Bajki Wuja

Od pewnego czasu na osiedlu, gdzie mieszkał emeryt Protazy, miały miejsce niepokojące wydarzenia. Stwierdzono kilka przypadków przebicia opon samochodowych na parkingach, zostało uszkodzonych szereg zamków do drzwi wejściowych w blokach, połamano kilka okolicznych drzew i podeptano pięknie kwitnące klomby, które pieczołowicie pielęgnowały lokatorki-miłośniczki kwiatów.
Trudno było znaleźć sprawców, gdyż na ogół te akty wandalizmu zdarzały się nocą. Bezkarność z czasem ośmieliła sprawców, którzy, wykorzystując nieuwagę mieszkańców, wyrządzali różne szkody nawet w biały dzień. Lokatorzy zgłaszali te sprawy do dozorcy, do administracji, czy nawet na posterunek policyjny. Działania te nie dały spodziewanych rezultatów. Wszędzie przyjmowano te zgłoszenia tylko formalnie, ale może z powodu braku czasu lub zbyt małej obsady nie potrafiono zaradzić temu procederowi.
Sprawcy obserwowali zwyczaje i ruch mieszkańców w okolic bloków, aby wybrać dogodny moment do wyrządzenia kolejnej szkody. Wśród wielokrotnie dostrzeganych przez nich mieszkańców znalazł się również i Protazy. Jego charakterystyczny strój wyjściowy, czyli trzydziestoletni garnitur, różowa koszula, niebieski krawat w zielone grochy, buty na skórzanym obcasie i ciemnozielony beret, aż nadto rzucał się w oczy, by go nie zauważyć.
Wandale również zarejestrowali w swej pamięci osobę Protazego. Jego przygarbiona i wychudła postać nie starzała, ich zdaniem, żadnego zagrożenia. dla ich niecnych działań. Wiedzieli, że codziennie wychodzi do pobliskiego sklepu i kiosku. Uważali, że jest zupełnie niegroźny i na pewno nie złożyłby donosu na posterunek policji. Zresztą Protazy, jako człowiek spędzający większość czasu w czterech ścianach swojego mieszkania często nie wiedział, co się dzieje na osiedlu, również na jego podwórzu. Nie był więc świadom, że wandale coraz śmielej poczynają sobie i narażają mieszkańców na duże straty.
Pewnego dnia, jak co dzień, Protazy wyszedł rano z budynku po poranne zakupy. Akurat skończył mu się dżem morelowy, więc wizyta w sklepie była wręcz konieczna. Po zrobieniu zakupów Protazy wstąpił do kiosku po codzienną gazetę i zrelaksowany wracał do swego małego lokum, gdzie planował spędzenie reszty dnia.
Szedł, jak zwykle, unikając spojrzeń mijających go ludzi i wpatrując się w czubki swych butów na skórzanym obcasie. W pewnej chwili, jakby wiedziony przeczuciem, podniósł oczy do góry i w tym momencie oblał go zimny pot. Nie dlatego, że się zmęczył, czy przedźwigał niesioną torbą z zakupami. Przyczyną takiego stanu rzeczy był zbir, którego Protazy spotkał w celi, gdzie przez pomyłkę przebywał.
Właśnie w tym momencie pojawił się przed emerytem w odległości może pięciu metrów. W pierwszym momencie Protazy chciał przejść na drugą stronę ulicy, aby uniknąć z nim kontaktu. Niestety, było już za późno. Zbir zaraz rozpoznał Protazego i głośno zaczął rozmowę:
– Się masz, staruszku. Dawno się nie widzieliśmy. Odstroiłeś się, jak stróż w Boże Ciało. Wtedy w celi miałeś trochę inny strój. Bardziej pasiasty. Taki, jak ja. Widzisz, że mnie jednak zwolnili z paki. Długo się tam nie nasiedziałem. Tak, jak mówiłem, szkoda była niewielka, więc nie spędziłem dużo czasu za kratkami. Co tam słychać u ciebie? Też cię zwolnili.
– Tak, po niedługim czasie – rzekł drżącym głosem Protazy, szukając rozpaczliwie możliwości uniknięcia dalszego kontaktu ze zbirem.
– Jakoś jesteś mało rozmowny, staruszku – zauważył zbir. Ale dobrze, trochę się spieszę – kontynuował. Muszę lecieć, kiedyś, jak się spotkamy, to pogadamy dłużej.
– Trzymaj się, staruszku – rzucił na pożegnanie i szybko oddalił się od emeryta.
Protazy z ulgą przyjął zakończenie tej rozmowy i zadowolony z uwolnienia się od zbira udał się w dalszą drogę do domu.
Przypadkowo spotkanie zbira z Protazym obserwowali wandale, którzy czynili szkody na osiedlu. Dobrze wiedzieli, kim jest zbir i co znaczy w przestępczym światku. Fakt rozmowy Protazego ze zbirem zrodził w nich wniosek, że Protazy jest bliskim znajomym zbira. Uznali też, że swoimi wyczynami weszli do rejonu, w którym rządził zbir. Takie wejście groziło nieprzyjemnymi konsekwencjami dla nich. Ze zbirem lepiej było nie zadzierać. W tym momencie pozornie niegroźny i niepozorny emeryt stał się w ich oczach postacią, z którą należy się liczyć. Uznali, że należy przerwać swą przestępczą działalność i przenieść się do innej dzielnicy. Los sprawił, że spotkanie Protazego ze zbirem obserwowała kioskarka, która przez okno kiosku spoglądała właśnie na ulicę.
Lokatorzy zauważyli po pewnym czasie, że sytuacja wokół bloków na osiedlu Protazego uległa zadziwiającej poprawie. Nikt już nie przebijał opon w samochodach, nie łamał drzew, nie deptał klombów. W codziennych rozmowach mieszkańcy często zwracali uwagę na nieoczekiwaną poprawę sytuacji. Zauważył to również dozorca, gdy dokonywał codziennych porządków wokół budynków.
Pewnego dnia udał się do kiosku i w rozmowie z kioskarką też zwrócił uwagę na poprawę sytuacji i ustanie aktów wandalizmu.
– Ja się domyślam, dzięki komu to mogło się stać – stwierdziła kioskarka. Wie pan, siedziałam tutaj w kiosku i spoglądałam przez okno. Nagle zobaczyłam, że taki starszy pan w kolorowym stroju i z beretem na głowie, takim ciemnozielonym, rozmawia z jakimś nieciekawym typem. Od razu widać, że był na bakier z prawem. Ciekawe, że wydawało mi się, iż ten typ musiał znać tego pana.
– Chyba wiem, o kogo chodzi – rzekł dozorca. To pan Protazy z mojego bloku. Też mi się wydaje dziwne, bo on z nikim się nie kontaktuje, a tu taka rozmowa z kimś takim.
Ale wie pan – doznała nagle olśnienia kioskarka. Przecież pana Protazego niesłusznie aresztowano. Może tam się natknął na tego typa.
– Tak, tak – odparł dozorca. To bardzo możliwe. Tylko jak to się ma do nagłej zmiany, jeśli chodzi o akty wandalizmu. Znikły one, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Może pan Protazy namówił tego typa, żeby przepędził tych wandali?
– To bardzo możliwe – zdumiał się dozorca trafnymi uwagami kioskarki.
Treść tej rozmowy z czasem rozniosła się wśród okolicznych mieszkańców. Skojarzyli oni zniknięcie wandali z osobą Protazego. Pozycja emeryta wśród mieszkańców osiedla znacznie się umocniła. Uznano, że ma znaczące kontakty. To tylko on mógł sprawić, że wandale znikli z osiedla.
Protazy, jako człowiek skromny, nie słuchał tych pogłosek. Dlatego nie zdawał sobie sprawy z tego, jak go postrzega otoczenie. Był więc bardzo zdziwiony, gdy pewnego dnia znalazł w swej skrzynce pocztowej zagadkowe pismo z posterunku policji. Początkowo bardzo się zdenerwował. Snuł różne domysły, z jakiego powodu otrzymał takie pismo. Było ono tym bardziej zagadkowe, że zawierało tylko prośbę o stawienie się na posterunku policji we wskazanym terminie. Nie podano jednak żadnego powodu wezwania.
We wskazanym terminie mocno przejęty Protazy, ubrany w tradycyjny strój wyjściowy, zjawił się na posterunku. Gdy tylko przekroczył próg, został zaproszony do pokoju komendanta. Traf chciał, że emeryt znów spotkał znajomą twarz szefa posterunku. Była to ta sama osoba, z którą kiedyś miał do czynienia jako z sędzią wędkarskim, komisarzem na lotnisku i w areszcie śledczym.
Przypadek sprawił, że teraz przeniesiono go na kolejne stanowisko, tym razem na komisarza posterunku policji w dzielnicy zamieszkania Protazego.
– To niemożliwe, co za zrządzenie losu, panie komisarzu. Znów się spotykamy – zauważył na wstępie emeryt.
– No właśnie – zauważył komisarz. Chyba jesteśmy skazani na siebie. Tym razem spotykamy się w innym nastroju. Chciałbym wręczyć panu dyplom uznania w imieniu policji za udział w ujęciu szajki wandali, którzy niedawno wpadli w nasze ręce.
– Nie rozumiem – rzekł Protazy. Jaki ja mam w tym udział?
– Jak to jaki? – odparł komisarz. Doniesiono nam, że rozmawiał pan z jakimś wpływowym człowiekiem, który zmusił wandali do zmiany miejsca grasowania, a to nam ułatwiło ich aresztowanie.
Emeryt nic nie powiedział. Pomyślał tylko, że gdyby policja wiedziała, kto to był tą rzekomo wpływową osobą, to pewnie zamiast dyplomu dostałby wezwanie na przesłuchanie w sprawie kontaktów ze światem przestępczym.