadał tylko krótkim, pojedynczymi wyrazami. Gorzej się przedstawiała sprawa z jedzeniem. Musiał kroić chleb na drobne kawałki i nawilżać je herbatą, żeby mógł cokolwiek połknąć.
Tak Protazy męczył się przez trzy dni. Kolejnego dnia rano udał się do gabinetu protetycznego. Był mocno zdenerwowany, bo nie mógł się doczekać, co powie protetyk. Po wejściu do gabinetu od razu zobaczył zagadkową minę protetyka, który spojrzał na Protazego dość podejrzliwie.
– To panu pękła proteza? – zapytał.
– Oczywiście, że mnie – oburzył się takim pytaniem Protazy. Uważał bowiem, że pęknięcie to było tak duże, iż musiało się zapisać w pamięci protetyka.
– Tak…- zająknął się protetyk.
– Co tak? – spytał Protazy zniecierpliwiony wolną reakcją protetyka.
– Przypadek pana nie był łatwy – wreszcie protetyk zaczął mówić bardziej konkretnie. Kosztowało mnie to sporo czasu i pracy, ale ostatecznie się udało. Zespoliłem jakoś tę pana protezę. Powinna się trzymać. Protazy wsunął protezę do ust i poczuł się komfortowo. Teraz uważał, że wszystko było na swoim miejscu. Jego dobry humor trwał dalej, gdy dowiedział się, że koszt naprawy zostanie sfinansowany z ubezpieczenia społecznego. W związku z tym Protazy nie wydał na to ani grosza.
Uradowany emeryt wyszedł z zakładu protetycznego, jak nowo narodzony. Szedł sobie raźno ulicą i nawet cicho pogwizdywał, czując, że teraz może swobodnie mówić, jeść i praktycznie robić wszystko, co chce bez używania szalika. Protazy był coraz bliżej domu. Nagle zobaczył przed sobą sporą grupę ludzi i niemałe poruszenie wśród nich.
Zaciekawiony zbliżył się i zobaczył kobietę leżącą na chodniku przed sklepem.
– Co się stało? – spytały pierwszą z brzegu osobę.
– Ta pani zemdlała, ale już ktoś wezwał pogotowie. Czekamy na jego przyjazd.
– Ależ nie można tak biernie czekać! – oburzył się Protazy. Zanim pogotowie przyjedzie, to może być za późno.
Po tych słowach emeryt ukląkł nad leżącą kobietą i rozpoczął reanimację metodą usta-usta. W tym momencie ze sklepu wyszedł mąż leżącej kobiety, który dopiero teraz zobaczył, że jego żona zemdlała, Od razu mocno zareagował:
– Co pan wyprawia? To moja żona, a pani jakieś amory w głowie, jakieś całusy!
Protazy chciał w tym momencie zaprzeczyć podejrzeniom męża zemdlonej kobiety, lecz właśnie wykonywał kolejny wdech powietrza do jej ust. Zszokowany słowami męża emeryt wykonał to tak gwałtownie, że proteza zsunęła mu się z dziąsła, wypadła z ust i utknęła w ustach zemdlonej. Ta się z kolei zakrztusiła, zakasłała i odruchowo wypluła szczękę w stronę ust Protazego, po czym niespodziewanie odzyskała przytomność. Na nieszczęście dla Protazego proteza wpadła z powrotem przez jego usta tak, że utkwiła w miejscu, gdzie rozpoczyna się przewód oddechowy. To spowodowało, że emeryt nie mógł złapać tchu i zaczął się dusić.
Tymczasem nadjechała karetka. Ratownicy byli zdumieni, bo zostali wezwani do ratowania kobiety, a tu się okazało, że trzeba ratować Protazego. Kobieta zaś po tym zakrztuszeniu wstała z chodnika i, jak gdyby nigdy nic, razem z mężem oraz grupką gapiów stała z boku, obserwując poczynania ratowników.
Mimo ich wysiłków nie udało się wyjąć protezy, która zakleszczyła się w przełyku. Na szczęście pozostawała jeszcze drobna luka, przez którą włożono rurkę doprowadzającą tlen, umożliwiając tym samym oddychanie. Szybko jednak położono Protazego na nosze, wniesiono do karetki, która na sygnale ruszyła w kierunku szpitala.
Tam od razu wniesiono Protazego do gabinetu zabiegowego. Dzięki znajdującej się tam aparaturze akcja wyciągania protezy zakończyła się powodzeniem. Protazy mógł odetchnąć z ulgą, choć miał nieco obolałe ścianki przełyku. Zalecono mu płukanie szałwią.
Założył więc protezę na swoje miejsce i powoli wrócił do domu. Przypadek z reanimacją kobiety przekonał go jednak, że będzie musiał po raz kolejny udać się do protetyka w celu dokonania niezbędnych poprawek.