Bajki Wuja

W okresie lata noce bywają tak gorące, że trudno spać przy zamkniętych oknach. Emeryt Protazy też miał pewnej lipcowej nocy kłopoty z zaśnięciem.
W związku z tym uchylił trochę drzwi od balkonu. Ponieważ był przezorny i nie chciał, by jakiś włamywacz wszedł w nocy do jego mieszkania, przystawił do nich krzesło. W przypadku próby wejścia do środka drzwi balkonowe poruszyłyby krzesło. Dzięki temu Protazy by się zbudził, a włamywacz spłoszony szumem zrezygnowałby z wtargnięcia do pokoju. Przekonany o skuteczności takiego zabezpieczenia emeryt położył się do łóżka, aby zasnąć w lekkim powiewie chłodnego, nocnego, delikatnego wiaterku.
Sen nie trwał długo. Po piętnastu minutach Protazego zbudził jakiś dziwny szum. Otworzył oczy i w mroku pokoju ujrzał jakiś trzepoczący mały kształt, który krążył koło żyrandola. Okazało się, że była to ćma, Być może przyciągnęło ją tu światło księżyca wpadające do pokoju emeryta przez uchyloną zasłonkę. Po chwili nadleciała kolejna ćma, a potem jeszcze jedna. Cała trójka szamotała się wokół żyrandola, trzepocząc głośno skrzydłami.
– Też im się zachciało hałasować po nocy – zirytował się Protazy, który nie mógł zasnąć. Zaczął machać ręką, ale nie na wiele to się zdało, Na szczęście po kolejnych piętnastu minutach ćmy się uciszyły i emeryt wreszcie mógł pogrążyć się we śnie. Niestety, znów nie trwał on długo. Obudził go szum przesuwanego krzesła, które podtrzymywało uchylone drzwi balkonowe. W pierwszej chwili Protazy pomyślał, że to jakiś włamywacz usiłował wtargnąć do mieszkania. Gdyby jednak wtargnął, zapewne musiał bardziej otworzyć drzwi. Tymczasem uchyliły się one tylko trochę szerzej. Powodem tego był większy podmuch wiatru, pod wpływem którego drzwi się nieznacznie poruszyły.
Po chwili nastąpiło jednak coś, co wstrząsnęło emerytem. Zobaczył nagle pod sufitem, tuż obok żyrandola, jakiś duży kształt z rozpostartymi skrzydłami, które głośno trzepotały. To musiał być jakiś duch, bo z żadnym ziemskim materialnym stworem mu się nie kojarzył. Poza tym zaglądał do żyrandola i wyciągnął z klosza ćmę, którą chrupał, jak najsmaczniejszą potrawę. Gryzł tak głośno, że emeryt nazwał go Gryzoniuszem. Duch Gryzoniusz do reszty wybił Protazego ze snu. W takiej chwili nikt chyba nie myślałby o spaniu. Trzeba przede wszystkim czuwać, obserwować, co ten duch będzie dalej robił. Trochę to dziwne, bo duch nic nie je, a Gryzoniusz tak łapczywie łykał tę ćmę, że musiał mieć jakieś ciało.
Poza tym trzepotał skrzydłami. W ciemnościach nocy Protazy niewiele mógł zobaczył. Z drugiej strony nie chciał zapalać światła, bo bał się wyjść z łóżka. Nie wiedział bowiem, jak ten duch zareaguje, gdy Protazy wstanie z łóżka.
Po paru minutach duch wzbił się pod sufit i przeleciał parę metrów, lądując gdzieś na szafie, gdzie Protazy od dawna nie zaglądał. Szafa była wysoka, a na wierzchu nic nie było, więc emeryt musiałby wejść na krzesło, żeby zobaczyć, co tam się znajduje. Po co zresztą wchodzić, skoro na szafie nic nie ma. Właściwie to mógłby zajrzeć tam od czasu do czasu, aby zetrzeć znajdujący się tam kurz. Protazy uznał jednak, że pewnie ta szafa nie jest tak bardzo zakurzona i z porządkami można jeszcze poczekać.
Za oknem zaczęło świtać. Protazy mógł już odróżnić kształty w pokoju. Wstał więc powoli z łóżka, ale żadnego ducha, a nie ciem nie widział. Wszystko się uciszyło i Protazy już był gotów pomyśleć, że wszystko, co się zdarzyło, to był tylko sen. Gdy jednak po chwili zobaczył uchylone drzwi balkonowe i przesunięte krzesło, pojął, że to nie był sen. Zastanawiał się tylko, gdzie się mógł podziać ten tajemniczy Gryzoniusz.
Dzień minął Protazemu spokojnie i według tradycyjnego, zaplanowanego porządku. Najpierw emeryt zjadła śniadanie, oczywiście z udziałem dżemu morelowego. Potem założył swój tradycyjny strój wyjściowy, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, niebieski krawat w zielone grochy, buty na skórzanym obcasie i ciemnozielony beret. Ubrany w reprezentacyjny przyodziewek wyszedł do sklepu po codzienne drobne zakupy. W drodze powrotnej wstąpił do kiosku po poranną gazetę. Po przyjściu do mieszkania przeglądał prasę, popijając uprzednio zaparzoną kawą. Przyrządził sobie też coś na obiad, a po południu włączył telewizor, aby wysłuchać, jak zawsze, lokalnych wiadomości. Jedna z nich zwróciła szczególną uwagę Protazego. Była tam mowa o tym, że ostatnio na osiedlu, na którym mieszkał emeryt, stwierdzono obecność nietoperzy. Może zagnieździły się na pobliskiej budowie. Została ona chwilowo wstrzymana, a na placu tkwił betonowy szkielet. Mógł on stanowić idealne miejsce, by nietoperze znalazły sobie wygodne lokum.
– Nietoperze? – zdziwił się emeryt. W takim miejscu? Myślałem, że przebywają one na odludziu, w jakichś jaskiniach, a nie tutaj, w środku osiedla mieszkaniowego – mówił do siebie zdziwiony Protazy. Czuł się trochę senny po ostatniej nocy, gdzie dziwne hałasy przerywały mu sen. Postanowił więc wcześniej się położyć. Upał nie ustępował, więc i tej nocy emeryt postanowił uchylić lekko okno i przystawić krzesło. Tak też zrobił i położył się, licząc na szybkie zaśnięcie. Niestety, po chwili ze snu wyrwał go znów jakiś trzepot skrzydeł. Nie był on zbyt głośny, więc Protazy pomyślał, że to pewnie znów ćmy wleciały do żyrandola.
– Pewnie zaraz ucichną – pocieszał się Protazy i już miał zasnąć, gdy nagle rozległ się głośny szum skrzydeł i przy żyrandolu pojawił się Gryzoniusz. Tak, ten sam tajemniczy stwór, jak duch, buszujący w ciemnościach i szukający przysmaku , jakim niewątpliwie są ćmy. Znów rozległo się głośne chrupanie. Gryzoniusz machał skrzydłami, gryząc głośno upolowane ćmy. Gdy już wszystko pochłonął, znów gdzieś znikł w ciemności, w okolicach szafy.
Protazy myślał, gdzie on mógł się podziać. Na zewnątrz na pewno nie wyleciał, bo szpara w drzwiach balkonowych była zbyt wąska, żeby się w nią zmieścił.
To oznaczało, że Gryzoniusz przez cały dzień musiał się gdzieś ukrywać w mieszkaniu emeryta. Protazy postanowił więc za wszelką cenę odnaleźć kryjówkę Gryzoniusza i pozbyć się jego z mieszkania. W przeciwnym razie każdej nocy będzie się rozgrywał ten przerażający spektakl, który nie pozwoli mu zasnąć.
Z takimi myślami emeryt dotrwał do rana. Wziął krzesło i ostrożnie przysunął je do szafy. Przedtem wziął do ręki ścierkę przyniesioną z kuchni, Wszedł na krzesło, dzięki czemu mógł zobaczyć, co się dzieje na jej wierzchu. Spostrzegł w pierwszej chwili, że było tam pusto poza niewielką warstwą kurzu, którą planował usunąć w najbliższej przyszłości.
W pewnej chwili wzrok jego padł w miejsce, gdzie w jednym z narożników, gdzie szafa styka się ze ścianą. Tkwił tam jakiś tajemniczy, zwinięty kształt. Gdy Protazy wziął do ręki ścierkę, chcąc go dotknąć, kształt ten nagle się rozwinął. Rozpostarł skrzydła i nagle okazało się, że przestraszony emeryt stanął oko w oko z Gryzoniuszem! Dla Protazego był to tak ogromny szok, że ze strachu zakołysał się na krześle, które gwałtownie się przechyliło, a emeryt wylądował z hukiem na podłodze. Hałas ten spłoszył Gryzoniusza, który zaczął latać po pokoju. Zrobił dwa okrążenia pod sufitem, wywołując przerażenie w oczach leżącego na podłodze emeryta. Po tych manewrach Gryzoniusz wyfrunął przez uchylone okno balkonowe na zewnątrz.
Protazy powoli gramolił się z podłogi. Był cały obolały, ale nic sobie nie złamał. Poczuł dużą ulgę, że pozbył się tajemniczego ducha, który okazał się być nietoperzem. Na wszelki wypadek Protazy postanowił jednak na najbliższą noc zamknąć drzwi balkonowe, aby nie zachęcać żadnej ćmy, ani Gryzoniusza do złożenia mu kolejnej wizyty.