Bajki Wuja

Pewnego poranka w mieszkaniu emeryta Protazego zadzwonił telefon. Jak zawsze w takich przypadkach dźwięk ten wywołał u Protazego uczucie niepokoju. Zawsze, zanim podniósł słuchawkę, snuł domysły, kto to może dzwonić. Słyszał już o tylu różnych podstępnych telefonach, gdzie rozmówcy stosowali różne sztuczki, chcąc wyłudzić pieniądze. Musiał zatem być ostrożny.
Tym razem nie było powodów do niepokoju, bo dzwonił jego bratanek Wacuś.
– Dzień dobry, stryjku – zagadnął Protazego.
– Witaj, Wacusiu – odparł emeryt – co u ciebie słychać? Skoro dzwonisz, to pewnie coś się nowego wydarzyło.
– Nie, nic takiego, wszystko w porządku – odparł Wacuś. Mam tylko drobną prośbę. Muszę coś załatwić w urzędzie, który jest w twoim mieście, a nie bardzo wiem, jak tam dojechać. Ty, jako mieszkaniec, zapewne lepiej znasz szczegóły. Dlatego chciałem cię prosić o to, czy mógłbyś tan ze mną pojechać. Jutro rano przyjadę do ciebie, a potem byśmy mogli tam razem pojechać.
– Oczywiście, Wacusiu – rzekł Protazy – to żaden problem.
Emeryt uradowany tak banalną prośbą, która nie stwarzała żadnych kłopotów, w dobrym nastroju spędził cały dzień.
Nazajutrz, tuż przed południem, Protazy usłyszał dzwonek do swoich drzwi wejściowych. Gdy emeryt otworzył je, zobaczył Wacusia, który przybył zgodnie z zapowiedzią. Po paru minutach obydwaj wyszli z mieszkania i skierowali się na najbliższy przystanek autobusowy, aby stamtąd pojechać do urzędu.
Urząd znajdował się w ogromnym budynku. Mieściło się tam wiele różnych instytucji. Po wejściu do środka Wacuś poprosił Protazego, by poczekał w holu, a on uda się do urzędu, załatwi sprawę i wróci. Wsiadł zaraz do windy i pojechał w górę. Emeryt został sam w ogromnym holu. Był tu pierwszy raz, więc rozglądał się na wszystkie strony. Zaczął przechadzać się w tę i z powrotem.
W pewnej chwili znalazł się przy drzwiach wejściowych do placówki centrali telefonicznej, która obsługiwała awaryjne zgłoszenia na numer 112. Nie trzeba dodawać, że Protazy ubrany był, jak zwykle, w reprezentacyjny strój, czyli trzydziestoletni garnitur, różową koszulę, zielony krawat w niebieskie grochy i buty na skórzanym obcasie. W ręku trzymał ciemnozielony beret, który zdjął z głowy przy wejściu do budynku, jak to miał w zwyczaju czynić.
Oficjalny strój Protazego zwrócił uwagę kierownika placówki. Ponieważ poszukiwano nowego pracownika i taki właśnie pracownik miał się zjawić tego samego dnia, kierownik pomyślał, że może to być nim Protazy.
– Dzień dobry, panu – zagadnął. Miło, że pan się stawił do pracy. Zapraszamy do środka.
– Proszę pana – odrzekł zaskoczony emeryt – to chyba pomyłka, ja tu jestem przypadkowo.
– Niech -pan nie będzie taki nieśmiały – rzekł kierownik. Stanowisko prazy już czeka na pana. Nie można zwlekać. Domyśla się pan, że obsługujemy pilne zgłoszenia. Im prędzej przystąpi pan do pracy, tym lepiej.
– Ależ proszę pana – bronił się Protazy – przecież panu mówię, że jestem tu przypadkowo. Czekam na swojego bratanka, który załatwia sprawy w urzędzie na wyższych piętrach.
– Dobrze, dobrze – nalegał kierownik – niech pan nie marudzi.
Po tych słowach chwycił Protazego pod rękę i wprowadził go na salę, w której siedzieli ze słuchawkami na uszach pracownicy i odbierali zgłoszenia alarmowe.
Protazy posadzony prawie siłą na stanowisku operatora nie próbował dalej protestować. Kazano mu założyć słuchawki na uszy i jak tylko to uczynił, otrzymał pierwszy telefon:
– Halo, proszę pana, potrzebuję pilnej pomocy. Mój piesek Dyzio wszedł w pokrzywy i boi się z nich wyjść. Nie wiem, co mam robić. Boję się, żeby się nie poparzył.
– Jak piesek ma na imię? – spytał zaciekawiony Protazy.
– Imię? Czy pan oszalał? Czy ma to teraz jakieś znaczenie? Myśli pan, że to pomoże wydobyć mojego Dyzia z parzących czeluści? Ignorant, cham i gbur, żartów mu się zachciało! Imię pieska! Jeszcze czego! Przecież mówiłam „Dyzio”! – rzekła oburzona i rzuciła słuchawkę.
Protazy też nie był zachwycony tą rozmową, ale nie miał czasu na rozmyślania, bo za moment zadzwonił drugi telefon:
– Halo, czy to telefon 112? – zabrzmiał glos w słuchawkach.
– Chyba tak – odpowiedział emeryt.
– Jak to chyba?- rzekł zdenerwowany rozmówca. To pan nie wie, gdzie pan pracuje?
– Wydaje mi się, że nie, bo ja jestem na emeryturze – usprawiedliwiał się Protazy.
– Co? Na emeryturze? To co pan tam robi? – dopytywał coraz bardziej zniecierpliwiony rozmówca.
– Znalazłem się tutaj przez przypadek – z rozbrajającą szczerością odparł emeryt.
– To co to za numer alarmowy? – złościł się coraz bardziej rozmówca. Zamiast uzyskać pomoc, muszę użerać się z emerytem!
– Może jednak pan wyjaśni, w jakiej sprawie pan dzwoni? – przeszedł nagle do konkretów Protazy.
– W jakiej sprawie? Teraz to już nieważne. Przecież i tak mi pan nie pomoże. Emeryt! Coś takiego! – skończył nagle rozmowę doprowadzony do wściekłości zniecierpliwiony rozmówca.
Za chwilę znów zadzwonił kolejny telefon.
– Halo! Potrzebuję pilnej pomocy! Proszę mi natychmiast pomóc! – krzyczała spanikowana starsza pani.
– W czym pani pomóc? – odparł emeryt.
– Jak to w czym? No…dokładnie nie wiem. Jakby tu panu wyjaśnić? Właśnie weszłam na drzewo. Wejść łatwo, ale zejść już gorzej. Może by pan przysłał jakichś strażaków, żeby mnie ściągnęli z tego drzewa.
– A ile pani ma lat? – dopytywał Protazy.
– Jest pan bezczelny. Kobiety nie wypada pytać o wiek! – wzburzyła się niewiasta.
– Pytam, bo od tego zależy zakres pomocy – odparł Protazy.
– Jak powiem, że osiemdziesiąt, to wystarczy? – powiedziała rozmówczyni.
– Osiemdziesiąt? – W tym wieku jeszcze pani weszła na drzewo? Po co się tam pani pchała? – zaciekawił się emeryt.
– Musiałam – odparła niewiasta. Mój kot się tam wdrapał i zaczął tak głośno miauczeć, że chciałam mu pomóc. Ten niewdzięcznik jednak zeskoczył na dół, jak gdyby nigdy nic, a mnie zostawił samą na drzewie.
– Trudna sprawa – zauważył ze współczuciem w głosie Protazy.
Niewiasta była jednak bardzo niecierpliwa:
– To jak to będzie z tą pomocą? – dopytywała.
Protazy zamilkł na chwilę, bo nie wiedział, w jaki sposób powiadomić straż pożarną o tym zdarzeniu.
Na pulpicie miał różne przyciski oznaczone jakimiś symbolami, które mu nic nie mówiły. Znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Nie wiedział, co miał odpowiedzieć uwięzionej na drzewie osiemdziesięciolatce.
Szukając jakiegoś rozwiązania, rzekł tylko do niej:
– Proszę poczekać na drzewie. Spróbuję kogoś przysłać – odpowiedział, choć zdawał sobie sprawę, że niewiele może zdziałać.
Z opresji wybawił go tajemniczy dotyk, jaki poczuł z tyłu na plecach. To kierownik stał za nim i kazał mu zdjąć słuchawki z uszu. Przepraszał za nieporozumienie, bo oto zgłosił się właściwy pracownik, który zaraz przejął od Protazego słuchawki.
Emeryt odetchnął z ulgą. W oddali zobaczył rozgorączkowanego Wacusia, który go wszędzie poszukiwał.
– Stryjku, gdzie ty chodzisz? – spytał zaniepokojony. Szukam cię po całym tym holu już od pół godziny i nigdzie nie mogłem cię znaleźć. Co ty tam robiłeś?
– Widzisz, Wacusiu – tajemniczo odpowiedział Protazy. To takie drobne nieporozumienie