Bajki Wuja

Emeryt Protazy od lat był zwolennikiem regularnego trybu życia, gdzie naczelną zasadą było spędzanie czasu we wnętrzu własnego mieszkania. Uważał, że wychodzić na zewnątrz powinien tylko w uzasadnionych wypadkach, jak np. zakupy, czy załatwianie spraw urzędowych. Nie oznacza to, że Protazy całkiem izolował się od świata. Utrzymywał z nim kontakt poprzez radio i telewizję. Kupował też codzienną gazetę. Wpływ mediów powodował rodzące się pokusy, którym czasami ulegał. Jeśli zdarzała się, jego zdaniem, jakaś ciekawa okazja, to robił wyjątki od swojej żelaznej zasady izolacji.
Pewnego dnia oglądał w telewizji lokalne wiadomości. Informowano w nich, że na jednym z dworców kolejowych zamontowano nowe schody ruchome jakiegoś renomowanego producenta. Miały mieć jakieś specjalne mechanizmy najnowszej generacji stanowiące duże ułatwienia dla pasażerów. Zainteresowany tą nowością Protazy postanowił osobiście wypróbować, czym te rzekomo nowoczesne schody różnią się od innych.
W tym celu przywdział tradycyjny ubiór, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy, buty na skórzanym obcasie i ciemnozielony beret. Wyszedł z domu i wkrótce przybył na dworzec kolejowy. Wszedł do długiego korytarza, z którego prowadziły schody ruchome na poszczególne perony. Protazy przeszedł przez ten korytarz w tę i z powrotem, aby znaleźć te nowoczesne schody. Były on bowiem zamontowane tylko przy jednym peronie. Emeryt uważnie obserwował oznakowania peronów, chcąc znaleźć jakąś informację o nowych schodach.
W pewnym momencie Protazy przystanął i z zadowoleniem dostrzegł tablicę. Zawierała ona informację, że właśnie z tego miejsca można zjechać na peron tymi nowymi schodami. Uradowany dotarciem do celu emeryt stanął na schodach, które powoli zjeżdżały w dół na peron. Tuż za nim na wyższym stopniu pojawiła się pewna pani z małym, może dwu- lub trzyletnim, dzieckiem.
W pewnym momencie Protazy odwrócił się do tej pani i jako człowiek z natury uczynny uznał, że kobiecie należy pomóc. Zaoferował więc jej, że, gdy schody zbliżą się do peronu, to weźmie dziecko na ręce, aby bezpiecznie przenieść je przez miejsce, w którym schody stykają się z peronem. Pani miała przy sobie sporą walizkę, więc propozycja emeryta wydawała się jej dobrym rozwiązaniem.
Protazy wziął na rękę dziecko, które z pewną nieufnością przyjęło powędrowanie w objęcia obcego człowieka. Biorąc dziecko na ręce, odwrócił się tyłem do jazdy schodów. Dziecko, widząc przed sobą matkę, zachowywało spokój, mimo że było trochę ściskane przez kościste ręce emeryta.
Zbliżając się do peronu, schody składały się, przez co zmieniało się podłoże. Pod nogami Protazego zrobiło się nagle nierówno. Wpłynęło to na zachwianie stabilności emeryta. Protazy przewrócił się na plecy, ale nadal trzymał dziecko na ręku, wypychając je do góry ponad powierzchnię swego ciała. Bał się, aby nie wkręciło się ono w szczelinę pomiędzy schodami i peronem.
Kobieta, widząc co się dzieje, zaczęła krzyczeć. Nie mogła jednak nic pomóc, bo przy sobie miała dużą walizkę krępującą jej ruchy. Stojący obok na peronie ludzie zauważyli dramatyczną scenę na schodach ruchomych. Zbliżały się one nieuchronnie do peronu, a leżący na nich i trzymający w górze dziecko Protazy nie miał możliwości się podnieść. W momencie, gdy schody dojechały do peronu, jakiś młody, energiczny człowiek przejął dziecko od Protazego, a inny chwycił emeryta za ramiona i przeciągnął go na peron. Operacja ta nie była przyjemna dla Protazego. Ciągnięty przez młodzieńca szorował plecami po twardej nawierzchni peronu. Co gorsza, jadąca tuż za nim kobieta z walizką, dojeżdżała do końca schodów. Nie miała miejsca, by uskoczyć na bok i przewróciła się, wpadając wraz z walizką na leżącego emeryta. Zderzenie było dla niego dość bolesne. Z tyłu paliły go otarte o peron plecy, a z przodu odczuwał przytłaczający go do podłoża ciężar kobiety i walizki. W wyniku zderzenia ciemnozielony beret emeryta spadł z głowy niczym koło przetoczył się kilka metrów po peronie.
Dziecko, które nadal tkwiło na ręku młodzieńca obserwowało te wszystkie sceny. Oczywiście przestraszyło się i zaczęło głośno płakać. Krzyki i hałas przyciągnęły uwagę pracowników służb kolei i policjantów z miejscowego, dworcowego posterunku policji. Zaczęli przepychać się przez zgromadzony wokół schodów tłum, aby ustalić, co się dzieje. Nieco wcześniej ktoś z obsługi technicznej zatrzymał schody. Schodzący po nich pasażerowie, którzy przybyli na kolejny pociąg byli źli, że schody się popsuły i muszą taszczyć swe bagaże po nieruchomych stopniach. Z góry widzieli jednak duże zamieszanie i zaczęli rozumieć, że stało się coś, co spowodowało zatrzymanie schodów.
Po kilku chwilach funkcjonariusze podnieśli z leżącego Protazego matę dziecka, która nie mogła się wygramolić samodzielnie z kościstego ciała emeryta, częściowo przyduszona własną walizką. Na szczęście nic się jej nie stało. Młodzieniec przekazał jej dziecko, które dostało prawie histerii, rozpaczliwie płacząc. Matka usiłowała je uspokoić. Aby zaoszczędzić dramatycznych widoków, wzięła dziecko na rękę, a drugą chwyciła walizkę i przeszła do dalszej części peronu.
Tymczasem Protazy powoli dochodził do siebie. Jego też podnieśli funkcjonariusze kolei i policjanci, pytając, czy mu nic się nie stało. Protazy musiał być w szoku, bo zamiast odpowiedzieć konkretnie na pytanie odrzekł:
– Chyba coś miałem na głowie. To był mój beret, ale teraz go nie mam.
Na te słowa wszyscy zgromadzeni zaczęli intensywnie szukać beretu na peronie. Tak się stało, że w wyniku zebrania się dużej grupy osób i powstania tłoku ludzie nieświadomie kopali beret, który w efekcie wylądował na torach. Ktoś chciał nawet zejść z peronu, aby podnieść ten beret, ale został natychmiast zatrzymany przez pracownika służb kolei:
– Czy pan oszalał? – krzyknął. Przecież za chwilę wjedzie tu pociąg!
– Jak to? – odparł przestraszony rozmówca. Przecież koła rozjadą beret tego starszego pana!
– Rozjadą? – zdziwił się pracownik kolei. No, tak. Mogą rozjechać. Trzeba szybko działać. Pracownik kolei szybko wykonał telefon do dyżurnego ruchu:
– Proszę natychmiast wstrzymać wjazd pociągu na ten peron. Leży tam beret, który trzeba podnieść.
– Beret? – zdziwił się dyżurny ruchu. Jaki beret? Co pan wygaduje?
-Tak, tak to nie żart – odparł pracownik kolei. Tu jeden pan uległ wypadkowi na schodach ruchomych i spadł mu beret na tory. Taki ładny, ciemnozielony. Szkoda, by uległ uszkodzeniu. Poza tym kolej musiałaby wypłacić odszkodowanie za zniszczony beret.
Ten argument podziałał przekonywująco na dyżurnego ruchu. Zadzwonił do maszynisty pociągu, aby zatrzymał się przed wjazdem na stację. Po chwili pasażerowie pociągi usłyszeli pisk hamulców i pociąg się zatrzymał. Pracownik kolei zeskoczył na tory, wziął beret i wszedł z powrotem na peron. Po chwili pociąg majestatycznie wtoczył się na stację. Tymczasem wokół zdezorientowanego emeryta zgromadziła się spora grupa osób, które wypytywały go, czy coś mu się nie stało. Jakieś troskliwe panie usiłowały strzepnąć kurz z marynarki Protazego, który boleśnie jęknął. Poobijane plecy nie pozwalały na żaden dotyk. Wezwano też lekarza dyżurującego na stacji. Zbadał on emeryta, lecz nie stwierdził on żadnych poważnych obrażeń, a szczególnie złamań. Zalecił jednak udanie się do szpitala na wykonanie szczegółowych prześwietleń. Ponieważ równocześnie wezwał pogotowie, na peronie znaleźli się niebawem ratownicy. Również i beret wrócił szczęśliwie do Protazego. Ratownicy zaprowadzili emeryta do karetki i pojechali do szpitala. Na izbie przyjęć wykonano niezbędne oględziny i prześwietlenia. Poza ogólnymi stłuczeniami nic nie stwierdzono.
Obolały Protazy wrócił do domu. Nie będzie milo wspominał przygody na nowoczesnych schodach ruchomych. Co więcej, musi teraz odkurzyć zabrudzony garnitur, którym szorował po peronie ciągnięty przez nieznanego młodzieńca spieszącego mu na ratunek.