Bajki Wuja

Emeryt Protazy był człowiekiem honoru. Dlatego uważał, że jego niefortunna przygoda z krą na rzece powinna znaleźć właściwy finał. Miało nim być odpowiednie podziękowanie studentowi Ewarystowi za okazaną pomoc. Pomachanie ręką w dowód wdzięczności, zdaniem Protazego, było niewystarczającym zadośćuczynieniem dla uczynnego młodzieńca. Problem polegał jednak, że emeryt nie znał żadnych personaliów swego wybawiciela. Nie wiedział przecież, że jest studentem ani nie znał szczegółów umożliwiających identyfikację Ewarysta.
Protazy długo myślał na wyborem swojej strategii, aż wreszcie wpadł na genialny, ale zarazem prosty sposób. Spotkał przecież Ewarysta nad brzegiem rzeki. Może znów natknie się na niego, gdy ponownie się pojawi w tamtych okolicach. Oczywiście nie było mowy o ponownym badaniu grubości lodu.
Emeryt postanowił więc wybrać się tam już nazajutrz. Ponieważ podróż, podobnie jak poprzednio, przebiegała przez miasto, emeryt postanowił założyć tradycyjny strój wyjściowy. Był jeszcze jeden powód przywdziania takiego ubioru. Protazy myślał, że w ten sposób będzie bardziej rozpoznawalny dla Ewarysta, którego spodziewał się spotkać.
Po przybyciu na miejsce emeryt rozglądał się wzdłuż brzegu rzeki, ale nikogo nie widział. Po paru minutach zobaczył z dala sylwetkę jakiegoś biegacza, która przybliżała się do Protazego. Niestety, okazało się, że tym biegaczem nie był poszukiwany Ewaryst. Protazy zachował jednak zimną krew. Zatrzymał biegacza i spytał:
– Przepraszam pana, czy zna pan może takiego młodego człowieka, który biegał po tej trasie?
– Kiedy to było? – zapytał biegacz.
– Dwa dni temu – odparł emeryt.
– Dwa dni temu? Tak, już wiem. To musiał być Ewi, czyli Ewaryst.
My tu razem biegamy, ale ja jednego dnia, a on następnego. Studiujemy w Akademii Wychowania Fizycznego. Rozumie pan, że tam trzeba wykazać się sprawnością fizyczną, dlatego musimy systematycznie trenować – wyjaśnił biegacz.
Protazy był bardzo usatysfakcjonowany informacją uzyskaną od kolegi Ewarysta. Nazajutrz wybrał się do siedziby Akademii, aby tam odszukać swego wybawiciela i osobiście podziękować mu za uratowanie życia. Gdyby nie on, to los Protazego byłby nie do pozazdroszczenia. Uznał jednak, że nie wypada pójść z gołymi rękami. Po drodze wstąpił do sklepu, lecz z uwagi na niewielkie fundusze, jakimi dysponował, kupił metalowe pudełeczko z landrynkami. Wydawało mu się, że dla Ewarysta będzie to praktyczny upominek. Landrynki może ssać w czasie biegu, żeby sobie odświeżyć oddech. Po opróżnieniu pudelka student mógłby je wykorzystać jako pojemnik na jakieś drobnostki.
Tak starannie przygotowany Protazy wsiadł do tramwaju, który miał przystanek tuż przy wejściu głównym na teren Akademii. Po chwili emeryt znalazł się na terenie uczelni. Był nieco zdezorientowany, gdy zobaczył kilka różnych budynków. Zastanawiał się, jak znaleźć Ewarysta. Obok niego w tę i z powrotem przechodziły grupki studentów, którzy podejrzliwie zerkali na dziwacznie, ich zdaniem, ubranego emeryta.
Protazy nie zrażał się jednak chaosem panującym na dziedzińcu i przechadzał się pomiędzy budynkami. W pewnej chwili stanął przed jednym z nich, który był siedzibą dziekanatu. Wszedł do środka i znalazł pokój sekretariatu. Gdy spytał o Ewarysta, zdziwiona sekretarka odpowiedziała:
– Ewaryst? To imię, a nie zna pan nazwiska, a może wie pan, na jakim wydziale studiuje ?.
– Niestety, nie – ze skruszoną miną odpowiedział Protazy.
– Trudna sprawa – stwierdziła sekretarka. Spróbuję jakoś panu pomóc. Zaczęła czegoś szukać w komputerze, gdy nagle wszedł do pomieszczenia sekretariatu jakiś student. Zobaczył Protazego i popatrzył na jego ubiór. Skojarzył, że to ten sam człowiek, który płynął na krze po rzece.
– To pan wtedy tak dryfował na krze? – spytał Protazego.
– Tak – uradował się emeryt, że oto stał przed nim człowiek, którego szukał. Dla pewności jednak zapytał:
– Pan pewnie ma na imię Ewaryst?
– Tak – odpowiedział student. Jak pan minie znalazł, panie….
– Protazy – odpowiedział emeryt.
– Właśnie, panie Protazy. Przecież pan mnie nie zna, skąd zatem wie pan, jak mam na imię – dziwił się Ewaryst.
– Mam swoje sposoby – tajemniczo odparł Protazy, zmieniając zaraz temat.
Szukałem pana, bo chciałem podziękować za pomoc nad rzeką. W dowód wdzięczności proszę przyjąć ten skromny emerytalny upominek.
Ewaryst z pewnym zdumieniem przyjął pudełko z landrynkami. Otworzył je i poczęstował panią sekretarkę. Chciał poczęstować Protazego, lecz ten grzecznie podziękować, tłumacząc, że stan jego uzębienia nie pozwala mu się zmierzyć z tak twardą materią.
– Dziękuję bardzo – odpowiedział Ewaryst. Ja natomiast mam dla pana niespodziankę. Ostatnio uruchomiony został w naszej uczelni Wydział Fizjoterapii. Prowadzone są tam ćwiczenia praktyczne studentów, którzy wykonują masaże wybranych ochotników. Może pan by się zgodził być takim ochotnikiem. O ile wiem, ktoś dziś miał się zgłosić, ale nie przyszedł. Szkoda, żeby studenci stracili możliwość wykonania ćwiczeń. Protazy, chcąc sprawić przyjemność Ewarystowi, zgodził się wystąpić w takiej funkcji. Student ochoczo przyjął taką deklarację i zaprosił emeryta do Sali, gdzie odbywały się ćwiczenia przyszłych fizjoterapeutów. Stał tam prowadzący zajęcia opiekun grupy studentów. Gdy zobaczył Protazego, czuł się trochę zawiedziony, widząc jego wychudłą i przygarbioną sylwetkę. Uznał jednak, że wobec braku innych ochotników trzeba włączyć do ćwiczeń emeryta. Polecił, aby Protazy rozebrał się do pasa i położył na leżance, która stała obok. Emeryt wykonał posłusznie polecenie opiekuna studentów, który, jak się okazało, miał sopień doktora fizjoterapii. Poprosił zaraz studenta, który stał za drzwiami. Protazy leżał na brzuchu, ale odwrócił głowę, by zobaczyć, kto go będzie masował. Widok, jaki zobaczył, odebrał mu na moment oddech. Nad nim stanął barczysty, dwumetrowy młodzieniec. Ważył lekko ponad sto kilogramów, a dłonie miał niczym Frankenstein. Emeryta przeszły dreszcze po całym ciele.
– Jak taki potwór weźmie mnie w obroty, to zamiast masażu wyląduję w gipsie – myślał przestraszony Protazy.
Istotnie, emeryt się nie pomylił. Doktor dał sygnał, a zapalony dwumetrowiec energicznie przystąpił do masażu. Ogromnymi dłoniami ścisnął plecy Protazego tak mocno, że ten aż jęknął z bólu.
– Panie kolego – rzekł doktor – proszę bardziej delikatnie. Musi pan używać siły adekwatnie do budowy pacjenta.
– Tak jest, panie doktorze – odparł dwumetrowy student. Zaraz to skoryguję.
Tym razem zabrał się za żebra emeryta. Znów naciskał je z taką siłą, że Protazy ledwie dyszał, wydając z siebie dramatyczne okrzyki.
– Panie kolego – powtórzył zniecierpliwiony doktor – przecież mówiłem panu, żeby nie używał pan zbyt dużej siły, a widzę, że pacjent aż jęczy pod naciskiem pańskich dłoni.
Protazy cierpiałby jeszcze dłużej, gdyby pan doktor nie ogłosił końca zajęć.Podziękował Protazemu za ochotnicze uczestnictwo w zajęciach. Po chwili wyszedł z grupką studentów z sali ćwiczeń. Został w niej sam Protazy pokiereszowany przez dwumetrowego osiłka. Nie bardzo mógł się ruszać.
Z trudnością wkładał powoli na siebie różową koszulę, wolno zawiązywał krawat w grochy, a na koniec ledwo udało mu się wciągnąć na swój obolały grzbiet marynarkę i kurtkę. Nacisnął jeszcze na głowę swój ciemnozielony beret i, włócząc nogami, powoli wyszedł na teren dziedzińca uczelni.
Gdy szedł w kierunku wyjścia, zaczepił go jeden z tutejszych docentów:
– Przepraszam, czy coś się stało? Tak wolno pan idzie i z grymasem na twarzy.
– Nie, nic takiego – dodał Protazy. Właśnie poznałem uroki fizjoterapii,
Po tym krótkim dialogu emeryt doczłapał do tramwaju i z wielkim wysiłkiem dowlókł się do swego mieszkania.
Pokiereszowany przez zbyt ambitnego studenta opadł na fotel i myślał, jak długo będzie dochodzić do siebie.